31 grudnia 2012

...świata jest za dużo

Ostatni dzień roku. Gdzie nie spojrzę, podsumowania. Wielkie liczby, wspaniałe osiągnięcia, słuszna radość i duma. Dla większości to wyjątkowy dzień, dla mnie - zwyczajny, szary poniedziałek. Bez podsumowań, bez planów. Mijający rok był jednym z lepszych w moim życiu, jednak nie skończył się dla mnie dobrze. Dlatego w tym momencie nie umiem nawet cieszyć się tym, co dobrego mnie spotkało i co osiągnęłam. Nie mam też siły na wypowiadanie wartościowych postanowień. Zaglądam na zaprzyjaźnione blogi, portale społecznościowe rozkrzyczane życzeniami i, choć ich tyle radosnych tam wieści i optymizmu, dopada mnie smutek. I bardzo samotna czuję się w swoim cieniu. Czy nikt dzisiaj nie cierpi? Czy cierpienie nie ma dziś głosu? Czy dziś panuje bezwzględny obowiązek radowania się?

Nie wiem, czy jeszcze będę tu pisać. Ostatnio przestałam odczuwać taką potrzebę, co mocno mnie zaniepokoiło. Jest mi pusto i nijako. 

Chciałabym przetrwać ten czas, odnaleźć spokój i powody do dumy. Chciałabym cieszyć się z bycia sobą i być z sobą w zgodzie. Tego dziś sobie życzę. 

25 listopada 2012

Więc taka jest właśnie jałowość - pustka, niemoc, marazm? 
Więc tak to właśnie jest - nie mieć nic do powiedzenia?
Duchowe grzęzawisko, mgła, szarość, obojętność. 
Dzień-noc-dzień-noc-dzieńnoc.
Sen.
Nie mam siły.

Czy coś mnie w końcu obudzi...?

30 września 2012

Jak wiele mi ostatnio umyka. 
Jak szybko przyzwyczajam się do rzeczy niezwykłych. Z jak błahych powodów odpuszczam. Jak szybko powszednieją mi sprawy, które kiedyś zapalały serce. Jak łatwo się poddaję.

Dosyć.

15 września 2012

a tak się pożalę ...

"Jest cierpienie nieuniknione, na które trzeba umieć wyrazić mądrą zgodę..." - z dzisiejszego kazania ks. Leszka. Marek wyciągnął mnie dziś na mszę o 20:00. Marudziłam, że niee, a tu proszę - ksiądz Leszek zaczynający kazanie od wiersza Lechonia: 

"Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje."

Ksiądz Leszek wrócił - a mnie wraca wiara w sens kościoła. Z drugiej strony - nie lubię kazań księdza Leszka - bo na mszy nie mogę ich zapisać. A chciałabym pamiętać KAŻDE zdanie. Są tak niesamowite. Z trzeciej strony dziś, gdy zobaczyłam księdza Leszka, chciałam schować się za filarem. Bo trzy miesiące temu obiecałam mu, że zredaguję nasze dyskusje na Dyskusyjnym Klubie Katolickim w naszej wiosce. A nie zredagowałam. Ani jednej. 

Przeżywam kryzys twórczy. Nie umiem się pozbierać. Brakuje mi czasu. Przytłaczają obowiązki. Dopada lenistwo. Wiecznie brakuje snu. Rosną zaległości.

Nie odnalazłam się jeszcze do końca w nowej pracy. Nie czuję jej. Proste czynności zajmują mi kupę czasu. Przynoszę robotę z pracy do domu, z domu do pracy. Tęsknię za sekretariatem, na szczęście czasem wpadam tam na zastępstwa. 

Nie mam pomysłów na recenzje. Mój blog recenzyjny znalazł się w finałowej dziesiątce eBuki, a moje natchnienie i zapał - jak na złość - postanowiły mnie opuścić.  

I poranki - takie chłodne.

31 sierpnia 2012

krótko :)

- jestem technikiem administracji (85%, 86% i 88%),
- w poniedziałek kończę staż i podpisuję umowę o pracę.
^_^

20 sierpnia 2012

Doniesienia z Ćwirk-Olandii

Nie myślcie, że nie pękam z dumy!! :-) 
To mój pierwszy pisklaczek, papug z moich papug. Mogłam obserwować cud narodzin, dziwić się, niepokoić i radować. 
*
Udane lęgi to niełatwa sprawa. Trzy z pozostałych pięciu jaj wysiadywanych przez Ćwirusię były niezalężone albo zaziębione. Drugiego pisklaka znalazłam martwego następnego dnia po wykluciu. Może był za słaby, może matka niechcący go zadusiła. Zdarza się to często i raczej nie mamy na to wpływu. 
Tymczasem jest Pimpek. Może Pimpusia, nie wiem. Zdemontowałam już budkę, przeniosłam Franię i Kruszka z osobnej klatki do jednej, wspólnej z rodzicami małego. Pimpek radzi sobie świetnie, kolejnym trudnym krokiem jest przyzwyczajanie go do latania po przestrzeni pokoju. Ale to za jakiś czas.
*
A na koniec:
 Z serdecznymi pozdrowieniami!

