31 marca 2006

Ufff... prawie skończyłam pisać pracę... Rozpisałam się, aż za bardzo.  Nie wiem, jaką to ma wartość naukową, bo strasznie egoistycznie do tego podeszłam - tzn. częściej pisałam, jak czułam... Przecież my, poloniści, powinniśmy przekładać język poetycki z mythosu na logos, a ja mam wrażenie, że jeszcze bardziej to komplikuję... W każdym razie to bardziej przedmiot dopasowywał się do mojego podmiotu twórczego niż na odwrót i Ingarden byłby ze mnie dumny...:)) [<---Tak sobie wmawiaj:))] _^_ ...

29 marca 2006

z "Próchna" :]

-Kawiarni...! - zakrzyknął Jelsky uderzając pięścią w błyszczący blat stołu.
-Co tam kawiarni... Pubów nam trzeba!! - przekrzyczał go Kunicki, oblewając jednocześnie piwem :)
-Rutyny...!! - krzyknęły jednogłośnie Oleńka i Gosia.
I poszły.
:)
(...notkę sponsoruje lektura Próchna W. Berenta, Młoda Polska oraz dekadencki nastrój deszczowego Krakowa:))

28 marca 2006

***

Cudowny świecie, ciepły deszczu, zieleniejący chodniku, fruwający śpiewaku...! I ten błękit o poranku... I szarość o zmierzchu, i spokojne, monotonne opadanie kropli pół i ćwierć (jakżeby Kraków nie płakał za Lemem?)...

27 marca 2006

[*] dla S. L.

Ta trawa, której nikt nie kosi,
ta woda, której nikt nie pije,
nikomu nie pachnące kwiaty- -
och! tam jedynie dusza żyje!  

 (...)
[ to z Tetmajera ]


Ćwiczenia z literatury pozytywizmu i Młodej Polski mogłyby jak dla mnie trwać z trzy godziny. Półtorej to stanowczo za mało ^_^ !!! Tak ładnie włączyłam się dziś do interpretacji, rzucając hasło rzeczy samych w sobie i wprowadzając tym samym Kantowski świat fenomenów i numenów. Wspierana przez Hanię oraz mądrość Pana W-ka wykrystalizowała się ta wizja zaświata bez istnienia i bez śmierci... Mistyczna łąka... Świat sam w sobie... no i dygresje pana profesora:) - we wszystkich legendach o świętych najbiedniejsze są psy:) Św. Aleksy kradł psom jedzenie pod schodami :-)) Oj tak, tak - jesteśmy zdeterminowani fizycznie :-) 

Pamiętajcie, Moi Drodzy - na Nową Hutę jeździ 169 a nie 164 :-) Oleńka wsiadła i jeszcze wmówiła Gosi, że to właściwy autobus:) No nic, podjechałyśmy sobie jeden przystanek, pośmiałyśmy się z siebie (ze mnie!!:), a ludzie z nas, (Oleńka skasowała bilet...:) i wysiadłyśmy szczęśliwie łapiąc następny, właściwy już pojazd :-) Ta ławka, na której nikt nie siada...;-)) Cudowny świat z perspektywy tylnej, brudnej, mokrej szyby autobusu - on naprawdę jest cudowny. Niebo po deszczu, po żywym deszczu - te poszarpane, gigantyczne, ciężkie obłoki. <A chmury się kłębiły jak wieko fortepianu [ to z Brodskiego ] 

Natchnienie przyszło i odeszło dopiero o czwartej nad ranem. Mam nadzieję, że zdążę napisać tę prace do środy. Nie mam już czasu, bo licencjat nie ruszony, a rzeczowników w Panu Tadeuszu duuużo... --_-- Ale nie żałuję, że kradłam czas. To jest mój czas. Czasem żałuję tylko, że go roztrwaniam.

...Może ten Myślący Ocean o dwóch słońcach to też jest świat sam w sobie? Może nie dane jest nam poznanie numenycznej przestrzeni przez nasze formy zmysłowości...? Więc teraz może Pan poznać wszystkie tajemnice solarystyki^_--.. Szkoda, że już Pan o nich nie napisze.  Ale przecież tak musi być. Życie człowieka to także spalanie... Zupełnie jak te Pana ukochane gwiazdy. Teraz już cały Wszechświat może Pan zwiedzić. Miłej podróży, Panie Stanisławie..! (*) (*) (*)

I każdy sam na sam musi się zmierzyć ze swoim Oceanem.  Żałuję, że w zeszłym roku nie ukradłam czasu na Kongres LEMologiczny. Bo sesja, bo lektury, bo coś tam.  Mówiłam sobie, że za rok, że okazja jeszcze będzie. Nie będzie.

