Jaki śliczny wiosenny śnieg padał dziś z naszego szarego, krakowskiego nieba! A potem zamienił się w paskudny deszczo-śnieg, że nie chciało się z domu wychodzić.
Trudno mi wytrzymać w tym pokoju: ciasnym, zbyt ciasnym jak na trzy osoby. Niby jest wszystko w porządku, ale każdy na każdego patrzy i te spojrzenia się czuje. Zero prywatności i coś jakby rozliczanie się z kimś, czy wobec kogoś z każdego kroku.
Ruszaj z miejsca, Olu, leniuchu jeden i marnotrawco czasu, do przodu, do przodu, bo jesteś bardzo dalekoo... Znów mnie obudziłaś z dogmatycznej drzemki, Haniu:).
Cudowny był ten wtorek:) - pominąwszy przebywanie w naszym wydziale. Ja wiem, że te studia są dla niektórych bardzo ważne (niektórych jeszcze bawią, jak podsumowała to pewna mądra osoba:), ale błagam Was, ludzie - nie policzkujcie mnie tak Waszymi rozmowami o możliwych egzaminatorach na obronie, nie poniżajcie ilością przeczytanych już lektur, nie przytłaczajcie zeszytami z notatkami z tych przeczytanych już lektur, nie zabijajcie bibliografią do Waszych cudownych prac licencjackich, nie stresujcie się z powodu tego, że pan profesor nie zdążył jeszcze przeczytać Waszych prac rocznych i nie przekreślajcie mnie tak zupełnie dlatego, że jeszcze jej nie napisałam...!! Aaaaaaaaa!! _-_
Na szczęście potem spotkanie z Lidzią i Eweliną przy przepysznej pizzy, którą jak zwykle przy naszych spotkaniach krztusiłam się ze śmiechu:) Brakowało mi Waszego śmiechu, naszych interpretacji tekstów polskiej piosenki popularnej (Doda ponad wszystko:)) i ożywiania wspomnień ze wspólnych ławek na wspólnych ćwiczeniach (wspólnych do czasu, jak nie musiałyśmy się z Lidzią rozsiąść - nawet na studiach czasem trzeba rozsadzać niedobrych studentów, którzy nie mogą przestać się śmiać - i jeszcze się perfidnie rozśmieszałyśmy:))... Dziękuje...^_^
A wieczór - u Hani:) Noc też...:) Jak to dobrze wspólnie ponarzekać na ten trudny czas wiosennych przesileń i licencjackich prac. Poużalać się przy czarnej kawie i świeczce, (...której wosk podjadałam - taka przypadłość - ale Hani też zasmakował xD xD). Przecież bywało już gorzej, o wiele gorzej... Musi się nam udać, nie mamy innego wyjścia.
A potem przyszła Magducha i użalałyśmy się we trójkę, a z tego użalania mnie przepona ze śmiechu do dziś boli:)) To wszystko przez idiotyczne polskie reklamy, reportaż o stłuczce drogowej - Citroen posuwał, aż gwizdało!! :-D, Misia Uszatka, który zawsze po piętnastu minutach kładł się spać i miał nas wszystkich w d...e (tak to odbierałam!!xD xD) i horoskopy czytane na dobranoc: "Cechą Panny jest wyrażanie się." :-D albo: "Bliźnięta przyznają się do błędów i zmieniają zdanie" :-D
Na koniec dobra rada: na wiosenne przesilenia i nadmiar literatury albo na pobudzenie natchnienia, żeby o niej pisać - i na wszelkie stresy polecam wszystkim czytelnikom kremówki z piekarni na ulicy Krupniczej:). To w ogóle jest ciekawe, bo po pierwszej zjedzonej, ledwo się mieszczącej, bo tak sycącej, człowiek czuje wstręt do wszystkich cukrów i obiecuje sobie, że już do końca życia nic słodkiego nie zje. Strasznie się okłamuje, bo nazajutrz kupuje kolejną i - o dziwo - pochłania ją już znacznie szybciej, choć także zapycha maksymalnie, ale mimo to jeszcze w ten sam dzień kupuje następną i spożywa ją już bez najmniejszego wysiłku na raz - i ... chce się jeszcze... Wiem, ze to brzmi strasznie ^_^... Ale jak smacznie...:))
Trudno mi wytrzymać w tym pokoju: ciasnym, zbyt ciasnym jak na trzy osoby. Niby jest wszystko w porządku, ale każdy na każdego patrzy i te spojrzenia się czuje. Zero prywatności i coś jakby rozliczanie się z kimś, czy wobec kogoś z każdego kroku.
