Ponure niżowe chmury otoczyły wioskę. Pada. Jednostajny szum. Jeszcze w południe przeświecało słońce. Było niesamowicie duszno.
Wyprawa do Żywca. Zakupy, bankomat, pokarm dla rybek... Wreszcie wstąpiłam do zegarmistrza i mój zegarek znowu ruszył - pierwszy raz od listopada -.-... Teraz mogę łatwiej kontrolować czas, bo nie trzeba już pytać innych o godzinę albo szperać w torebce za komórką. Kontrolować czas...
Po drodze wstąpić do papierni, oddać zdjęcia do wywołania. Wybrałam najlepsze zdjęcia, warte istnienia nie tylko na CD, ale na matowym papierze formatu 9 na 13 lub więcej i nawet wklejenia do albumu. Jaki sens ma moje segregowanie przeszłości? Przecież ona jest już martwa. Nie to, że przeminęło. W porządku. Zgadzam się. Ale ludzie, których tracisz, których tracisz dla życia. Zapomnienie. Patrzenie na radosne chwile z perspektywy żałosnych końców. Smutnych epilogów. Złudzenia, które okazały się stracone. Zwycięstwa, które wydają się Pyrrusowe. Wzniosłe, piękne słowa teraz nie mające znaczenia. Misterne szczegóły już nieważne. Kunsztowne ornamenty chwil - jakże nieistotne w zbyt szybkim przelocie zagubionego wzroku.....
Główny cel wyprawy - biblioteka. Taka miła starsza pani cierpliwie przeszukująca półki w poszukiwaniu zażądanych przeze mnie książek. Jaki sens ma czytanie wymyślonych historii, wyłączanie się z realności i uciekania (?) w obce, fikcyjne światy, oswajania się z ich bohaterami, przejmowania się ich problemami, jakby swoich było mało, zaprzatania sobie głowy fabułami, by po jakimś czasie o nich zapomnieć. Tak sobie ostatnio pomyślałam, kiedy mówiłs o śpiewaniu: wyłączenie się z realności. Czym więc w porównaniu z niedługim koncertem jest wdrożenie się w nierzadko skomplikowane mechanizmy fabularnej machiny? Powinnam to przecież wiedzieć. Skończyłam filologię. Ba, ja nie powinnam mieć takich wątpliwości. Taki jest sens mojego wymarzonego niegdyś zawodu - wierzyć, że to ma sens.
To miasto jest takie puste. Gdzie spojrzysz, jakieś znajome miejsca. Miejsca - symbole. Coś przypominają, wabią nutą bliskości, ciepła... Z czymś się wiążą. Raczej - z kimś. Ale są puste. Tych ludzi już tam nie ma. Jak mocno bawi mnie myśl, że przy tej fontannie zobaczę Sz...
Ale czy chciałabym ich teraz spotkać...? To już nie są ci sami ludzie. Niektórych - bardzo. Innych - nie. W żadnym wypadku.
Bardzo wracają teraz te czasy. Nie wiem, czemu. Może z mojej beztroskiej bezczynności myśli. No żadnej poprawki, no!! Muszę się przecież czymś nieustannie męczyć. Najgorzej jest przed zaśnięciem. Światło gaśnie i otacza mnie czerń, z której rodzą się kształty osób, miejsc i zdarzeń. Nie mogę zasnąć.
Ale na bezsenność mam już przecież dobra literaturę. Może niżowe niskie ciśnienie pomoże zasnąć, zanim myśli zawędrują w mury i ulice przeszłości.
Wyprawa do Żywca. Zakupy, bankomat, pokarm dla rybek... Wreszcie wstąpiłam do zegarmistrza i mój zegarek znowu ruszył - pierwszy raz od listopada -.-... Teraz mogę łatwiej kontrolować czas, bo nie trzeba już pytać innych o godzinę albo szperać w torebce za komórką. Kontrolować czas...
Po drodze wstąpić do papierni, oddać zdjęcia do wywołania. Wybrałam najlepsze zdjęcia, warte istnienia nie tylko na CD, ale na matowym papierze formatu 9 na 13 lub więcej i nawet wklejenia do albumu. Jaki sens ma moje segregowanie przeszłości? Przecież ona jest już martwa. Nie to, że przeminęło. W porządku. Zgadzam się. Ale ludzie, których tracisz, których tracisz dla życia. Zapomnienie. Patrzenie na radosne chwile z perspektywy żałosnych końców. Smutnych epilogów. Złudzenia, które okazały się stracone. Zwycięstwa, które wydają się Pyrrusowe. Wzniosłe, piękne słowa teraz nie mające znaczenia. Misterne szczegóły już nieważne. Kunsztowne ornamenty chwil - jakże nieistotne w zbyt szybkim przelocie zagubionego wzroku.....
Główny cel wyprawy - biblioteka. Taka miła starsza pani cierpliwie przeszukująca półki w poszukiwaniu zażądanych przeze mnie książek. Jaki sens ma czytanie wymyślonych historii, wyłączanie się z realności i uciekania (?) w obce, fikcyjne światy, oswajania się z ich bohaterami, przejmowania się ich problemami, jakby swoich było mało, zaprzatania sobie głowy fabułami, by po jakimś czasie o nich zapomnieć. Tak sobie ostatnio pomyślałam, kiedy mówiłs o śpiewaniu: wyłączenie się z realności. Czym więc w porównaniu z niedługim koncertem jest wdrożenie się w nierzadko skomplikowane mechanizmy fabularnej machiny? Powinnam to przecież wiedzieć. Skończyłam filologię. Ba, ja nie powinnam mieć takich wątpliwości. Taki jest sens mojego wymarzonego niegdyś zawodu - wierzyć, że to ma sens.
To miasto jest takie puste. Gdzie spojrzysz, jakieś znajome miejsca. Miejsca - symbole. Coś przypominają, wabią nutą bliskości, ciepła... Z czymś się wiążą. Raczej - z kimś. Ale są puste. Tych ludzi już tam nie ma. Jak mocno bawi mnie myśl, że przy tej fontannie zobaczę Sz...
Ale czy chciałabym ich teraz spotkać...? To już nie są ci sami ludzie. Niektórych - bardzo. Innych - nie. W żadnym wypadku.
Bardzo wracają teraz te czasy. Nie wiem, czemu. Może z mojej beztroskiej bezczynności myśli. No żadnej poprawki, no!! Muszę się przecież czymś nieustannie męczyć. Najgorzej jest przed zaśnięciem. Światło gaśnie i otacza mnie czerń, z której rodzą się kształty osób, miejsc i zdarzeń. Nie mogę zasnąć.
Ale na bezsenność mam już przecież dobra literaturę. Może niżowe niskie ciśnienie pomoże zasnąć, zanim myśli zawędrują w mury i ulice przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.