Chociaż... kto wie... kiedyś.
    

26 marca 2006

półkrople, ćwierćkrople...

No i pada wiosenny deszcz (-yk?). Wyszłam z domu i wcale nie zmokłam ;-) U Franciszkanów chór Polskiego Radia - rewelacja!!! Dyrygent po prostu wyciągał im z gardeł dźwięki - niesamowita synchronizacja, plastyczność ruchów. Bardzo przystojny ;-) 
Piszę pracę roczną, próbuję pisać... Zapasy nocne zrobione (czekoladowe): może przyjdzie jakieś natchnienie, albo co... Ciasno w tym pokoju. Mieć swój malutki kącik, móc sobie pośpiewać, popłakać, posłuchać tego, czego się chce... Oszaleć można -_-``.

czekać na ciebie
czynność bez końca [ to z Poświatowskiej ]

W zasadzie nie ma już o czym pisać....... Poddaje się...
                                  ...--_--...

25 marca 2006

***

Piękną pogodę Pan Bóg zorganizował na ślub Krzysztofa i Julii ^_^. Łapało za gardło gdy tam przy ołtarzu ich dłonie złączyła stuła i powtarzali te sakramentalne słowa. Byli cudowni, cudowni, cudowni!!! Ile odwagi... Ile miłości...^_^  Wracałam, niebo dźwigało deszczowe chmury. Świat otulony, więc cieplej. Jutro horyzont już ich nie udźwignie i będą spadać półkrople, ćwierćkrople...

Gdziekolwiek idę towarzyszy mi śpiew Pana Kosa. Cieplej na sercu. A jednak smutno tak wędrować samemu w wiosenne wieczory i popołudnia. Chyba tym bardziej, że są wiosenne. Pustka też dużo waży. Czasami nawet trudno ją udźwignąć...--_--...

22 marca 2006

Narzekająco i słodko zarazem ^^

Jaki śliczny wiosenny śnieg padał dziś z naszego szarego, krakowskiego nieba! A potem zamienił się w paskudny deszczo-śnieg, że nie chciało się z domu wychodzić.
       
Trudno mi wytrzymać w tym pokoju: ciasnym, zbyt ciasnym jak na trzy osoby. Niby jest wszystko w porządku, ale każdy na każdego patrzy i te spojrzenia się czuje.  Zero prywatności i coś jakby rozliczanie się z kimś, czy wobec kogoś z każdego kroku. 

Ruszaj z miejsca, Olu, leniuchu jeden i marnotrawco czasu, do przodu, do przodu, bo jesteś bardzo dalekoo... Znów mnie obudziłaś z dogmatycznej drzemki, Haniu:).  

Cudowny był ten wtorek:) - pominąwszy przebywanie w naszym wydziale.  Ja wiem, że te studia są dla niektórych bardzo ważne (niektórych jeszcze bawią, jak podsumowała to pewna mądra osoba:), ale błagam Was, ludzie - nie policzkujcie mnie tak Waszymi rozmowami o możliwych egzaminatorach na obronie, nie poniżajcie ilością przeczytanych już lektur, nie przytłaczajcie zeszytami z notatkami z tych przeczytanych już lektur, nie zabijajcie bibliografią do Waszych cudownych prac licencjackich, nie stresujcie się z powodu tego, że pan profesor nie zdążył jeszcze przeczytać Waszych prac rocznych i nie przekreślajcie mnie tak zupełnie dlatego, że jeszcze jej nie napisałam...!! Aaaaaaaaa!! _-_

Na szczęście potem spotkanie z Lidzią i Eweliną przy przepysznej pizzy, którą jak zwykle przy naszych spotkaniach krztusiłam się ze śmiechu:) Brakowało mi Waszego śmiechu, naszych interpretacji tekstów polskiej piosenki popularnej (Doda ponad wszystko:)) i ożywiania wspomnień ze wspólnych ławek na wspólnych ćwiczeniach (wspólnych do czasu, jak nie musiałyśmy się z Lidzią rozsiąść - nawet na studiach czasem trzeba rozsadzać niedobrych studentów, którzy nie mogą przestać się śmiać - i jeszcze się perfidnie rozśmieszałyśmy:))... Dziękuje...^_^

