14 lutego 2012

miłość w całej swej cudowności jest zupełnie zwyczajna

Szarych ulic miasta, rozbuchanych kolein brudnego lodu na chodnikach nie rozświetlą żadne wystawy w różach i czerwieniach. Dziś nie mamy czasu na kawiarnię i kino. Biegamy. Od instytucji do instytucji. Bank, geodeta, szkoła, bank, elektrownia. I jeszcze mechanik samochodowy na końcu. Między tym zaglądam do księgarni. Tylko popatrzeć, nie kupuję - trwam w postanowieniu. Musze najpierw przeczytać już zgromadzone. Piętrzące się, wystające z półek. Chcę popatrzeć na nowości, pobyć w przyjaznym miejscu. Oderwać myśli od stosów: dokumentów, wniosków, zaświadczeń, decyzji i podań. Od prozy życia w wydaniu najbezduszniejszym.

*
Kiedy M. zrywa się w sobotę przed 6:00 w szary poranek (w jedyny wolny dzień w tygodniu, w którym może dłużej sobie pospać), odpala samochód przy 25 stopniach mrozu, żeby zawieźć mnie  do szkoły (40 km) [kto powiedział, że miłości nie da się wyrazić w liczbach?:)] tylko dlatego, żebym nie musiała jechać busem, który na moim przystanku ma już znacznie przekroczoną liczbę miejsc stojących i rozumiejąc to, że choć prawo do jazdy mam, to jeździć nie umiem - to, moi drodzy - to jest miłość. Wyrozumiałość dla zupełnie nielogicznych zdań, jak, na przykład: `mieć prawo jazdy, ale nie umieć jeździć`.

Miłość przepełnia nasze dni. Ta najzwyklejsza, przejawiająca się w prostych czynach.

4 komentarze:

  1. Oleńko, bo to kochanie takie właśnie jest. Pokorne na to, co przyniesie los, byle razem...
    Nielogiczne, ale prawdziwe :)

    Pozdrawiam Cię ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, właśnie tak :o)
    Dziękuję - z wzajemnością :)

    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tytuł wpisu jest doskonałym podsumowaniem.

    Oby jak najdłużej. I jak najsilniej.

    Pozdrawiam serdecznie!^^

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.