15 września 2012

a tak się pożalę ...

"Jest cierpienie nieuniknione, na które trzeba umieć wyrazić mądrą zgodę..." - z dzisiejszego kazania ks. Leszka. Marek wyciągnął mnie dziś na mszę o 20:00. Marudziłam, że niee, a tu proszę - ksiądz Leszek zaczynający kazanie od wiersza Lechonia: 

"Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje."

Ksiądz Leszek wrócił - a mnie wraca wiara w sens kościoła. Z drugiej strony - nie lubię kazań księdza Leszka - bo na mszy nie mogę ich zapisać. A chciałabym pamiętać KAŻDE zdanie. Są tak niesamowite. Z trzeciej strony dziś, gdy zobaczyłam księdza Leszka, chciałam schować się za filarem. Bo trzy miesiące temu obiecałam mu, że zredaguję nasze dyskusje na Dyskusyjnym Klubie Katolickim w naszej wiosce. A nie zredagowałam. Ani jednej. 

Przeżywam kryzys twórczy. Nie umiem się pozbierać. Brakuje mi czasu. Przytłaczają obowiązki. Dopada lenistwo. Wiecznie brakuje snu. Rosną zaległości.

Nie odnalazłam się jeszcze do końca w nowej pracy. Nie czuję jej. Proste czynności zajmują mi kupę czasu. Przynoszę robotę z pracy do domu, z domu do pracy. Tęsknię za sekretariatem, na szczęście czasem wpadam tam na zastępstwa. 

Nie mam pomysłów na recenzje. Mój blog recenzyjny znalazł się w finałowej dziesiątce eBuki, a moje natchnienie i zapał - jak na złość - postanowiły mnie opuścić.  

I poranki - takie chłodne.

9 komentarzy:

  1. Oluś, nie pocieszę Cię, ale tak niestety jest. Kiedy podejmowałam pracę na etat, już po kilku dniach okazało się, że przytłacza mnie wszystko - ten kierat, to bezustanne ocenianie i konieczność, by mieć się na baczności, ci ludzie, ten bezużyteczny ogrom wiedzy, który miałam, a który był mi zupełnie nieprzydatny, to bezustanne poczucie, że nie wiem, nie umiem, dlaczego tu nie chodzi o wiedzę, której nie może nabyć każdy, tylko o umiejętności, których wyuczy się też bezmózga małpa. Czy zamieniam się z bezmózgą małpę?

    Po okresie adaptacji (który u mnie trwał długo, skutkował u mnie spadkiem odporności, rozdrażnieniem, zmęczeniem), jakoś oswoiłam się z tym, że tak właśnie jest i tak być musi. To znaczy nie musi, ale szarakom takim jak ja brak odwagi, by coś zmienić.

    Dasz radę, tylko nie wymagaj od siebie zbyt wiele, bo koszta są niewspółmierne.

    Ukłony!
    L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu...
      też tak uważam o słowach ks Leszka... są nadzwyczajne
      nie przejmuj się...
      będzie dobrze :*
      pozdrowionka ciepłe

      Usuń
    2. L., mnie najbardziej przytłacza brak współpracy takiej, jaką sobie wyobrażałam. Stanowisko jest dla mnie zupełnie nowe i oczekiwałam wyrozumiałości, ale cóż...
      Na szczęście są też ludzie, na których mogę polegać, więc nie jest tak źle, ale jednak...

      Nie lubię robić na ostatnią chwilę czegoś, co można zrobić z wyprzedzeniem. Niestety nie ode mnie wszystko tu zależy.

      Koszty są niewspółmiernie duże, prawda, a z drugiej strony wiem, czym jest bezrobocie. I spalam się, L., spalam bezlitośnie. I nie śpię, i nie jem, i jak śpię, to śni mi się praca.

      Mam tylko nadzieję, że to wszystko mi się jeszcze ułoży.

