15 października 2009
Prąd pojawił się na krótko rano i zniknął zanim zdążyłam wyłapać wi-fi. W komórkach nie ma zasięgu. W stacjonarnym nie ma sygnału. Rozładowują się baterie we wszystkich urządzeniach. Krążymy po domu od świecy do świecy. Przy świecach trudno mi nawet czytać. Widnieje. Wkrótce szare światło odsłania ogrom zniszczeń. Las jest zdewastowany. Wygląd upiornie. Pochylone, połamane i powalone drzewa z dziwacznymi kikutami pokrytymi lepką bielą. Ogromna pusta dziura w krajobrazie po naszej sośnie. Świerk pochylił się jeszcze mocniej. Gdyby nie olcha, o którą się opiera – już dawno by upadł. Śniegu ciągle przybywa. Cichy, doskonały morderca. Gram po gramie osadza się na gałęziach. Delikatnie. Wręcz pięknie...
Świat w jednym momencie stracił milion kolorów. Jest paskudnie biały. Byle jaki. Brzydki. Nijak nie mogę zatrzymać w sobie ciepła. Ucieka ze mnie momentalnie. Snuję się od okna do okna. Wychodzę na zewnątrz i fotografuję białą przestrzeń. Trudno się nie dziwić temu, co się dzieje. Nie pamiętam takiej zimy w środku jesieni, choć może nie żyję na tym świecie zbyt długo... Upijam się herbatami. Ściemniło się. Trzeba zapalić świece.
Siadam przy laptopie, w którym niebawem wyczerpie się bateria - i piszę. Jak o tym piszę – jestem spokojniejsza. Jeśli włączą dziś prąd – szybko wrzucę to na bloga. I klika zdjęć. Jeśli nie - to wrzucę jutro.
PS: 16 października
Prądu jak nie było, tak nie ma. Postanowiliśmy kupić agregat ^^, bo podobno będzie nieprędko. Dlatego jestem tu i teraz. I zaraz zmykam.
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.