31 sierpnia 2006

-_-....

Deszcz od rana z krótkimi przejaśnieniami. W nocy pukał w szybę, budził. Moje ciało przeszywa chłód i ból. Swetry, tabletki i książki. Tak się składa, że Coelho. Z przykrością to stwierdzam - przynudza. Słodzi że aż przesładza, podaje piękne prawdy na połyskujących tacach, bohaterowie mówią niemalże sentencjami, że tylko się wzruszać, a rozwiązanie przybywa deus ex machina - i to właśnie Deus. Może już jestem za stara na takie lektury, może trzeba to było przeczytać wcześniej.

Przychodzi coraz częściej. Prosi o chwilę rozmowy, czasu, ciepła. Dobija się do pokoju, korzysta z każdej sposobności, by tylko do mnie dotrzeć. Jest uparty, wiem, że tak łatwo nie da za wygraną. Wiem też, że on wie, że w takiej sytuacji łatwo mnie złamie. Ma zresztą sporą przewagę. On wie, że teraz jestem samotna, że przeszłością nic nie wskórałam, a o przyszłość bardzo się niepokoję. Wie, że mogę się nim w razie czego usprawiedliwić i że choć definitywnie powiedziałam mu żegnaj, tak naprawdę wciąż się go obawiam i nadal przed nim uciekam.

Wyrok brzmiał. Już dawno. Wciąż nie mogę się z nim pogodzić. Z tym, że nas nie będzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.