      Pozdrawiam :*

      Usuń
    3. Lenko - dziękuję.

      A jednak jakoś mi nie spieszno do tych naszych spotkań na razie (DKK). Po prostu mi WSTYD. Nie daję rady. Drżę na myśl, kiedy ksiądz ustali datę kolejnego spotkania... :(

      Pozdrawiam serdecznie!! :)

      Usuń
    4. Oleńko, to przejdzie, zobaczysz... ale proces adaptacji jest długi i okupiony niekiedy straszliwą frustracją. Życzę Ci dużo sił, mnie pomagały ćwiczenia w nabieraniu dystansu. Jest to proces czasochłonny, ale opłacalny, bo teraz normalnie śpię, normalnie jem, normalnie rozmawiam (a nie tylko o pracy), w niedziele wieczorem nie mam mdłości. Tylko powrót po urlopie przypomina mi, jak bardzo przygnębiająca jest taka kondycja:) Trzymaj się, Oluś, i nie obwiniaj się, że z Tobą jest coś nie tak. Powiedziałabym odwrotnie - to standard:)

      L.

      Usuń
  2. Drogie Panie, jeśli mogę wrzucić coś od siebie :) Bo się Wam jakiś dialog zrobił :)
    Zabrzmi brutalnie, ale praca jest według mnie narzędziem do zarabiania pieniędzy. Oczywiście chcemy być dobrzy w tym co robimy (z różnych pobudek) i dobrze, ale wszystko musi mieć swój umiar. Parę lat temu zmieniło mi się stanowisko, strasznie się przejmowałem, strach by komuś w jakikolwiek sposób nie zaszkodzić był bardzo paraliżujący. Trochę podupadłem na zdrowiu i... poczuciu humoru. Zauważyłem jednak, że ludzie, którymi tak bardzo się przejmuję nie mają o tym kompletnie pojęcia, albo mają to w głębokim poważaniu...
    Stwierdziłem, że najważniejsza jest moja rodzina, a dokładniej, aby moja żona i córki miały zdrowego męża i ojca. Teraz wiem, że mam prawo się pomylić, bo nie jestem maszyną, nigdy nie uporządkuję tego co mi przydzielono, bo takie to coś dostałem. Zwróćcie też uwagę na to, że najczęściej awansują tych, którzy nic nie robią, zaś tych co wykonują swoją pracę dobrze, lepiej pozostawić tam gdzie są, w końcu ktoś musi coś robić.
    Życie może być piękne, a praca zabiera nam go zbyt wiele...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma Pan rację - dobrze jest złapać zdrowy dystans i umieć odpowiednio zhierarchizować wartości w naszym życiu.

      Cóż, może się tego nauczę.

      Pozdrawiam i dziękuję za wypowiedź oraz za zainteresowanie moim blogiem.

      Usuń
  3. Właśnie wróciłem z trzydniowej narady służbowej, na której znów dowiedziałem jak to mam niedoskonale wiele spraw prowadzonych. Ścisnąłem zwieracze, postaram się nie pobrudzić ze strachu bielizny, by w piątek zmierzyć się z kolejnym dniem pracy.
    :)
    Moja dusza ryczy, by tym wszystkim walnąć, dać sobie spokój, ale to byłaby porażka, ucieczka, więc próbując nie dać się zwariować, zachować wypracowany w pocie czoła dystans, pójdę do roboty niczym Syzyf tocząc swój głaz pod wiecznie nieosiągalną górę ładu i porządku.
    Na naradzie dowiedziałem się też, że w gronie tych kiwających ze zrozumieniem, przytakujących prowadzącym są i tacy jak ja, mimo wszystko niedoskonali :)
    Pozdrawiam i zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę zatem powodzenia i nieugiętości! :) A doskonałość - cóż. Doskonałość jest piękna, acz martwa. Wolę życie - z wszystkim, co ludzkie, błądzące i małe.

      Pozdrawiam!

      Usuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.