A wieczór - u Hani:) Noc też...:) Jak to dobrze wspólnie ponarzekać na ten trudny czas wiosennych przesileń i licencjackich prac. Poużalać się przy czarnej kawie i świeczce, (...której wosk podjadałam - taka przypadłość - ale Hani też zasmakował xD xD). Przecież bywało już gorzej, o wiele gorzej... Musi się nam udać, nie mamy innego wyjścia.

A potem przyszła Magducha i użalałyśmy się we trójkę, a z tego użalania mnie przepona ze śmiechu do dziś boli:)) To wszystko przez idiotyczne polskie reklamy, reportaż o stłuczce drogowej - Citroen posuwał, aż gwizdało!! :-D, Misia Uszatka, który zawsze po piętnastu minutach kładł się spać i miał nas wszystkich w d...e (tak to odbierałam!!xD xD) i horoskopy czytane na dobranoc: "Cechą Panny jest wyrażanie się." :-D albo: "Bliźnięta przyznają się do błędów i zmieniają zdanie" :-D

Na koniec dobra rada: na wiosenne przesilenia i nadmiar literatury albo na pobudzenie natchnienia, żeby o niej pisać - i na wszelkie stresy polecam wszystkim czytelnikom kremówki z piekarni na ulicy Krupniczej:). To w ogóle jest ciekawe, bo po pierwszej zjedzonej, ledwo się mieszczącej, bo tak sycącej, człowiek czuje wstręt do wszystkich cukrów i obiecuje sobie, że już do końca życia nic słodkiego nie zje. Strasznie się okłamuje, bo nazajutrz kupuje kolejną i - o dziwo - pochłania ją już znacznie szybciej, choć także zapycha maksymalnie, ale mimo to jeszcze w ten sam dzień kupuje następną i spożywa ją już bez najmniejszego wysiłku na raz -     i ... chce się jeszcze...  Wiem, ze to brzmi strasznie ^_^... Ale jak smacznie...:))

19 marca 2006

"Dziś dawnym echem z dna swoich piekieł chcę Ci zaśpiewać..."

I będę śpiewać - zawsze, choć zawsze jest oderwane od rzeczywistości i zupełnie niczego nie ogarnia ani nie wyraża, ale to tylko niedoskonałość ludzkiego języka. Właściwie to nie wiem, jak mam to wszystko opisać, co we mnie jeszcze siedzi i najchętniej bym to zaśpiewała:) Koncert był cudowny. Dziękuję Wan, kochani, za tę atmosferę, która mi towarzyszyła. Za wspólne piosenki, za Wasze narzekania nad piwskiem, wińskiem, za gwar i ciszę, za oklaski i komentarze, za kawalerską fantazję (jeszcze:)) i szczęk szkła podczas toastów! Dziękuję, panie Akustyku, za cudowną akustykę, wspólne wykonanie rutynowych hiciorów :P (jeszcze dziś w Kościele mnie na Lipkę brało:))), dzięki, Danielu, za Epitafium..., Sen Katarzyny i Naszą klasę, Jarku - za lampkę wina podaną w stylu ala James Bond :-D, wszystkim przybyłym gościom, no i przede wszystkim Tobie, Dominiczku:) - za zaśpiewanie z siostrą:) Naprawdę, wizyta mojej Mamy, Cioci, Wujka i braciszków była dla mnie wielką radością. Takie spotkanie dwóch światków, albo dwóch przestrzeni... Doprawdy, trudno to wytłumaczyć w domu, czym jest dla mnie Rutyna:) To teraz już wiedzą:) I jeszcze mnie akceptują:))) Jesteście kochani :*

15 marca 2006

Dialektologicznie :)

