Rozmazałam się. Poruszyłam, poryczałam, rozmazałam:) Już dawno mnie nie wzruszył film, książka, piosenka... Ostatni raz tak mocno chyba koncert Czyżyka z pół roku temu, ale jakżeby on nie potargał nam duszy strunami głosu i gitary... Przez moją sceptyczną skorupkę ostatnio trudno się przebić. Plwajmy na te skorupę i zstąpmy do głębi, jak pisał wiadomo kto:))
Grobowiec świetlików Isao Takahaty, choć to nazwisko zapewne nic nie mówiące... Cały urok tego wieczoru na tym (też!!) polegał, że oto w Filmowym Klubie Dyskusyjnym prezentowane jest właśnie Hotaru No Haka - film, o obejrzeniu którego marzyłam od lat, tych lat jeszcze, gdy manga i animacja japońska była dla mnie pasją nad pasjami... I oto właśnie jest, i oto właśnie jest. To nie jest takie zwyczajne jakby się wydawało, że jest. Jak to dobrze, ze zajrzałam na odpowiednią stronę w odpowiednim czasie...;)
Japonia, rok 1945. Czternastoletni Seita i czteroletnia Setsuko - rodzeństwo. Wydaje się że pokazać losy niewinnych dzieci w czasie wojny, zaapelować nimi do szlachetnych uczuć odbiorcy - to łatwe. A to wcale nie tak... Właśnie - chodzi o to - jak. Odpowiedni dać rzeczy - obraz, że sparafrazuję poetę, naginając myśl jego do sztuki filmowej.
Moje zdolności pisarsko-recenzatorskie są dzisiaj do bani, o ile w ogóle je mam [to czas pokaże -> pokaże pan dr. B., który będzie oceniał wkrótce moje recenzje...-.-] Nie posiadam bowiem dystansu do przedmiotu recenzowanego. Nie porywam się też na żadną recenzję, bo nie chcę tu streszczeń, faktów, spoilerów. Myśli mam rozczłonkowane, zszarpane, krążące chaotycznie...
Obraz niezwykły. Subtelny w swojej tematyce: dramatycznej, drastycznej. Wymowny w milczeniu. Bardzo poetycki. Ciekawe rozwiązania kompozycyjne. Muzyka. Cisza. Animacja - wspaniała. Dokładność, precyzja - od gruzowiska miasta, ulatującego dymu, pocisków samolotów do fałdki na tafli wody, po której przepływa pajączek, do światełka robaczka świętojańskiego... Dorosły w swojej dziecinności. Dla kogo? Jak to Studio Ghibli - i dla dzieci, i dorosłych. Dla dzieci - też o dzieciach. A co mądrzejsze dorosłe dzieci doczytają to, co nie zostało powiedziane i nawet pokazane wprost. Na tym przecież (też!!) polega wielkość dzieła sztuki - na jego uniwersalności. Przesłanie jest silne, mocne, wyraziste. Spędzające cienie z powiek i rozmazujące tusz do rzęs....
Reżyserzy powinni się uczyć od Japończyków, jak pokazywać II wojnę światową. Ni cienia nacjonalizmu. Obiektywizm. Tutaj nadrzędne jest coś innego, jest to wszak antywojenne oskarżenie, ale wątek dumnej Japonii, której zawsze sprzyjał boski wiatr nie jest pominięty, a opisany wymownym komentarzem.
Wielopłaszczyznowość, paradoks, niejednoznaczność.
Zdruzgotana jestem. Wbiło się głęboko, pozostanie na długo. Niesłychane, ale nawet gdy teraz próbuję o tym pisać - łzy w oczy... Kto widział - zrozumie. Kto nie widział - niech obejrzy.
Zdruzgotana, a jednak - pełna, bogata, silna...
Szczęśliwa.
I powrócę jeszcze do wstępu, bo on też ma związek z owym szczęściem. Spotkać nagle ludzi, którzy mówią Twoimi myślami, myślami, które w dodatku miałeś niegdyś na ustach przeciw całemu głupiemu, pustemu, stereotypowemu, pozornemu, prymitywnemu światu, który najbardziej lubi bełkotać o tym, o czym nie ma pojęcia - spotkać takie osoby, które rozumieją to, o co kiedyś walczyłeś - to jakby spełnione marzenie, dawny cel osiągnięty. Ulga i zadowolenie, że było się wiernym tej drodze i wreszcie poczucie, że naprawdę było warto. Od lat kilku nie jestem otaku, ale kilka lat nim byłam - i to pozostawia jakieś ślady [w psychice wypaczonej :))]. I dziś po raz kolejny przekonałam się, że warto było trwać i być - wiernym Pasji. Bo ona jest Sztuką - sztuką rysowania tuszem, sztuką animacji. Ów dzisiejszy przekonywujący raz był wyjątkowy, bo "po latach":)
W pewnym momencie nasza szafa nie zaprowadzi nas już do Narnii. Ale na zawsze będziemy pamiętać - że kiedyś tam byliśmy. Dzisiaj sobie przypomniałam.... ^_^....
Grobowiec świetlików Isao Takahaty, choć to nazwisko zapewne nic nie mówiące... Cały urok tego wieczoru na tym (też!!) polegał, że oto w Filmowym Klubie Dyskusyjnym prezentowane jest właśnie Hotaru No Haka - film, o obejrzeniu którego marzyłam od lat, tych lat jeszcze, gdy manga i animacja japońska była dla mnie pasją nad pasjami... I oto właśnie jest, i oto właśnie jest. To nie jest takie zwyczajne jakby się wydawało, że jest. Jak to dobrze, ze zajrzałam na odpowiednią stronę w odpowiednim czasie...;)
Japonia, rok 1945. Czternastoletni Seita i czteroletnia Setsuko - rodzeństwo. Wydaje się że pokazać losy niewinnych dzieci w czasie wojny, zaapelować nimi do szlachetnych uczuć odbiorcy - to łatwe. A to wcale nie tak... Właśnie - chodzi o to - jak. Odpowiedni dać rzeczy - obraz, że sparafrazuję poetę, naginając myśl jego do sztuki filmowej.
Moje zdolności pisarsko-recenzatorskie są dzisiaj do bani, o ile w ogóle je mam [to czas pokaże -> pokaże pan dr. B., który będzie oceniał wkrótce moje recenzje...-.-] Nie posiadam bowiem dystansu do przedmiotu recenzowanego. Nie porywam się też na żadną recenzję, bo nie chcę tu streszczeń, faktów, spoilerów. Myśli mam rozczłonkowane, zszarpane, krążące chaotycznie...
Obraz niezwykły. Subtelny w swojej tematyce: dramatycznej, drastycznej. Wymowny w milczeniu. Bardzo poetycki. Ciekawe rozwiązania kompozycyjne. Muzyka. Cisza. Animacja - wspaniała. Dokładność, precyzja - od gruzowiska miasta, ulatującego dymu, pocisków samolotów do fałdki na tafli wody, po której przepływa pajączek, do światełka robaczka świętojańskiego... Dorosły w swojej dziecinności. Dla kogo? Jak to Studio Ghibli - i dla dzieci, i dorosłych. Dla dzieci - też o dzieciach. A co mądrzejsze dorosłe dzieci doczytają to, co nie zostało powiedziane i nawet pokazane wprost. Na tym przecież (też!!) polega wielkość dzieła sztuki - na jego uniwersalności. Przesłanie jest silne, mocne, wyraziste. Spędzające cienie z powiek i rozmazujące tusz do rzęs....
Reżyserzy powinni się uczyć od Japończyków, jak pokazywać II wojnę światową. Ni cienia nacjonalizmu. Obiektywizm. Tutaj nadrzędne jest coś innego, jest to wszak antywojenne oskarżenie, ale wątek dumnej Japonii, której zawsze sprzyjał boski wiatr nie jest pominięty, a opisany wymownym komentarzem.
Wielopłaszczyznowość, paradoks, niejednoznaczność.
Zdruzgotana jestem. Wbiło się głęboko, pozostanie na długo. Niesłychane, ale nawet gdy teraz próbuję o tym pisać - łzy w oczy... Kto widział - zrozumie. Kto nie widział - niech obejrzy.
Zdruzgotana, a jednak - pełna, bogata, silna...
Szczęśliwa.
I powrócę jeszcze do wstępu, bo on też ma związek z owym szczęściem. Spotkać nagle ludzi, którzy mówią Twoimi myślami, myślami, które w dodatku miałeś niegdyś na ustach przeciw całemu głupiemu, pustemu, stereotypowemu, pozornemu, prymitywnemu światu, który najbardziej lubi bełkotać o tym, o czym nie ma pojęcia - spotkać takie osoby, które rozumieją to, o co kiedyś walczyłeś - to jakby spełnione marzenie, dawny cel osiągnięty. Ulga i zadowolenie, że było się wiernym tej drodze i wreszcie poczucie, że naprawdę było warto. Od lat kilku nie jestem otaku, ale kilka lat nim byłam - i to pozostawia jakieś ślady [w psychice wypaczonej :))]. I dziś po raz kolejny przekonałam się, że warto było trwać i być - wiernym Pasji. Bo ona jest Sztuką - sztuką rysowania tuszem, sztuką animacji. Ów dzisiejszy przekonywujący raz był wyjątkowy, bo "po latach":)
W pewnym momencie nasza szafa nie zaprowadzi nas już do Narnii. Ale na zawsze będziemy pamiętać - że kiedyś tam byliśmy. Dzisiaj sobie przypomniałam.... ^_^....
"Dlaczego świetliki żyją tak krótko?" [*Setsuko*]
...............................
...............................
Jako recenzent jesteś cudowna :* :)
OdpowiedzUsuń