26 listopada 2006

W żółtych płomieniach liści

Czas płynie trudniej, i boli nas jego przepływ, jego nurt odciskany na ciele i pamięci. Boli tym bardziej właśnie, gdy tak mocno potrafimy cieszyć się jego chwilami, kiedy dopełnia się szczęście, kiedy wyrastają nam skrzydła. Masz rację, H. Wtedy poranki bolą najmocniej, kiedy nie chcemy jeszcze przekraczać tego progu, progu, przekroczywszy który nie ma już powrotu - gdy chcemy jeszcze żyć tam i wtedy - chcemy czy nie - przepaść i tak przekroczymy i powrotu już nie będzie, czas wyważy te drzwi, choćbyśmy zamykali je na sto spustów.
Ślady dnia tamtego trzeba posprzątać, przemyć twarz, wyruszyć w realność, powszedniość, w codzienność - na szczęście! H, z tych okruszyn dnia wczorajszego, budujemy pomosty między sobą, tworzymy język zrozumiały bez słów, metajęzyk naszych melodii, cytatów, wierszy. Żeby nie być samotnym, mieć bratnie dusze, rozumieć je - przeciw temu czasowi - potrzeba czasu. Trzeba być, rozmawiać, śpiewać, śmiać się, wygłupiać razem, opowiadać, odkrywać, snuć marzenia.  Razem. Obok siebie. Do ziarnka ziarnko. Krok po kroku
Nie użyłam słowa Przyjaciel - to jest wielkie słowo, G. ma w tym wielką rację. To jest słowo większe niż miłość, potężna metafizyka, a ja rzucam go na wiatr...
Jesteśmy osobnymi światami. Jedyne co możemy poradzić na naszą samotność, to wyobrazić sobie światy innych. Próbować je rozumieć, odczuwać, przeżywać.  Nigdy nie wejdziemy do wnętrza, choćbyśmy nie wiem ile kołatali.

(...) 
Całą powierzchnią zwracam się ku tobie, 
a całym wnętrzem leżę odwrócony 
(...) 
Nie wejdziesz - mówi kamień. - 
Brak ci zmysłu udziału. 
Żaden zmysł nie zastąpi ci zmysłu udziału.
(...) 

[*W. Szymborska*]

Jesteśmy osobnymi światami - na szczęście. Co by to było, gdybyśmy czuli jak inni: ich cierpienia, rozpacze, lęki, wzloty, ...? Świat byłby potwornym smutkiem albo nieuzasadnioną, pustą radością.

Szarość zmierzchów i mglistość brzasków, woal tej szarości, który nadaje światu inne barwy i liście - złote dywany z liści. I brzozy w żółtych płomieniach liści dopalające się ślicznie - od kilku poranków wita mnie za oknem taka metafora.  Wstaję, przemywam twarz, biegnę do tego świata - budować go, znowu go budować, kołatać Wam do serc. Przeciw temu czasowi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.