Ruszaj z miejsca, Olu, leniuchu jeden i marnotrawco czasu, do przodu, do przodu, bo jesteś bardzo dalekoo... Znów mnie obudziłaś z dogmatycznej drzemki, Haniu:).
Cudowny był ten wtorek:) - pominąwszy przebywanie w naszym wydziale. Ja wiem, że te studia są dla niektórych bardzo ważne (niektórych jeszcze bawią, jak podsumowała to pewna mądra osoba:), ale błagam Was, ludzie - nie policzkujcie mnie tak Waszymi rozmowami o możliwych egzaminatorach na obronie, nie poniżajcie ilością przeczytanych już lektur, nie przytłaczajcie zeszytami z notatkami z tych przeczytanych już lektur, nie zabijajcie bibliografią do Waszych cudownych prac licencjackich, nie stresujcie się z powodu tego, że pan profesor nie zdążył jeszcze przeczytać Waszych prac rocznych i nie przekreślajcie mnie tak zupełnie dlatego, że jeszcze jej nie napisałam...!! Aaaaaaaaa!! _-_
Na szczęście potem spotkanie z Lidzią i Eweliną przy przepysznej pizzy, którą jak zwykle przy naszych spotkaniach krztusiłam się ze śmiechu:) Brakowało mi Waszego śmiechu, naszych interpretacji tekstów polskiej piosenki popularnej (Doda ponad wszystko:)) i ożywiania wspomnień ze wspólnych ławek na wspólnych ćwiczeniach (wspólnych do czasu, jak nie musiałyśmy się z Lidzią rozsiąść - nawet na studiach czasem trzeba rozsadzać niedobrych studentów, którzy nie mogą przestać się śmiać - i jeszcze się perfidnie rozśmieszałyśmy:))... Dziękuje...^_^
A wieczór - u Hani:) Noc też...:) Jak to dobrze wspólnie ponarzekać na ten trudny czas wiosennych przesileń i licencjackich prac. Poużalać się przy czarnej kawie i świeczce, (...której wosk podjadałam - taka przypadłość - ale Hani też zasmakował xD xD). Przecież bywało już gorzej, o wiele gorzej... Musi się nam udać, nie mamy innego wyjścia.
A potem przyszła Magducha i użalałyśmy się we trójkę, a z tego użalania mnie przepona ze śmiechu do dziś boli:)) To wszystko przez idiotyczne polskie reklamy, reportaż o stłuczce drogowej - Citroen posuwał, aż gwizdało!! :-D, Misia Uszatka, który zawsze po piętnastu minutach kładł się spać i miał nas wszystkich w d...e (tak to odbierałam!!xD xD) i horoskopy czytane na dobranoc: "Cechą Panny jest wyrażanie się." :-D albo: "Bliźnięta przyznają się do błędów i zmieniają zdanie" :-D
Na koniec dobra rada: na wiosenne przesilenia i nadmiar literatury albo na pobudzenie natchnienia, żeby o niej pisać - i na wszelkie stresy polecam wszystkim czytelnikom kremówki z piekarni na ulicy Krupniczej:). To w ogóle jest ciekawe, bo po pierwszej zjedzonej, ledwo się mieszczącej, bo tak sycącej, człowiek czuje wstręt do wszystkich cukrów i obiecuje sobie, że już do końca życia nic słodkiego nie zje. Strasznie się okłamuje, bo nazajutrz kupuje kolejną i - o dziwo - pochłania ją już znacznie szybciej, choć także zapycha maksymalnie, ale mimo to jeszcze w ten sam dzień kupuje następną i spożywa ją już bez najmniejszego wysiłku na raz - i ... chce się jeszcze... Wiem, ze to brzmi strasznie ^_^... Ale jak smacznie...:))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.