15 lipca 2012

jest nas więcej! :-)

Ćwirusia została mamą! :-)
Pisklak na zdjęciu ma 10 dni.

:-)

30 czerwca 2012

na ziemi jest o niebo lepiej

Nieskazitelny turkus nieba o zmierzchu. Bezruch doskonały czerwcowych wieczorów. Chłonę ich spokój, ciepło i muzykę. Świerszcze grzechoczące ze wszystkich stron. Śpiew słowika i kosów. Kumkanie kumaków. Roje świetlików. Zapach trawy. Srebro księżyca za koronami drzew... 

Niczego więcej nie pragnę. Żadnych wyjazdów. Żadnych zmian położenia. Żadnych innych wrażeń.

Zaliczyłam semestr, skończyłam szkołę (z wyróżnieniem!^^). Podeszłam do egzaminu państwowego. Część teoretyczną miałam okazję sprawdzić - zdałam, a ostateczne wyniki w sierpniu. Jestem dobrej myśli, choć etap praktyczny zawsze bywa nieprzewidywalny. Jestem z siebie dumna, bo nie była to dla mnie łatwa szkoła. Myślałam, że po studiach szkoła policealna to będzie łatwizna, ale bardzo się pomyliłam. Nie było tam żadnej taryfy ulgowej. 

A teraz na całego cieszę się życiem. Cieszę się pracą. Daję tam z siebie 150%, czuję się potrzebna i doceniana. I choć wcale nie jest mi łatwo, a współpraca nie zawsze układa się pomyślnie, choć stres towarzyszy mi każdego dnia - dopiero teraz widzę, jaka jest różnica pomiędzy teraźniejszością a moim dawnym życiem bez etatu. I nie zrozumie tego nikt, kto takiej nocy w swym życiu nie miał. Teraz widzę to bardzo wyraźnie: nikt, kto nie doświadczył bezrobocia nie ma i nigdy nie miał jakiegokolwiek prawa dawać mi rad i szukać za mnie plusów w tej beznadziei, o jakiej nie ma pojęcia. 

Moje życie nabrało rytmu, smaku i sensu. Trawniki do skoszenia, książki do przeczytania i zrecenzowania, teksty do napisania, dom do posprzątania, sukienki do przymierzenia, zakupy do zrobienia, kwiaty do sfotografowania, szczyty do zdobycia, przepisy do wypróbowania - czekają! :-)

A w naszym domku są już okna! :-)

*
"To czego pragnę jest w zasięgu ręki
To, czego nie mam - nie istnieje"
- chce mi się śpiewać za Basią Stępniak-Wilk. 

I śpiewam.

3 czerwca 2012

...rozkwitanie jest trudne, w każdym razie - ryzykowne. Narażasz się na kaprysy pogody, wiatry, deszcze, tradycyjne majowe  przymrozki, o szkodnikach nie wspominając. I ta rozpaczliwa walka o dostęp do słońca wśród tych, co już wysocy i rozrośnięci, stabilni. 
Czasem po powrocie do domu mam tylko jedną potrzebę: zasnąć. Nadal "rosnąć w ciemności, jak korzeń niegotowa". Odpocząć. 

Moje życie traci smak i kolory. Nie odczuwam głodu, nie czuję smaku tego, co jem. Ciałem jestem w domu, myślami i emocjami w pracy. Nie słyszę, co mówi do mnie mąż. Denerwuje mnie śpiew moich papug, wyciszam muzykę, akceptuje tylko ciszę. Nawet nie umiem porządnie się wyspać.

Jak radzicie sobie ze stresem?

9 maja 2012

pora rozkwitnąć

Tak długo odpoczywałam w cieniu. Tak długo bałam się powiedzieć - jestem gotowa. Tak długo przekreślałam siebie samą. Tak daleko uciekałam.

Nie mogę wyjść z zachwytu dla świata, który ma tyle barw. Nie mogę wyrosnąć z naiwnych moich wzruszeń nad kolejną wiosną życia. Nie mogę wyzbyć się nadmiaru tej wzniosłej radości pomieszanej z wdzięcznością. Nie umiem wyciszyć w sobie tej nieustającej pieśni dziękczynnej za....

