W niedzielę rok temu byłam już rozpakowana w swoim domowym pokoju i można było z całego serca odetchnąć po morderczym drugim roku studiów. Dzisiaj, gdy tata odwoził mnie ze słonecznej wioski, aż mnie za gardło chwytało, jak pomyślałam, że właśnie dziś wyjeżdżam i muszę tu pozostać cały lipiec >_<. Dzieciaki cieszą się wakacjami, kwitną ostróżki, truskawki wygrzewają się na grządce, świetliki błyszczą o zmierzchu, a ja muszę to wszystko zostawiać... Smutno... Tatuś zabrał połowę moich gratów, (w tym trzy czwarte zawartości szafy:), pokój opustoszał, współlokatorki wyjechały i zostałam tu sama. W zasadzie perspektywa dwóch pierwszych tygodni mocno mnie przeraża, bo nie będą łatwe, a czasu jest niewiele. Narzekać nie będę - sama jestem sobie temu natłokowi spraw winna. Cele są - teraz tylko powalczyć o ich osiągnięcie. Nie przerażają mnie te wszystkie licencjaty, obrony, egzaminy i biurokracja. Boję się tylko samej siebie. I o samą siebie.
Olu!ja też siedzę w malutkim pokoju, w lipcu, na zewnatrz upał i remonty!szlag trafia, ale trzeba wytrzymać!ściskam Cię najmocniej!
OdpowiedzUsuń