Profesorowie K. i S. opowiadają, jak wypytywali jedną panią, mieszkankę Orawy, w celu zbadania gwarowych form liczby mnogiej młodych osobników zwierzęcych:) Więc:
kocię - kocięta
krowa - krowięta
pies - psięta :)
(...)
I tak już wszystkie zwierzęta sprawdzili, a kobieta jak nakręcona:)
No to wyciągają z szafy żyrafę (wciąż z kamiennymi twarzami - żyrafa na Podhalu :D)
żyrafa - żyrafięta :))
No to ...kret:)) Kobieta myśli, myśli: kret - kre, kre... a chłolera wie, jak une tam w tej ziemi żyją !! [już zapomniałam fonetyczne cechy gwary orawskiej, więc zapis nie jest poprawny pod tym względem...] ^_^ Spodobało mi się:))

Notkę tę sponsoruje Hania:))

14 marca 2006

Półsennie

Jakieś przygnębienie i senność, nieustanne senność i słabość, które każą mi przesypiać dni... Ale sen to jest też ucieczka. Już ja to znam... Kawa tylko parzona i już bez mleka. Pomaga. Próbowałam się przestawiać na wcześniejsze zasypianie i nie dosypiać w dzień, ale w nocy i tak nie mogłam spać. Straszny ten mój tryb życia. Muszę się jakoś wyregulować. Mała ilość snu sprzyja powstawaniu wolnych rodników (...cokolwiek to jest :-). I te ponure myśli - czy to jest wina tylko jakichś tam niekorzystnych warunków biocośtam i przesileń wiosennych, długiej zimy, braku słońca? Te przeczucia... 

Literatura pomaga jak nigdy, choć Rzeczywistość momentami uporczywie wdziera się w powieściowe akapity i nie pozwala o sobie zapominać. I w sumie - chwała jej za to...

Za wiele bym chciała. Nie zasłużyłam sobie. A za to co mam, nie okazuję wdzięczności. Wiele ostatnio zrozumiałam i z wieloma rzeczami się pogodziłam. Ale niepokoją te podsumowania siebie i rozrachunki z przeszłością. To jak ostateczność, jak rozpamiętywanie, gdy już mało mamy czasu na przyszłość. Nie wiem, ile jeszcze go mam. I nie chcę wiedzieć. 

I jeszcze dla kogoś: Wciągnęłaś mnie ostatnio do przepełnionego autobusu. Próbowałaś wchodzić do wszystkich drzwi i za trzecim razem udało nam się wreszcie przebić przez tłumy w wejściu, i znaleźć odrobinkę miejsca. W życiu bym do niego sama nie wsiadła. Przecież wiesz, jaka byłam zrezygnowana za trzecim podejściem. I w życiu nie pojechałabym sama w taką daleką podróż i w taki ponury dzień, i tak późno. Wróciłabym do akademika i ślęczała nad książką albo klawiaturą. A ta podróż wiele zmieniła. Jeszcze kilka takich podróży i może zmienić się jeszcze więcej. Dziękuję, Małgosiu. (...przepraszam za ten tajemniczy styl, ale o tej podróży nie potrafię inaczej mówić. Jeszcze nie.)

10 marca 2006

Polonistki, co wy na to...? :)

Kiedyś w Rutynie pewien pan, dowiedziawszy się mojej  przyszłej profesji, wyrecytował mi następujący wiersz:


Zachwycenie ^_^


Gdy czasem młoda polonistka
Taka naiwna, schludna taka,
Egzaltowana, świeża, czysta,
Że chciało by się siąść i płakać.

Więc gdy ta polonistka właśnie
Małpując młodopolskie pozy
Wybiegnie o porannym czasie
Boso na łąkę między brzozy,
Poigra z pliszką i skowronkiem
Oraz z pudliszką i z biedronką.
Przywita ze wschodzącym słonkiem
Wołając: -Witaj, jasne słonko!

Z róż i powojów splecie wieńce,
Pomacha rączką do motyla,
Kraśnym obleje się rumieńcem
Widząc jak pszczółka kwiat zapyla.

Coś z Anny German gdy zanuci,
Wyrecytuje coś z Asnyka,
A potem bardzo się zasmuci
Nad żabką, którą bocian łyka,

I chcąc zapłakać nad półtrupem
(bo drugie pół ten bocian urwał)
Wlizie tą bosa nogą w kupę
I wyda okrzyk: - Ożesz kurwa!

To - jeśli byłbym na tej łące
Naocznym świadkiem tego zgrzytu -
Jak jestem facet niepijący,
Pół litra wychlałbym z zachwytu!


