8 stycznia 2007

zwierzenia niepoukładane

Lyons John w rozdziale Pola semantyczne analizuje teorię Triera [mnie też nic nie mówią te nazwiska]. Półtorej strony stanowią przestrogi na temat terminologii używanej przez Triera, bowiem ten w różnych pracach i w różnych częściach pracy używa różnych terminów, przy czym nie zawsze jest jasne, w jakim znaczeniu je stosuje. No, nieważne, przecież i tak wszyscy wiedza o co chodzi. Co za różnica - pole wyrazowe, czy pole pojęciowe, sens, czy znaczenie, a pojęcia oznaczenia to już nie będziemy uwzględniać (...). Nie wiadomo, jak ma się ono do zdefiniowanych przez nas pojęć denotacji i odniesienia. Jest tez wątpliwe, czy obejmuje cokolwiek, do czego nie można by z powodzeniem odnieść terminów  ustalonych przez nas wyżej.  No i cóż - rozgryzam sobie takie zdania: Sens leksemu zatem to strefa pojęciowa w obrębie pola pojęciowego; każda zaś strefa pojęciowa, która odpowiada leksemowi jako jego sens, jest pojęciem.  Językoznawcy, ach, językoznawcy...! Nie należy mnożyć bytów ponad konieczność, nie znaliście tej zasady...??! Nie wiem, jak ja to zreferuję:-(.

Za listopad w styczniu, a czasem nawet marzec, nie gniewam się na zimę:) Sprzyja to moim licznym wędrówkom. Kolejny poniedziałek, czyli wielkie bieganie: Gołębia --> Krupnicza --> Westerplatte --> Grodzka... Chyba zrezygnuję jutro z tej muzyki - nie posiadłam tej umiejętności czytania nut, transpozycji gam, obliczania interwałów. Poddaję się. Za mało praktyki, ulatuje to z głowy w mgnieniu oka, a raczej nie jest mi niezbędne. Wystarcza mi słuchanie i śpiew.

Od niedawna jestem szczęśliwa posiadaczką tomiku poezji Artura Grabowskiego. Czuję, że to będzie drugi obok Półkropli, ćwierćkropli taki ważny tomik w moim życiu:) Ach, cóż za wyznania! Uwielbiam, uwielbiam!! :) Choć na razie powoli odsłania mi swoje tajemnice, trudna jest, a ja to tylko stworzonko o bardzo małym rozumku. Ale poczekajmy, w tym przecież cały urok, cały smak, w niezrozumieniu, w niewiadomej,  w treści nabrzmiałej w tajemnice...  ^_^...

Apokryf - cud w operze
Tej zimy było mało śniegu.
Nie skrzypiały skrzypce mrozu, nie wyła zawieja.
Harmonia sfer milczała
w partyturze kalendarza.
Przed pustą sceną stał głuchy Beethoven
z ostatnim kwartetem żywiołów:
dudniła Ziemia, dął Wiatr,
orkiestra Oceanu wzlatywała forte,
opadała piano
pod dyktat księżyca
i wystarczyła Iskra maleńka jak gwiazda
by zapłonęły arie.
Pan Ludwik zanotował
w kalendarzu: Dziś
prawykonanie - nic
już nie zmieniać. Cóż,
zaiste doskonały
słuch.

[*Artur Grabowski*]

Piękne, prawda...?:)
Dobrze - koniec tych zwierzeń wieczornych! Spać!! ^_^ nieee! Referat, referat, referat...:(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.