I nadeszły te łagodne zmierzchy, o zapachu skoszonych traw, ciche, leniwe, delikatnie kładące cienkie zasłony mroku na błękit dnia, tak powoli zdejmujące z ramion ciepło... Nigdy nie dające się do końca uchwycić, przeniknąć, zatrzymać... Tak piękne, że dziwnie smutne. Tak wyczekiwane, tak chwilowe - że aż nierzeczywiste...
Ten opisany zmierzch to synesis myśli...
OdpowiedzUsuńŚlicznie... ;o))
A tego, no, co to ja zapomniałem... Aha ! Plecionka też mi się bardzo podoba...
OdpowiedzUsuń;o))
dziękuję... ;)
OdpowiedzUsuń