(Andrzej Waligórski)


Uważajcie, polonistki, na Młodą Polskę :) Swoją drogą - kto dziś jeszcze słucha Anny  German...? Człowieczy looos... Asnyk na razie leży na półce i czeka na swoją kolej.
Myślę, że pan Waligórski miałby przy mnie powody do chlania z zachwytu:)

7 marca 2006

Raczej polonistycznie :)

"Gdy będziecie na Marsie i usłyszycie takie wyrazy jak Piotr i dziad, to wiedzcie, że to są nasze polskie wyrazy, z naszą jedynie polską, specyficzną cechą, czyli z przegłosem lechickim!! To jest niesamowite!!" - takie teksty euforycznego podziwu wykrzykiwał nam dziś Pan prof. Z. na historii języka przy co drugiej polskiej nazwie własnej, bądź osobowej wystękanej przez ofiarę, na którą padło czytanie Bulli Gnieźnieńskiej w oryginalnym jej zapisie... Boki zrywaliśmy z Hanką i Damianem w ostatniej ławce:) Tak dzielnie wczoraj przygotowywałam referat, a Pani Sz. się rozchorowała i nic z moich popisów... A Pana W. to tylko kochać:)) Jak ja uwielbiam te jego dyskusje:) W pierwszej ławce na literaturze pozytywizmu i Młodej Polski siedzą sobie dwie cudowne Oleńki (pozdrawiam Cię, Oleńko:-) i nieśmiało próbują włączać do rozmowy (monologu pana profesora?:) I tak: "Dlaczego państwo potwornie się nudzili, podczas czytania Próchna? :-D I pytanie pedagogiczne: Ile osób przeczytało Próchno?:-)) (...) Ja Was pozabijam :))" 

W Próchnie podobał mi się ten wykrzyknik: -Kawiarni! ^_^ Pan profesor ma rację - bardzo to nam bliskie siedzenie po kawiarniach, tudzież pubach i narzekanie na życie, co też zrobiłyśmy po zajęciach z Renatą ^_^ Taka epoka... W średniowieczu się modliło, w baroku wyczekiwało śmierci, w romantyzmie - żyło gwałtownie i z pasją, a Młoda Polska to kawiarnie i upajanie się klimatem miasta, będącego sercem Polski Młodej ;-P. Wygłupiam się, ale naprawdę tak mam, że jak się zagłębiam w jakiejś epoce, to tak nasiąkam tą literaturą i jej atmosferą, mimowolnie i podświadomie. A może to nie wina baroku, tylko po prostu człowiek myśli już tylko o śmierci, jak ma się uczyć do egzaminu poprawkowego ze staropolskiej...


....^_^ Wiersz dla H.:

A słowo z ciemności wyjawione było gruszka
Krążyłem dokoła niego podskakując to próbując skrzydełek.
Ale kiedy już-już piłem z niego słodycz oddaliło się.
Więc ja do cukrówki - wtedy kąt ogrodu,
złuszczona biała farba drewnianych okiennic,
krzak dereniu i szelest przeminionych ludzi.
Więc ja do sapieżanki - wtedy zaraz pole
za tym, nie innym, płotem, ruczaj, okolica.
Więc ja do ulęgałki, do bery i do bergamoty.
Na nic. Między mną i gruszką ekwipaże, kraje,
I tak już będę żyć, zaczarowany.

 
(Czesław Miłosz, Po ziemi naszej)
                   ... ^_^...

Tak sobie wczoraj ten referat robię, a tu taki wiersz :-) A ten dzień dzisiejszy cieplejszy dzięki Tobie, H. Strasznie przemarzłam. Gdyby nie wiatr... - a ma tak jeszcze powiać. Byle do ślubu Krzysztofa i Julii zrobiło się ciepło ^_--.


1 marca 2006

"Ale dopóki ust nie zatka mi gliniasta gruda..."

Sala była jeszcze pusta i miejsca były wolne. Dopiero potem pojawiły się tłumy - na szczęście przyszłyśmy wcześniej i zajęłyśmy siedzące miejsca.Wchodzimy i chce nam się od razu krzyczeć z radości, bo słyszymy bicie w struny na przemian z odgłosem rytmicznego stuku pięciu palców o pudło rezonansowe - rytm Debiutu. Idziemy dalej i widzimy już te palce i  twarz - wydaje się starsza o dziesięć lat w porównaniu z tą na okładkach płyt. Twarz w której można czytać - pisarz potrafiłby ją opisać, te rysy i światłocienie, które je podkreślały, ten wzrok, co przeszywa na wylot - bystry, smutny i jednocześnie tak... pogodny. Jakby celowo wyrzeźbił sam siebie. 

