1 czerwca 2006

wiersz od mamy :)

Dzieci, skarby moje, dzisiaj Wasze święto.
Staram się jak mogę, piszę wiersz.
PAMIĘTAM!
 
Obudziłam się dzisiaj, a tu słońce.
Już czerwcowe nie majowe,
i jakie gorące.
Myślę sobie...
 
Gdyby tak żywy, kolorowy ptaszek
wskoczył do słomianego koszyka
i zaśpiewał dla Dominika,
(ale nie tak jak z Rubika),
- wśród tych malowanych ręcznie
wyglądałby najwdzięczniej.
Wtedy mój synek kochany
uśmiechnąłby się do mamy,
oczy miałby - księżyce,
zarumienione lice.
Myślałby - „czy to czary, czy jakaś mamy sztuczka?”
Nie dawałby wiary:
Zawołałby szybko brata swego...
 
Ale też niespodzianka wielka jest u niego...
Po pokoju fruwa jak oszalały
motyl... Skrzydła kolorowe,
przeważnie kolor żółty, czerwony, biały,
mienią się tęczą... Błyszczy cały!
Czary... Niesłychane! Usiadł na komputer złoty,
skrzydłami macha, jaka uciecha wielka!
Jakby chciał powiedzieć- „uwolnij mnie, chodź do ogródka,
jestem Rusałka Paź Pawełka,
w tym pokoju pociecha ze mnie niewielka”.
 
Dla Oli dziś cała łąka,
wonna, pachnąca trawą.
Wszystkie kwiatuszki do słonka
buźkami patrzą: stokrotki, dzwonki rozpierzchłe,
firletki, jaskry, mniszki,
koniczynki, żabie oczka, bodziszki...
Ech! Zwinąć tą łąkę w rulon,
pachnący trawą, ziołami
i uszyć z niego sukienkę
(trzeba tylko wyrzucić robactwo, pająki,
koniecznie zostawić biedronki).
Mówię ojcu- „jesteś jak ja stary,
nie widzisz?
Taka sukienka pasuje do Oli oczu i do gitary”.
Potem wysłać
ją do Krakowa ze Ślemienia,
w podzięce za te śpiewne wzruszenia.
 
A dla Justynki mam bukiet wytworny:
frezje, namnezje i róże...
Przyznam, że w ich uprawie mam doświadczenie nieduże.
I jeszcze wonne lilie, piwonie, irysy...
Lecz róże kłują!? Obetnę im kolce.
Teraz są piękne i przyzwoite, godne podziwu,
bezbronne, a jakie wonne!
Jeśli zapachy kwiatów się zmieszają,
powstanie wonny cud i kolorów gama.
Zawstydzi się firma Coty,
a dzieła impresjonistów pobledną dziś z rana.
Żywe kwiaty, powab i gra

W Dzień Dziecka dla Justynki.
Zrobić taki bukiet
to słuszna racja.
I z tym ogromnym kwiatów naręczem
wyglądać będzie najwdzięczniej.
 

Dla zmęczonego Darusia
chciałabym nagrać i wysłać
(piszę jak to mamusia),
chóry koników polnych cykanie,
liści na gałeziach granie...
One śpiewają i grają tak
 jak Daruś w chórze,
i chciałoby się ich słuchać jak najdłużej,
aż się przyjemnie zasypia,
a wtedy... - we śnie słyszy się słowika śpiewanie,
i żab w oczku wodnym kumkanie...
Czuje zapach lasu ślemieńskiego,
bo w stolicy nie ma takiego.
Wybacz, synku, ale wyszło
pisanie żałosne,
a miało być radosne.
 
A na koniec powiem Wam, dzieci,
że dziś o wieczornej porze
pomodlę się za Was do Matki Bożej.
Bo ja tak niewiele już mogę,
a Ona wszystko może.

Wasza pamiętająca mama 

Ślemień, 1.06.2006.

(skopiowany prosto z gg...:)) 

2 komentarze:

  1. Ja bylem w to wtajemniczony juz wczesniej, myslisz, ze kto to przepisywal xD

    OdpowiedzUsuń
  2. ....:) "Złoty komputerek":)) Pawełku, motylek Cię woła, wyjdź do ogródka, nie siedź całymi dniami przed Tibią:)) ... Wiersz jest tuuucny:) Uściskaj mamę...:)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.