25 lipca 2010

myśl wychwycona

"Świata jest za dużo, lepiej więc skupić się na szczególe, nie na całości"

O. Tokarczuk, Bieguni

18 lipca 2010

Miało być jezioro, rowerki wodne i dieta, ale nad naszą doliną zrobiło się pochmurno, deszczowo, sennie i szaro. Były zatem ciasteczka z maszynki + mój standardowy napój po wielokroć. Poza tym: "Bieguni" Olgi Tokarczuk, za których przeczytanie zabieram się od trzech lat. I Katie Melua - za inspiracją Basi ;) (dzięki Ci, o dzięki!! :o)). I wpadajcie na ciastka - póki istnieją! ;)

17 lipca 2010

jeszcze o zrozumieniu

Pisząc o zrozumieniu, błagając o nie, nawołując do niego - nie mam na myśli  osiągnięć intelektualnych. Chodzi mi raczej o pewien stan emocjonalny na poziomie międzyludzkich relacji. Coś w rodzaju współodczuwania - choć to jeszcze coś innego. Jeśli już - to zdystansowane współodczuwanie, rozumna empatia. Stąd zbyt blisko już do współczucia - a to nie to.
 
Zrozumienie drugiego człowieka - próba odnalezienia się w jego sytuacji,  dostrojenia  i nadawania na tych samych falach. Ta zdolność jest u nas mocno ograniczona i może warto ją rozwijać. Nie potrzeba wiele: dystans, cierpliwość i odrobina wyobraźni. Czasem jest to łatwe, czasem wręcz niemożliwe - zależy od człowieka, którego spotkamy.

Jestem szczęściarzem, bo w moim życiu spotkałam kilku takich ludzi, którzy darzą mnie uczuciem zrozumienia. Którzy lepiej niż inni odczytują znaczenie moich słów, gestów i czynów. Nie dlatego, że są do mnie podobni. Każdy to zupełnie inny świat. Łączy nas wprawdzie trochę wspólnych przeżyć i upodobań, ale w obliczu różnic - to i tak niewiele. Nie wiem, czy mogę nazwać ich przyjaciółmi, bo do tej pory nie znalazłam odpowiedzi na to, czym jest przyjaźń i czy w ogóle może tutaj istnieć. Wiem jedno - świadomość, że się rozumiemy - jest dla mnie skarbem. Dzięki niej nie czuję się samotna, pomimo że dzielą nas setki jednostek odległości i czasu. Czas nas nie rozdziela. Kiedy spotykamy się po długim niewidzeniu - wciąż jest tak samo.

Nasze dobre relacje nie zależą od tego, czy często się widujemy. Czy często do siebie piszemy, dzwonimy. Nie jest też prawdą to wyświechtane powiedzenie, że przyjaciel to ten, kto z drugiej półkuli przylatuje na Twoje zawołanie o trzeciej w nocy, bo jest Ci ciężko, (czy coś takiego).  Czasem nie mamy kontaktu kilka miesięcy. Czuję się jednak bezpiecznie, bo wiem, że gdy się zobaczymy po tych kilku miesiącach - nadal będziemy się dobrze rozumieć. Nie będziemy musieli niczego przed sobą udawać i odgrywać. Będzie bez zmian. Choć dookoła wiele się zmieni...

Nasza znajomość przetrwa czas i przestrzeń.
Skończy się wtedy, gdy przestaniemy się rozumieć.

"...So here's to you if you care to listen
Here's to you, let me cross the distance

Even if you're not here
I'll reach you, I'll reach you
Even though you're away, I'm near
We'll forgive and forget
I'll reach you..."
[Delain - moja ukochana piosenka]

wyobrażacie sobie...

...reakcję Oleńki, która widzi wokół siebie coś czarnego, fruwającego i wysyłającego w locie zielone i niebieskie refleksy...? @_@ :)
Są niesamowite!!! Odkryłam je podczas spacerów z Rudkiem środkiem rzeki, w miejscu, gdzie brzeg osłonięty jest łopianami i pokrzywami i innym krzakiem.... Są dość płochliwe. Ta  była wyjątkowo łaskawa i pozwoliła mi na kilka ujęć. Wrócę tam jeszcze z aparatem... ;-)

15 lipca 2010

when you hurt me the most...