Usiadłyśmy w drugim rzędzie. Trwała jeszcze próba - wraz z Pauliną Bisztygą śpiewali ów Debiut właśnie. Ale głos Pauliny nie pasował do tej piosenki, do tych słów, do tego przekazu. Nie ten styl, nie ta barwa - tam trzeba od taktu do taktu, a ona przeciągała, udziwniała i wyła. Wcale nie pasowała do tego wieczoru - jest dobra, ale nie tam wtedy. Niektóre teksty jej piosenek były koszmarne. Zakończyła swój występ i na scenie pojawił się Czyżykiewicz. I pozostał już z nami do końca. I jeszcze dłużej...                                                                                                        
Tym tylko byłem
Czego ty dotknęłaś dłonią 
Nad czym w noc głuchą wronią
Pochylałaś się strzegąc
                                                         
Co przeżyłyśmy z Gosia tego wieczoru, opisać mi będzie bardzo trudno. Kto zna muzykę Czyżykiewicza, zrozumie. Gdy słuchałam Świata widzialnego po raz pierwszy - wyłam. I to nie było wzruszenie, jakie mi się czasami jeszcze (na szczęście) zdarza, gdy spotykam się ze sztuką, ale uczucie, jakby cały mój świat mi się nagle rozsypał. Wszystko to, co było poukładane, przemyślane i we właściwej hierarchii - runęło.  Może jestem przewrażliwionym durniem, a może właśnie wtedy w moim życiu działo się zbyt wiele i często mam tak, że ktoś odpowiedni pojawia się w nim w odpowiednim momencie, żeby pomagać mi i rysować krajobrazy moich uczuć.

Tym tylko byłem
Co rozróżniałaś tam w dole 
W licach zatartych 
W czole rysy nawykła ciąć
                                                      
 Skoro więc takie rzeczy działy się ze mną, podczas gdy Czyżykiewicz śpiewał z płyty, wyobraźcie sobie, co działo się w poniedziałkowy wieczór, gdy siedziałam dwa metry od niego w piwnicy pod Jaszczurami ^_^. Oczywiście - euforyczna radoś. Oczywiście - świat przestał istnieć. Bo gdy on śpiewa, istnieje tylko słowo, słowo śpiewane i akompaniament jego cudownej klasycznej gitary. Różnie to bywa w piosenkach, w których pojawiają się inne instrumenty - czasami za mocno eksperymentuje i przekaz się gdzieś gubi w tych dźwiękach. Człowiek nie słucha już, a tylko słyszy. Wtedy można zatonąć, na moment przestać być. 

Tak to blaskiem
Tą mgłą spowity
Ziąbem ogniem
Wśród przestworzy samotnie
Krąży zbłąkany glob
          

Ale niekiedy przekaz się wzmacnia. I wydobywa się więcej i więcej... Śpiewał całym sobą. W każde wypowiedziane, wyszeptane, wyśpiewane lub wykrzyczane słowo wkładał taką siłę, że docierało niemal materialnie... Rzucał w nas słowami, rozdzierał nimi powietrze. Szarpał nam wnętrzności. Z każdą piosenką byłyśmy coraz bardziej przepełnione emocjami. Magicznych spięć szarada - jak określiła to Gosia. Ściskałyśmy się za ręce, trzymałyśmy się siebie, żeby nie zagubić się w tym wszystkim, co do nas docierało, żeby nie spaść gdzieś w przepaść tego niesamowitego nieistnienia. A mój uścisk był niczym imadło ^_^ (strasznie się zapatetyczniło, to obniżam:) W pewnych momentach nie mogłam i śpiewałam z nim, cicho i niezauważalnie, ale byłam tym wszystkim tak napełniona, że miarka się przebrała...

