20 czerwca 2006

Mimo wszystko ^_^

Gdy przechodziłam dzisiaj przez krakowski rynek, zastanawiałam się, czy to wszystko co działo się tam przez dwa ostatnie dni, to było naprawdę...? Ale snem była też cała dzisiejsza poniedziałkowa rzeczywistość, mury instytutu, ludzie stresujący się egzaminami, powrót do myśli o pracy licencjackiej (wciąż nienapisanej), plany lipcowe i cała moja codzienność, problemy wielkie i małe. I wciąż jeszcze uśmiechałam się do ludzi na ulicy. Snem nie był na pewno Festiwal Zaczarowanej Piosenki. A czułam się jak we śnie... Od samego początku (trzy lata już;) te czerwcowe koncerty są dla mnie niesamowitym przeżyciem. Ten był szczególny - po raz pierwszy uczestniczyłam w nim w innym charakterze. Zrobić coś, dać z siebie coś właśnie tam. Ofiarować im swój czas. Właśnie tym ludziom - tym niezwykłym. Pani Ania Dymna powiedziała tak na pierwszym koncercie: człowiek niepełnosprawny, czyli niezwykły. My jesteśmy zwyczajni. A oni naprawdę są niezwykłymi ludźmi...!
Moje wrażenia z dwóch dni w wolontariacie można by opowiedzieć w kilku zdaniach. Atmosfera była niesamowita. Poznałam wspaniałych, ciepłych, otwartych, serdecznych ludzi, dzięki którym wzbogaciłam siebie. Praca z nimi dała mi wiele siły, entuzjazmu, optymizmu (tzn. jestem nastrojona do rzeczywistości bardziej idealistycznie niż zwykle...:)). Ile w ludziach jest dobra...!
Brzmi to wszystko jak frazesy albo szablonowe zdania wodolejskie w szkolnych wypracowaniach i pomimo iż są jak najbardziej prawdziwe - nie oddają tego, co chciałabym tu wykrzyczeć, co we mnie siedzi ^_^... Ci, którzy już mieli okazję wysłuchać moich relacji na żywo, widzieli niepohamowany uśmiech, dziwne gesty i nieartykułowane dźwięki:) Ach, słowa, słowa, słowa wytarte!
Pani Ania jest osobą tak ciepłą, że mogłaby ogrzać cały świat. Kiedy śpiewamy wszyscy jesteśmy tacy sami. Muzyka to jest zaprzeczenie kalectwa, słabości, choroby [pożyczyłam tej konstrukcji z wiersza Pana Zbyszka;] Jednym słowem, [albo dwoma wersami;-)]:

By to, co słabością, bólem i kalectwem
Stało się modlitwą, światłem i świadectwem.
[Jacek Kaczmarski]

Cieszę się, że mogłam dać malutką cząstkę siebie, by realizować moje poetyckie drogowskazy istnienia.

A jak uśmiechałam się dziś na widok ratuszowej wieży...:) Do Pana się uśmiechałam, do Pana:) No bo przecież to tylko kilkanaście godzin-kroków do poniedziałku, ale ta sobota wciąż tam jest ^_^. Zmrużyłam oczy, patrzę - a my siedzimy na słonecznym murku (nieco zaminowanym:)) i rozmawiamy... Dziękuję...;-)

[Zdjęcia powinny się wkrótce pojawić w jednym z albumów po lewej stronie. Dziś blog mi się trochę buntuje...:)]



1 komentarz:

  1. ...masz rację- te dwa dni były niesamowite... nie zamieniłabym ich na żadne inne...zresztą już Ci to mówiłam... tak więc czekamy na kolejne festiwale pani Ani:) pozdrowionka serdeczne

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.