Mój ból gromadzi się wewnątrz cicho i dyskretnie. Powoli osadza się na dnie serca i czasami wytrąca je z równowagi. Żyję z nim już tak długo, że niemal się do niego przyzwyczaiłam. Oswoiłam go, a on mnie. Nauczyłam się ukrywać go przed ludźmi. Nauczyłam się z niego śmiać. Nauczyłam się ironizować na jego temat. Nauczyłam się go łagodzić. Uciekać przed nim. Oszukiwać samą siebie, że go nie ma. 

Oczywiście - zdarzają się tak ciemne dni, że on jednak wygrywa. Odsłania mi całą prawdę: bezsens, jałowość, bezwartościowość życia. Zresztą - ma sporo racji. Wtedy myślę, że moje życie właśnie dobiega końca. Że mój świat się zatrzymał. Wyrasta przede mną kolejny mur, w który uderzę. Nie mogę wtedy uciec - nigdzie.

Gdy moje dni są jasne i potrafię się śmiać - nie dwaj mi rad, co do mojego życia. Nie udowadniaj, że wiesz lepiej, co jeszcze powinnam zrobić. Nie lituj się nade mną. Nie pomogą mi ani dobre rady, ani litość, ani współczucie.

Zrozum. I śmiej się ze mną dalej.

Gdy przyjdą te ciemne dni - nie próbuj mnie pocieszać. Jeśli nie zrobiła tego muzyka - ty też nie dasz rady. Nie lituj się nade mną. Twoja litość i współczucie będą w tej sytuacji jeszcze większym ciężarem.

Zrozum. I daj mi popłakać.
Nie musisz nawet być blisko mnie. Wystarczy mi świadomość, że rozumiesz.

Najbardziej mnie ranisz, kiedy twierdzisz, że wiesz lepiej.
Gdy dajesz rady.
Gdy się litujesz.

Gdy nie rozumiesz.


11 lipca 2010

♥ 11.07.2010 ♥

Uprzedzam!!! - tę piosenkę tam i wtedy grałyśmy po raz pierwszy w życiu. I to była trzecia w nocy... I chyba nawet wymyśliłam jakieś słowa na poczekaniu w drugiej zwrotce... I ta piosenka jest trudniejsza do wykonania, niż się to wydaje. I nie zaśpiewałam jej czysto. Ale szczerze ;).
Dziś nasza pierwsza rocznica. Wczoraj świętowaliśmy na Dniach Żywca, dzisiaj wędrowaliśmy po Beskidzie Małym. Było Małe Kino ♥. Renata ♥. Przepiękna, choć może zbyt upalna pogoda. Muscat, który  musuje mi teraz w głowie i pieczona w pośpiechu tarta czekoladowa z orzechowym sercem. I turkusowe niebo o zmierzchu. I My ♥ ♥...;)
 Więcej zdjęć - tutaj.





9 lipca 2010

myśl wychwycona

"Weź każdy swój dzień i zamień go w życie!"

Michael McGowan, One Week, 2008.

5 lipca 2010

Długie i ciepłe wieczory lipcowe przepełnione spokojem i łagodnością - uwielbiam je. Oto nadeszły. Wszyscy mówią też, że są wakacje. A co to są wakacje...? Ja już dawno przestałam odróżniać specyfikę wakacyjnych miesięcy od reszty roku... Wszyscy dookoła mówią, że mogą wreszcie odpocząć, a ja czuję, że nie mogę zwolnić tempa i muszę być silna i wytrwała, by mieć siłę szukać... 
Jest mi ciężko, ale staram się tego nie okazywać. Jest nam ciężko. Staramy się nie zwariować i żyć - mimo wszystko - tak, jak chcemy. Spotykać się ze znajomymi, włóczyć po mieście, wychodzić jak najwięcej z domu, mieć czas na  książki, filmy, spacery  i wygospodarowywać pieniądze także na niekonieczne rzeczy (dwudziestą piątą bluzeczkę, dziesiątą sukienkę, pięćdziesiątą parę kolczyków - jak widać niekonieczne rzeczy dotyczą głównie mnie!). 
I mimo wszystko - budujemy dom. Uparliśmy się. Bardzo pomaga nam rodzina - i finansowo, i fizycznie. Choć to dopiero prace nad wylewka pod fundament - to i tak cieszy.
A na jeszcze większe pocieszenie: tarta czekoladowa. Mój drugi raz - tym razem znalazłam sposób na to, by spód ładnie uformować. 
 A to poprzednia próba. Nie była taka ładna ;).

Ogród mamy - przełom czerwca i lipca