7 stycznia 2007

kilka wydarzeń wartych zapamiętania

O jeden kieliszek za dużo albo za mało... I natchnienie:) Skradnę nocy trochę czasu i poklikam w klawiaturę. Tyle rzeczy do zrobienia, tyle zaległości, referat na czwartek, Boże, jak nie jutro, to kiedy ja go zrobię, a to o jakichś polach semantycznych, nieludzkich... Tomik Różyckiego, który trzeba zrecenzować - nietknięty, na dodatek czuję, że pan B-cki odda mi do poprawy wcześniejszą recenzję - pustosłowie z wodolejstwem pocone w noc przed oddaniem nie przejdą, przegięłam... A te książki z literatury rosyjskiej, a metafory u Leśmiana i ich generatywne analizy, a teoria literatury...

Z kalendarzem w głowie. Mój mózg to grafik, który uruchamiam nieustannie, gdy na horyzoncie pojawia się coś/ktoś, co/kto chce mi mój czas wypełniać, wtedy zapalają się te wszystkie czerwone światełka - piiiiiiiiiiiiii!! STOP, nie dam rady. Nie, nie żałuję, bo przecież sama chciałam. Wrażenia niezapomniane:) I tak:

Sobota - Opłatkowe spotkanie Stowarzyszenia Absolwentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, 10-te, jubileuszowe, Wawel. Jako "piękne wolontariuszki":) tegoż stowarzyszenia ja i Hania, byłyśmy zaproszone:)) Cóż tam za osobistości były, VIP-y same:-D. A ponieważ my wolontariuszki, to ślęczałam wczoraj do drugiej w nocy nad napisami na tablice ze zdjęciami, podpisami ich; dziś za to objęłyśmy wawelski bufet  i wydawałyśmy kawy i herbaty szanownym gościom, jacy mili ludzie do nas przychodzili i ile ciepłych słów... