29 listopada 2006

Kraków jeszcze nigdy, tak jak dziś, nie miał w sobie takiej siły i... :)

Szukam słów, szukam wiersza, który wyraziłby to wszystko, co czuję od kilkunastu dni. Muzyka to wyraża, ona jest lekka, jak moje ciało, albo ma siłę skrzydeł, które wyrosły mi  niedawno, które mnie unoszą - ale wcale niedaleko stąd. Entuzjazmy i wzloty bywają czasem nieuzasadnionymi zrywami emocji - i sama się dziwię, że ten stan trwa i trwa i nie opadam z radości. Lekko mi, choć życie zamęcza, choć przysypiam na zajęciach, choć nogi bolą, choć czas mnie goni a pieniądze - uciekają, choć listy lektur nie zmniejszają się, teoria języka komplikuje coraz mocniej, choć generatywne teorie metafory są niczym reakcje chemiczne, choć na teorii literatury nagadałam ostatnio masę bzdurnych rzeczy, a pan B. zadaje recenzje z książki cudem dostępnej, choć mało słońca i cały świat zapada na depresje, nerwice i wszelkie psychozy maniakalne...

Dodajecie mi siły, moje promyki, dzionki, moi Aniołowie, dodają mi zapału plany przyszłe, niedalekie, małe codzienne sukcesy, porażki, uśmiechy, ćwierćkrople mgły zawieszonej nad Krakowem - może przez tę mgłę..?. Na Gołębiej Twój płaszcz zaczepia mnie, H., jakie to miłe zaczepienie - w Gołębniku tym naszym - polubiłam go, polubiłam te studia fascynujące, czytelnię wczesnym rankiem - tylko wczesnym - potem już jej nie lubię!:), polubiłam ulice, place, skróty, ulubione knajpy, kawiarnie, sklepy, ścieżki... Swoje małe zakorzenienia. Zbudowałam tutaj spory kawałek swojego świata, kawał siebie zostawiam w tym mieście i chcę budować dalej.  Małe, wielkie, odpowiedzialne cegiełki obowiązków.  To jest ten czas, żeby czynić cuda [*Paweł P*:)] To jest ten czas - teraz albo nigdy. Chwytajcie dzień, uczyńcie wasze życie niezwykłym, jak mówił Pan Keating, mój kapitan, kapitan, swoim uczniom [*N. H. Kleinbaum, Stowarzyszenie Umarłych Poetów*]
Pan dr G-ski to jest właśnie taki pan Keating! To jest mój kapitan! :-) Uczy jak czytać świat. Nikt tak nie potrafi odkrywać poezji, jak on... *_*  Dygresja taka:)

I tak nie mogę się wypisać z tego co czuję. Konwencjonalny, wyświechtany język banalizuje moje proste wzruszenia [Chciałbym opisać najprostsze wzruszenie... - Herbert].  Moje małe, proste zakorzenienia - radości, smutki, zachwyty. Moja wiara. Powracam. Porządkuje mój wewnętrzny chaos. Jestem spokojna. Myśli obmywam z klęsk, rozczarowań i żalów, otrząsam ze zwycięstw, oczyszczam z krzywd.  Mog
ę darować Wam prywatne zachwyty, dzielić z Wami niepokój. Te słowa z Motywacji Jacka K. są już od dawna moje. I przez te proste, zwykłe, powszednie zdarzenia - moje życie jest pełne radości. Za to uwielbiam ten wiersz - za uchwycenie zwyczajności niezwykłości.

By to, co słabością, bólem i kalectwem
Stało się modlitwą, światłem i świadectwem.

Może ta notka nie odzwierciedla mojego spokoju, bo chaotyczna strasznie, ale tyle radości we mnie śpiewa. Tyle wiary.

26 listopada 2006

W żółtych płomieniach liści

Czas płynie trudniej, i boli nas jego przepływ, jego nurt odciskany na ciele i pamięci. Boli tym bardziej właśnie, gdy tak mocno potrafimy cieszyć się jego chwilami, kiedy dopełnia się szczęście, kiedy wyrastają nam skrzydła. Masz rację, H. Wtedy poranki bolą najmocniej, kiedy nie chcemy jeszcze przekraczać tego progu, progu, przekroczywszy który nie ma już powrotu - gdy chcemy jeszcze żyć tam i wtedy - chcemy czy nie - przepaść i tak przekroczymy i powrotu już nie będzie, czas wyważy te drzwi, choćbyśmy zamykali je na sto spustów.
Ślady dnia tamtego trzeba posprzątać, przemyć twarz, wyruszyć w realność, powszedniość, w codzienność - na szczęście! H, z tych okruszyn dnia wczorajszego, budujemy pomosty między sobą, tworzymy język zrozumiały bez słów, metajęzyk naszych melodii, cytatów, wierszy. Żeby nie być samotnym, mieć bratnie dusze, rozumieć je - przeciw temu czasowi - potrzeba czasu. Trzeba być, rozmawiać, śpiewać, śmiać się, wygłupiać razem, opowiadać, odkrywać, snuć marzenia.  Razem. Obok siebie. Do ziarnka ziarnko. Krok po kroku
Nie użyłam słowa Przyjaciel - to jest wielkie słowo, G. ma w tym wielką rację. To jest słowo większe niż miłość, potężna metafizyka, a ja rzucam go na wiatr...
Jesteśmy osobnymi światami. Jedyne co możemy poradzić na naszą samotność, to wyobrazić sobie światy innych. Próbować je rozumieć, odczuwać, przeżywać.  Nigdy nie wejdziemy do wnętrza, choćbyśmy nie wiem ile kołatali.

(...) 
Całą powierzchnią zwracam się ku tobie, 
a całym wnętrzem leżę odwrócony 
(...) 
Nie wejdziesz - mówi kamień. - 
Brak ci zmysłu udziału. 
Żaden zmysł nie zastąpi ci zmysłu udziału.
(...) 

[*W. Szymborska*]

Jesteśmy osobnymi światami - na szczęście. Co by to było, gdybyśmy czuli jak inni: ich cierpienia, rozpacze, lęki, wzloty, ...? Świat byłby potwornym smutkiem albo nieuzasadnioną, pustą radością.

Szarość zmierzchów i mglistość brzasków, woal tej szarości, który nadaje światu inne barwy i liście - złote dywany z liści. I brzozy w żółtych płomieniach liści dopalające się ślicznie - od kilku poranków wita mnie za oknem taka metafora.  Wstaję, przemywam twarz, biegnę do tego świata - budować go, znowu go budować, kołatać Wam do serc. Przeciw temu czasowi...

25 listopada 2006

Lipcopad*

Noc prześpiewana, kabaretowa, rzewna, sentymentalna, przegadana, roześmiana... Magiczne miejsce, magiczni ludzie. 
Kiedy wracaliśmy o brzasku śpiewał nam pan Wilga :) Myślałam, że wilgi żegnając zimę, odfruwają stąd...:) [*A.Krzysztoń*]. Jakże uroczy jesteś w tym roku, listopadzie...! Tak mi ciepło na sercu...

*** Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnie... *** 
* to z poezji Brodskiego w tłumaczeniu S. Barańczaka

24 listopada 2006

...

...Życie jest pieśnią - śpiewaj ją...

21 listopada 2006

półkrople, ćwierćkrople...

(...) 
pozornie dająca się okiełznać rygorem taktów 
sprowadzana na ziemię w półkrople, ćwierćkrople 
i cisze wszelakiej długości 
rozpina swoje pięciolinie  
bez ostrzeżenia 
w najczulszych skrawkach serca 
(...) 

[*Z. Zamachowski, Muzyka*]

Na ostatniej, poniedziałkowej lekcji muzyki, stwarzając pozory, że potrafię zapisać w gamie A-dur Wlazł kotka:) i pochylając się nad pięcioliniami mocno, coby pani nie śmiała podejść i przeszkodzić w tak wielkim skupieniu [...kto się spóźnia, siedzi w pierwszych ławkach...v_v``] - rozszyfrowałam metaforę Pana Zbyszka. Po prostu - symbole nut, te kółeczka wypełnione i niewypełnione, są jak krople na papierze. Z kroplami można postępować dalej różnie. Woda to pramateria, źródło życia, oczyszczenie (..."i popłynęła nagle wielka ciemna woda, jakby ktoś winy nasze spłukać chciał do cna/ po wsiach i miastach, parkach i ogrodach/ niby kosmiczna wielka łza...") to woda życia, to odwieczne krążenie natury, trwanie ("to, co zostanie - kropla wody, niech krąży między ziemią, niebem, niech spłynie deszczem przezroczystym, paprocią, puchem, płatkiem śniegu..." Herbert, Testament, z pamięci, nie wiem, czy dobrze), to jest rzeka zapomnienia Lete, to jest rzeka Styks i Charon przewożący dusze zmarłych ("a kiedy przypłynie perłowa łódź..."?), i tak dalej, do wyczerpania znaczeń, toposów. Krople to deszcz, to skraplanie niewidzialnej pary - jak nuty na pięciolinii są widoczną, materialną formą niematerialnego dźwięku. Krople to też... łzy. Nie mam czasu rozpisywać się dalej, w każdym razie - tak oto poezja odsłoniła mi swoją słodką Tajemnicę:) I tak wyszło na jaw, że nie umiem przetransponować Wlazł kotka na płotka:) z gamy C-dur do A-dur,  ale pani obiecała jeszcze raz wytłumaczyć w sposób łopatologiczny:)).  Żeby pojąć muzyczną ortografię, trzeba być dobrym matematykiem, a to mi raczej nie grozi:) Cóż, przynajmniej próbuję!

19 listopada 2006

Czas nas uczy pogody...^_^

Warto było. Warto było tu przyjść, zaśpiewać, wysłuchać. Odfrunąć!!! To dziś jeden z tych dni niezapomnianych, wyjątkowych, bezcennych. I pracować nad nim i dla niego - było warto. Z takimi serdecznymi ludźmi, dla tak znamienitej publiczności. Dla takiej śpiewać - zaszczyt!:)

Odfrunęłam. Stres opadł, tekst się pamiętał. I patrzyłam publiczności w oczy - to był przełom, tak:)), starałam się naprawdę być dla Was. Zawsze uciekam za gitarę, za zamknięte oczy, w siebie, tracę kontakt ze światem. A dziś - byłam odważna i pewna siebie, jak nigdy.

Krzysztofie, Julio, moi mili:) - dodawaliście mi otuchy i niezmiernie ważne było, że byliście. Tak się składa, że dokładnie rok temu i to całkiem nieopodal dzisiejszego naszego spotkania (Westerplatte 13:) --> Kopernika 26:)) - rok temu, osiemnastego, dziewiętnastego listopada Krzysztof rozpoczął całe "rutynowe" zamieszanie:) Być może, gdyby nie te zamieszania, nie kolejne koncerty, nie wiara Wasza we mnie, nie wygrana w Waszym przeglądzie, ciepło i serdeczność Wasze - nie śpiewałabym dzisiaj  właśnie tam i właśnie tak... Dziękuję i przytulam!!!
Mamo, tato:) - że tyle drogi pokonaliście, żeby mnie/nas posłuchać - wdzięcznam:). I cioci też :)). [Tacie dodatkowo za to, że nie interweniował przy nagłośnieniu...!!:)))]
Haniu, Grzesiu - za Muzykę - uwielbiam Was!:) [Grzesiu, Grzegorzu, Zieliński - ja zawsze marzyłam o tej piosence - w duecie...!! no i ten parasol...^^...]
I wszystkim, wszystkim osobom z Bratniej Pomocy Akademickiej z Kingą, Darią, Markiem i Pawłem na czele - bo dzięki Wam było tam ciepło.......

Dziewiętnastego listopada rok temu, późnym wieczorem spadł pierwszy śnieg. Planty wyglądały bajecznie. Było chłodno - a jakże ciepło... Jak mocno pamiętam - pamięta się takie wieczory... Wyśpiewane dziś przeze mnie "Kasztany" były więc precyzyjną ironią losu:) Na szczęście - już tylko ironią. Sprawdziły się też słowa z piosenki wykonanej przez Hanię, że: czas nas uczy pogody. Wiele dni mnie kosztowała moja dzisiejsza pogoda.

Ale udało się - dzięki Wam i dzięki Wam za to.

I jeszcze muszę Komuś podziękować... ^_^...

18 listopada 2006

Początek początku końca

Właściwie zasiadam do pisania, nie wiedząc co napisać, a może bardziej jak i po co, bo w środku dzieje się wiele złego i dobrego, i trudne to wszystko.
Dziś po raz  pierwszy od roku czasu bez jednego dnia, który się rozpoczął godzinę temu, obudziłam się bez złudzeń, a może z wiarą, że wierzę w końcu i przyjmuję do siebie złudność moich całorocznych złudzeń. Coś w środku zabolało, pękło i załamuje się centymetr po centymetrze. Zbudziwszy się za pierwszym razem, zgodnie z nawoływaniem budzika, budzić jeszcze się nie chciałam i wolę mej duszy me ciało spełniło:) Po godzinnym śnie wstałam dużo chętniej i dzielnie udałam się na metodykę o godz. 9:45 będącą, gdzie pan dr B-ski zrobił mi wyrzuty, bo skoro on wrócił wczoraj późno z konferencji w Poznaniu i wstał na ósmą, to jakżeż ja mogę zasypiać:)))
Próba z Grzesiem i Hanią przebiegła pomyślnie, a głos mój się mnie słuchał, mimo iż nie otrzymał wczoraj tak długo obiecywanego mu grzańca (co to za kawiarnia bez grzańca??!!:). Dopinamy na ostatnie guziki, struny i klawisze nasz występ niedzielny.

No i cóż...:) Jak miło było Was zobaczyć, Rutyniarzy Starych Dobrych...:) Posłuchać, pośpiewać, czuć się wysłuchaną (przeżyliście pianino w moim wykonaniu - z rozstrojonym C:))
Tych rozmów, jakie Paweł prowadził z taksówkarzem, nie zapomnimy, o nie...!!:), prawda, Reniu..? xD

Masz rację, Pawle - już czas zacząć czynić cuda. To jest właśnie ten czas... Pomaga mi ta myśl od wczoraj...^_--....

16 listopada 2006

^^

"Kimkolwiek jesteś - wyjdź dziś wieczorem z twego pokoju w którym wszystko znasz..." /Rilke/ - wychodzę przeto i dzięki Bogu, by się na chwilę oderwać i w inny świat Muzyki wpaść...:)

Moje życie jest pełne Muzyki.
Moje życie jest piękne.

15 listopada 2006

wyczekując...

Nie mogę się doczekać weekendu... :) Niedzieli :)) Aż by się chciało skakać z radosnego zniecierpliwienia...... . . .^_^... 





Coś srebrnego dzieje się w chmur dali...
[*Leśmian*]

14 listopada 2006

siedząc wygodnie..

No to sobie usiadłam:) Po wyczerpującym dniu zajęć łóżeczko, podusia, kocyk, cichutka muzyka, ciasteczka i kubek jasnej, cytrynowej herbaty (z okazji koncertu niedzielnego moje gardło preferuje ciepłą herbatę) i książka, po którą zaraz po napisaniu notki sięgam. To mój sposób bycia ulubiony, ulubieńszy i przedkładalniejszy nad inne, nazwijmy je ogólnie... aktywniejsze.:) Oto Oleńka o temperamencie ciepłej kluseczki i jej słodkie chwile zaczytania:) Wyciągnąć mnie w takich chwilach dokądkolwiek, po cokolwiek - trrrruuuudnoo:) och, jak trudno:)
Ten tydzień jest tak mocno stresujący, niechby już się skończył albo niechby już była sobota, boję się panicznie o moje struny głosowe, które przy takiej pogodzie potrafią zrobić mi na złość. Głosu oszczędzać to też mniej gadać, a o to najtrudniej...^^``` Koncert to wyzwanie, które cieszy niezmiernie, ale jednocześnie trema narasta stopniowo i coraz wyższa staje się, nie mówiąc o wysiedzeniu spokojnie i w skupieniu na jakimkolwiek wykładzie:) - zupełny brak koncentracji na rzeczywistości i bujanie w obłokach.
Bo co tu się dziwić - podczas naszych prób w tej cudnej sali o idealnej akustyce, podczas pląsania po dźwiękach radośnie i pięknie, w atmosferze wzajemnego zrozumienia i głębi muzycznego świata - nie chce się wychodzić na ulice rzeczywistości... A trzeba. Co tu gadać - wpadłyśmy po uszy!:))
Ech.... :) No to uciekam do lektury.......... ^_^

12 listopada 2006

Kochana, kochana... :)

***"Kiedy w szarości pradawnego czasu Bóg czynił rzeczy: Stworzył słońce:
I słońce przychodzi i odchodzi, i znowu wraca.
Stworzył księżyc:
I księżyc przychodzi i odchodzi, i znowu wraca.
Stworzył człowieka:
I człowiek przychodzi i odchodzi, i nie wraca nigdy."***

PS. Haniu, nie wiesz, jak się cieszę, że Cię znam..? Że jesteś? Że darzysz mnie zaufaniem, mimo mojej poczty głosowej..?:))  Wiesz, jak cenna jest ta znajomość? Jak... Muzyka ^_--...


PS2: Na dzisiejszej próbie:

O. - Jak w noc, gdy w alejce rudy kasztan Ci dałam i serce, a tyś rzekł mi trzy słowa, nic więcej...
H. -....Typowy facet!
O. - h-moll teraz!
Hanna: :)))))))))))))) Tak, O., chamol :D!

10 listopada 2006

Grobowiec świetlików

Rozmazałam się. Poruszyłam, poryczałam, rozmazałam:) Już dawno mnie nie wzruszył film, książka, piosenka... Ostatni raz tak mocno chyba koncert Czyżyka z pół roku temu, ale jakżeby on nie potargał nam duszy strunami głosu i gitary... Przez moją sceptyczną skorupkę ostatnio trudno się przebić. Plwajmy na te skorupę i zstąpmy do głębi, jak pisał wiadomo kto:))
Grobowiec świetlików Isao Takahaty, choć to nazwisko zapewne nic nie mówiące... Cały urok tego wieczoru na tym (też!!) polegał, że oto w Filmowym Klubie Dyskusyjnym prezentowane jest właśnie Hotaru No Haka - film, o obejrzeniu którego marzyłam od lat, tych lat jeszcze, gdy manga i animacja japońska była dla mnie pasją nad pasjami... I oto właśnie jest, i oto właśnie jest. To nie jest takie zwyczajne jakby się wydawało, że jest. Jak to dobrze, ze zajrzałam na odpowiednią stronę w odpowiednim czasie...;)
Japonia, rok 1945. Czternastoletni Seita i czteroletnia Setsuko - rodzeństwo. Wydaje się że pokazać losy niewinnych dzieci w czasie wojny, zaapelować nimi do szlachetnych uczuć odbiorcy - to łatwe. A to wcale nie tak... Właśnie - chodzi o to - jak. Odpowiedni dać rzeczy - obraz, że sparafrazuję poetę, naginając myśl jego do sztuki filmowej.
Moje zdolności pisarsko-recenzatorskie są dzisiaj do bani, o ile w ogóle je mam [to czas pokaże -> pokaże pan dr. B., który będzie oceniał wkrótce moje recenzje...-.-] Nie posiadam bowiem dystansu do przedmiotu recenzowanego. Nie porywam się też na żadną recenzję, bo nie chcę tu streszczeń, faktów, spoilerów. Myśli mam rozczłonkowane, zszarpane, krążące chaotycznie...
Obraz niezwykły. Subtelny w swojej tematyce: dramatycznej, drastycznej. Wymowny w milczeniu. Bardzo poetycki. Ciekawe rozwiązania kompozycyjne. Muzyka. Cisza. Animacja - wspaniała. Dokładność, precyzja - od gruzowiska miasta, ulatującego dymu, pocisków samolotów do fałdki na tafli wody, po której przepływa pajączek, do światełka robaczka świętojańskiego... Dorosły w swojej dziecinności. Dla kogo? Jak to Studio Ghibli - i dla dzieci, i dorosłych. Dla dzieci - też o dzieciach. A co mądrzejsze dorosłe dzieci doczytają to, co nie zostało powiedziane i nawet pokazane wprost. Na tym przecież (też!!) polega wielkość dzieła sztuki - na jego uniwersalności. Przesłanie jest silne, mocne, wyraziste. Spędzające cienie z powiek i rozmazujące tusz do rzęs....
Reżyserzy powinni się uczyć od Japończyków, jak pokazywać II wojnę światową. Ni cienia nacjonalizmu. Obiektywizm. Tutaj nadrzędne jest coś innego, jest to wszak antywojenne oskarżenie, ale wątek dumnej Japonii, której zawsze sprzyjał boski wiatr nie jest pominięty, a opisany wymownym komentarzem.
Wielopłaszczyznowość, paradoks, niejednoznaczność.
Zdruzgotana jestem. Wbiło się głęboko, pozostanie na długo. Niesłychane, ale nawet gdy teraz próbuję o tym pisać - łzy w oczy... Kto widział - zrozumie. Kto nie widział - niech obejrzy.
Zdruzgotana, a jednak - pełna, bogata, silna...

Szczęśliwa.

I powrócę jeszcze do wstępu, bo on też ma związek z owym szczęściem. Spotkać nagle ludzi, którzy mówią Twoimi myślami, myślami, które w dodatku miałeś niegdyś na ustach przeciw całemu głupiemu, pustemu, stereotypowemu, pozornemu, prymitywnemu światu, który najbardziej lubi bełkotać o tym, o czym nie ma pojęcia - spotkać takie osoby, które rozumieją to, o co kiedyś walczyłeś - to jakby spełnione marzenie, dawny cel osiągnięty. Ulga i zadowolenie, że było się wiernym tej drodze i wreszcie poczucie, że naprawdę było warto. Od lat kilku nie jestem otaku, ale kilka lat nim byłam - i to pozostawia jakieś ślady [w psychice wypaczonej :))]. I dziś po raz kolejny przekonałam się, że warto było trwać i być - wiernym Pasji. Bo ona jest Sztuką - sztuką rysowania tuszem, sztuką animacji. Ów dzisiejszy przekonywujący raz był wyjątkowy, bo "po latach":)
W pewnym momencie nasza szafa nie zaprowadzi nas już do Narnii. Ale na zawsze będziemy pamiętać - że kiedyś tam byliśmy. Dzisiaj sobie przypomniałam.... ^_^....
 "Dlaczego świetliki żyją tak krótko?" [*Setsuko*]

...............................

9 listopada 2006

wypisy z poezji

(...)
Czas -
wiatr na pięciolinii
zbałaganił nuty
w opłotki Muzyki
(...)

[*Z. Zamachowski*]

6 listopada 2006

^_^

Z takiego rzęsistego deszczu jest chociaż tyle pożytku, że lumpy się pod oknem nie wydzierają, co w noce i poranki ciepłe dotkliwie dociera do nas z ulicy Reymonta, jakże wyraźnie i donośnie, no bo piętro pierwsze. Żeby choć jakiś chłop z mandoliną, jaki to przyszedł do Katarzyny z mała piosenką w wierszu Gałczyńskiego Gałązka wiśni (polecam!), ale to zawsze te lumpy i kibole zakichane, no..! No cóż, kto to mnie dziś zestrofował, że nie piszę? Magducha, oczywiście - no to piszę:), tyle że nie mam za bardzo co, a i czas goni, bo referat mój na dzień jutrzejszy sporo jeszcze wymaga tworzenia i opracowania i kawy wymaga, właśnie - czarnej, parzonej w moim specjalnym kubeczku, pachnącej, zabójczej o tej porze, ktoś by powiedział, mama też by pewnie nakrzyczała, no ale cóż - prof. C. jutro nie będzie ze mną na seminarium dyskutował, tylko będę referować, ach, wszak sama się zgłosiłam, coby to już z głowy mieć, ale czas płynie szybko, a Oleńka niezorganizowana - zwłaszcza w domu będąc, a w domu byłam wszak tydzień no i ...
A dziś zmokłam, nabiegałam się, namęczyłam, naziewałam na wykładach, ale ja dla Was mogę moknąć, biegać i ziewać na wykładach, drodzy moi, a i czekolada w CM nie zaszkodzi, gorąca, z bitą śmietaną i Renatą:). Nie zrozumiałam taktów na muzyce, ani tekstu na jutrzejszą teorię literatury, a fe, fe - feminizm - fee i feministki do garów, nie lubię Was wcale!! No to co? Do pracy:) Specjalne pozdrowienia dla Magduchy D. Niech Wam się przyśni gałązka wiśni....^^
 

....Bo wiśnia we śnie znaczy
Że koniec twej rozpaczy
I że będziesz szczęśliwy coraz częściej...
[K. I. :)]

1 listopada 2006

wypisy z poezji

Przechadzka z Orfeuszem

Ostrożnie stawiaj kroki

Na ścieżce do Hadesu
Nie ścigaj się z obłokiem
Umarli się nie spieszą
A ty masz złożyć jeszcze
Ofiarę swą muzyką
I wrócić masz tą ścieżką
Z żyjącą Eurydyką
A ty masz jedną frazą
Ogłuchłe piekło wzruszyć
Wzgardliwe piekło - azyl
Zgorzkniałych Orfeuszy

Ostrożnie stawiaj kroki
Po ludzkich stąpasz resztkach
Omijaj ton wysoki
Bo patos tu nie mieszka
Bo tu nie mieszka szczęście
Bo droga stąd - donikąd
A wrócić masz tą ścieżką
Z żyjącą Eurydyką
A ty masz dźwięków pięknem
Przekonać martwe uszy
Przejętych głuchym wstrętem
Wystygłych Orfeuszy

Ostrożnie stawiaj kroki
Bo w sobie masz swój Hades
I w sobie cień głęboki
I bezład razem z ładem
Wiem dobrze jak ci ciężko
Nie dzielić bólu z nikim
I wracać martwą ścieżką
Bez żywej Eurydyki
Ona się stąd nie ruszy
I cisza ją pogrzebie
Graj dalej Orfeuszu
Żeby przekonać siebie

[*Jacek Kaczmarski*]