A najpiękniejsze było to, że zaśpiewał niemal wszystko, o czy marzyłam. Moje ukochane wersety z wierszy Brodskiego i swoich. Przy Ave przebrana miarka emocji zamieniła się w łzy...
Koncert się skończył, a niezwykłe chwile trwały nadal. W przytulnym korytarzyku za sceną poprosiłam go o minutkę na podpisanie płyt i wpisanie się w moim magicznym zeszyciku z poezją, właśnie obok Ave - powiedział, że tak ładnie napisane i długo się wpatrywał :). W zasadzie miałam po minutce się zmyć, bo sam na sam z Czyżykiewiczem  jest dla mnie bardzo trudne i samo podejście do niego wymagało naprawdę wiele wysiłku. Być albo nie być - ale przecież to był właśnie ten moment, kiedy trzeba było być, więc zebrałam się w sobie i polazłam :) - przecież żałowałabym długo tego niepodejścia.

A rozmowa była dla mnie - o dziwo -  łatwa, płynna - może dlatego, że miałam przed sobą kogoś - powiedzieć podobnego, byłoby pychą, ale człowieka, który ma podobny stosunek do poezji. I naprawdę się rozgadał :) I tak sobie gadamy, gdy podchodzi do nas jakiś wesoły, starszy pan i rzuca tekst: "To może chodźmy do stolika!" I skończyło się przy stoliku - z Czyżykiewiczem i jego znajomymi przy piwie :-D Siedziałam tam co prawda na zasadzie przepraszam, że jestem, bo chyba od życia dostałam w tym momencie za dużo:) i najchętniej bym się schowała pod ten stolik, ale Ci starsi panowie ciągle mnie zagadywali :) (a już ja potrafię rozmawiać ze starszymi panami:) - jego koledzy ze studiów z jednego akademika. I w ogóle, pan Mirek opowiadał, jak pili piwo w krzakach :-))))  O Boże - siedziałam z Mirosławem Czyżykiewiczem przy jednym stoliku!!! xD

Wróciłam do akademika, gdzie już wszyscy spali, a mi się chciało wrzeszczeć, skakać i śpiewać, ale najgorsze było to, że miałam przygotować referat na seminarium^^. Od pierwszej do czwartej nad ranem powstawał on w bólach i mękach, ale byłam dzielna, tak mocno trzymając się prozaiczności, po tym wszystkim, co przeżyłam w poniedziałkowy wieczór. A o czwartej nad ranem czekałam już tylko na odwiedziny snu, bo o szóstej pobudka i historia języka. Ale biegłam jak na skrzydłach, choć wpół przytomna, na ulicę Gołębią, by zobaczyć się z Gosią i jej to wszystko opowiedzieć - bo chyba bym pękła:) Gosiu - dziękuję, że byłaś tam ze mną, że przeżywałyśmy to razem i razem możemy to wspominać - że to wspomnienie może być silniejsze i trwać :*

Referat wygłosiłam bardzo ładnie:) i nawet wzięłam kolejny na za tydzień, tak w sumie dlatego, żeby ulżyć tym, na których teraz przyszła kolej, a którzy mają jeszcze egzaminy. Dzień słoneczny, lecz za to mroźne są noce.

Ostatkowy wieczór spędziłam w Rutynie, na koncercie Cyrkla :-). Jedyne to miejsce w ten wieczór i często jedyne, gdzie można posłuchać poezji, w tym naszym poetyckim Krakowie, jak stwierdził Daniel... Smutna to prawda. I to była najlepsza alternatywa, jaką wybrałam. Najwspanialsi ludzie, najwspanialsza atmosfera i dwie Jarkowe myszki za barem. :-)
                                                              
Dobrze, ze nigdy w czas mrocznej zamieci
Nie prowadziła cię ręka pomocna
I jak to dobrze samemu na świecie
Wędrować pieszo z szumiącego dworca
Z szumiącego...
                                                          
        Teraz trzeba mi tylko chwycić się mocno rzeczywistości, żeby nie zwariować. Za dużo się ostatnio działo jak dla mnie. Ale życie bywa niezwykłe...!
        Aha - osiemnastego marca prawdopodobnie mam koncert, jeszcze dam znać dokładnie ;-) ... Cóż na koniec... Zaczęłam od cytatu i zakończę - 

Ale póki ust nie zatka mi gliniasta gruda,
będzie się z nich dobywać tylko dziękczynienie.


(cytaty pochodzą z wierszy Josifa Brodskiego w przekładzie S. Barańczaka i Katarzyny Krzyżewskiej).
Wielki post: o chlebie i poezji...;-)