...za to, że nasz dom pokrył się czerwoną dachówką o odcieniu z moich snów. Za to, że na swej drodze spotykam niesamowitych ludzi, którzy znajdują odrobinę czasu, by się zatrzymać i przysiąść ze mną na skraju tej drogi. Za posiadanie kilku zegarów, w których czas się zatrzymał - i ocalił przed chaosem zmienności i zapomnienia dawne znajomości. Za poczucie sensu tego, co robię. Za życzliwość i dobro, którą dostaję od innych. Za to, że mogę wychodzić z domu zieloną ścieżką wczesnym rankiem i wracać nią późnym popołudniem. Za zmęczenie, brak czasu, stres, nadmierną senność, troski, wysiłek, potknięcia i błędy. Za muzykę i biblioteki. Za Małe Kino i księdza Leszka. Za literaturę i filozofię. Za kwitnące jabłonie i rzeżuchę łąkową. Za miłość.

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów czuję, że cokolwiek ode mnie zależy. Może w obiektywnej skali to zupełnie nic, ale dla mojej duszy - to wiele.

Wiele spraw muszę jeszcze poukładać, wiele muszę się nauczyć, by nadać życiu zupełnie nowy rytm. Jestem dobrej myśli. Dam sobie radę. 

Jest maj. Pora rozkwitnąć.  

30 kwietnia 2012

Opatrzność

Mógł być ostry zakręt z górki, na którym trzeba przyhamować. Taki, jakich pełno na przykład w Budzowie, miejscowości na trasie do Krakowa - strome serpentyny. Mogła być zatłoczona dwupasmówka, gdzie trzeba reagować na zachowanie kierowców z tyłu, z przodu, z boków i skąd tam jeszcze. Mógł być korek, jazda zderzak w zderzak. Mógł być przechodzień, co nieopatrznie przechodzi przez jezdnię...

Były światła, które tuż przed nami zmieniły się na czerwone, więc na wprost - żadnych pojazdów. Kiedy wjeżdżaliśmy na środek jednego z dużych, ruchliwych skrzyżowań, zdziwieni, dlaczego nie możemy zahamować, jeszcze żaden z samochodów nie zdążył na nie wjechać.

Bezkolizyjne, bezpieczne zatrzymaliśmy się na wolnym pasie. Ktoś nas przeprowadził, rozstąpił przed nami morze aut Zakopianki, gdy zerwała się nam linka hamulcowa...

Kwestia minut, metrów.
Jesteśmy. 
Dziękuję.

10 kwietnia 2012

Wczesna wiosna.
Najpierw szarość. Czerń. Brudna biel śniegu zalegającego na polach. Potem sepia z nieśmiałymi przebiciami traw. Smutny brąz rozświetlany niskim słońcem. W końcu zieleni delikatna mgiełka. Cierpliwość barw czekających na rozkwit. 

Aż mnie zaskoczy swym nadmiarem, nieprzyzwoitą obfitością, nagromadzeniem wrażeń doniosłych, nieogarnionym zachwytem. 
Aż nie starczy mi powietrza na westchnienia.

Łagodnie ogrzewaj, nasycaj powoli. Promień po promieniu zsyłaj. Chcę stąpać po odcieniach. Radować się pojedynczymi dźwiękami, zanim zapomnę się w melodii. Rozpłynę.

Nie, wiosno. Nie przychodź zbyt szybko. 

19 marca 2012

Poznajcie Frankę :)

Frania, Franka, Franusia. 
Jest z nami od 1 marca.

22 lutego 2012

chorowała długo. myślałam, że byłam na to przygotowana. a jednak, jeszcze dziś mówiłam do M. "chciałabym, żeby doczekała wiosny. wiosną będzie lepiej, nabierze sił". 

umarła mi na dłoni. pół godziny temu.

była z nami cztery lata.

*
kilkanaście minut przed śmiercią zrobiłam to zdjęcie. Klarusia nie mogła już chodzić, zesztywniały jej nóżki, nie trzymała równowagi. Kruszek do końca próbował ją nakarmić... A teraz szuka jej po całym pokoju...




18 lutego 2012

nasze cukrówki

Nie trzeba gołębnika, żeby mieć gołąbki :-). Przylatują codziennie i rozsiadają się jak kwoki. W porywach pięć. W takich chwilach cierpię na brak dobrego aparatu i ładniejszej perspektywy z kuchennego okna. Ale to perspektywa odległych marzeń: aparat i to przęsło. Płot, który kiedyś zniknie albo będzie troszkę inny.


