Zniknęła potrzeba pisania tutaj. Chyba wolę poszukiwanie siebie w książkach, niż nieudolne próby czynienia literatury z życia. A może to tylko zima. Jest mroźno i biało. Do karmnika przylatują cukrówki, dzięcioł w czerwonych majtkach, grubodzioby, kowaliki i kosy. Zaliczyłam semestr: same piątki, czwórka i szóstka. Bardzo ładnie, a wcale nie było łatwo. Żyję w słodkim bezczasie. Znoszę do domu wciąż nowe książki i głowię się, jak wygospodarować na półkach miejsce, którego już dawno nie ma. Rozwiązuję beztroskie dylematy: kawa czy herbata? Śliwkowa czy wiśniowa? Proza polska czy obca? Spodnie czy spódniczka? Zakochałam się. Czekam na wiosnę, nową płytę Małego Kina i kolejne spotkania parafialnego, filozoficznego klubu dyskusyjnego.
Nieśmiało hoduję nadzieję.
Nieśmiało hoduję nadzieję.
Twoich prób czynienia z życia literatury nie nazwałabym nieudolnymi. Są inspirujące. Lubię je czytać. Chociaż zwykle brak mi słów, by skomentować.
OdpowiedzUsuńTo pięknie.
Życzę wszystkiego dobrego!
Luizo, bardzo Ci dziękuję.
UsuńTakie słowa są potrzebne. To co się robi, dzięki nim nabiera sensu.
Dziękuję.
Z wzajemnością! :)
Będę czekać na Twój powrót do tego kawałka przestrzeni. Kiedykolwiek by miał nastąpić.^^
UsuńDziękuję! Pozdrawiam ciepło.
Będę czekać na Twój powrót do tego kawałka przestrzeni. Kiedykolwiek by miał nastąpić.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Pozdrawiam ciepło.^^
Bardzo dziękuję :)
OdpowiedzUsuń...a zbiera mi się ochota na post, zbiera :)
Serdeczności!!!