12 sierpnia 2010

notka inspirowana dzisiejszym spotkaniem... :)

Siedem lat? Sporo czasu. Ludzie się zmieniają w ciągu tylu lat.

Nie. Już nie rysuję. Bardzo rzadko. Choć z tamtych czasów pozostała mi całkiem dobra mangowa kreska. Ale brak cierpliwości i chęci. I samozaparcia. 
Śpiewam. Śpiewałam. W sumie to nie mam już gdzie śpiewać. Moje papugi lubią, jak śpiewam. Ćwirka zawsze się do mnie dołącza. Na drugim roku studiów nauczyłam się grać na gitarze. Pasja ocaliła mnie od śmierci. Od potężnej depresji. Doświadczyłam wtedy w swoim życiu pięknej metafory Rilkego: "śpiew to istnienie" i tezy Zbyszka Zamachowskiego: "muzyka - zaprzeczenie śmierci". Dawałam świetne koncerty w akademiku.  Na trzecim roku wygrałam taki amatorski przegląd piosenki poetyckiej i w czasie najtrudniejszej w moim życiu sesji zimowej zamiast się uczyć - koncertowałam w jednym z krakowskich pubów... 
Właściwie zawsze potrafiłam przedłożyć moje pasje nad studia. I spotykać się z bliskimi mi ludźmi.
Tak. Nadal boję się pająków i jak nie mam w zasięgu ręki odkurzacza, a wiem, że są szybkie i mi  zwieją - uśmiercam je dezodorantem.
Nie. W stosunku do świata i ludzi nie jestem już tak naiwna i tak szczera jak wtedy. Rzeczywistość zraniła mnie już dostatecznie, aby zacząć się w końcu zbroić. Potrafię w sekundzie skonstruować doskonałe kłamstwo i przybrać całkiem obcą mi pozę.  Często  odgrywam szczęśliwego i bogatego człowieka, choć wewnątrz czuję tylko rozpacz i pustkę.
Do wielu spraw tego świata zyskałam dystans. Ów dystans już nie pozwala  mi bez pomyślunku i rozwagi rzucać się w wir wydarzeń i życzliwe objęcia innych.  Na życzliwość innych trzeba uważać. Jestem ostrożna. Unikam patosu i sentymentalizmu. Są kiczowate. Krytycyzm to najlepsza broń przed kolejnymi rozczarowaniami. Nadzieję najlepiej zabić na początku, samodzielnie. Wtedy mniej boli.
Od tamtej chwili nie używam słowa "przyjaciel". Mam tylko dobrych znajomych. Na szczęście. 
Nadal piszę. To mój nałóg. Tylko z opasłych kalendarzy przeniosłam się do sieci.
Wciąż boję się jeździć samochodem. Zrobienie prawa jazdy tylko upewniło mnie w tym, że nie powinnam była go robić.
I dalej uwielbiam Pana Wołodyjowskiego.

Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że Cię spotkałam. I że nadal po tych siedmiu latach zmian - wciąż się rozumiemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.