16 lutego 2012

tłusty czwartek u Oleńki ^^



 ...z polewą czekoladową - uwielbiam!

14 lutego 2012

miłość w całej swej cudowności jest zupełnie zwyczajna

Szarych ulic miasta, rozbuchanych kolein brudnego lodu na chodnikach nie rozświetlą żadne wystawy w różach i czerwieniach. Dziś nie mamy czasu na kawiarnię i kino. Biegamy. Od instytucji do instytucji. Bank, geodeta, szkoła, bank, elektrownia. I jeszcze mechanik samochodowy na końcu. Między tym zaglądam do księgarni. Tylko popatrzeć, nie kupuję - trwam w postanowieniu. Musze najpierw przeczytać już zgromadzone. Piętrzące się, wystające z półek. Chcę popatrzeć na nowości, pobyć w przyjaznym miejscu. Oderwać myśli od stosów: dokumentów, wniosków, zaświadczeń, decyzji i podań. Od prozy życia w wydaniu najbezduszniejszym.

*
Kiedy M. zrywa się w sobotę przed 6:00 w szary poranek (w jedyny wolny dzień w tygodniu, w którym może dłużej sobie pospać), odpala samochód przy 25 stopniach mrozu, żeby zawieźć mnie  do szkoły (40 km) [kto powiedział, że miłości nie da się wyrazić w liczbach?:)] tylko dlatego, żebym nie musiała jechać busem, który na moim przystanku ma już znacznie przekroczoną liczbę miejsc stojących i rozumiejąc to, że choć prawo do jazdy mam, to jeździć nie umiem - to, moi drodzy - to jest miłość. Wyrozumiałość dla zupełnie nielogicznych zdań, jak, na przykład: `mieć prawo jazdy, ale nie umieć jeździć`.

Miłość przepełnia nasze dni. Ta najzwyklejsza, przejawiająca się w prostych czynach.

13 lutego 2012

"kochamy wciąż za mało i stale za późno" - pisał ksiądz Twardowski

Wystarczy po prostu zadzwonić. Napisać maila, wiadomość na fb, gg czy czym tam jeszcze. Wykazać odrobinę zainteresowania i dobrych chęci. Umówić się na kawę na mieście. Odwiedzić. Wpaść. Spotkać. Wysłuchać. Pożartować. Tak po prostu, zwyczajnie, najnormalniej na świecie. Bez szukania ważnych powodów, wielkich uzasadnień, bez oczekiwania zaproszeń. Bez wyrachowania: "ty milczysz, to i ja będę milczał. Ty nie dzwonisz, to i ja nie zadzwonię". Z odrobiną wyrozumiałości dla czyichś błędów, dla różnicy zdań.

Odcinaniem się od bliskich, milczeniem wobec nich niczego nie zbudujesz i zniszczysz to, co już istnieje.

Takie zachowanie nie przystoi w miłości.

1 lutego 2012

Zniknęła potrzeba pisania tutaj. Chyba wolę poszukiwanie siebie w książkach, niż nieudolne próby czynienia literatury z życia. A może to tylko zima. Jest mroźno i biało. Do karmnika przylatują cukrówki, dzięcioł w czerwonych majtkach, grubodzioby, kowaliki i kosy. Zaliczyłam semestr: same piątki, czwórka i szóstka. Bardzo ładnie, a wcale nie było łatwo. Żyję w słodkim bezczasie. Znoszę do domu wciąż nowe książki i głowię się, jak wygospodarować na półkach miejsce, którego już dawno nie ma. Rozwiązuję beztroskie dylematy: kawa czy herbata? Śliwkowa czy wiśniowa? Proza polska czy obca? Spodnie czy spódniczka? Zakochałam się. Czekam na wiosnę, nową płytę Małego Kina i kolejne spotkania parafialnego, filozoficznego klubu dyskusyjnego.

Nieśmiało hoduję nadzieję. 

11 stycznia 2012

czasem tak mam

"Przesunąłbyś mi tę półkę - odkurzyłabym pod nią i starła."
.............
"A to jak się za półkę biorę, to zrobię przegląd w szufladach."
..................
"To jeszcze trochę szafkę mi przesuń."
........................
"Wiesz co..., jeszcze trochę bardziej ją przesuń. Odkurzacz mi nie sięga."
............................
"A wiesz co... Przechyliłbyś mi tę półkę tak, żebym mogła po dnie odkurzaczem przejechać!"

_^_`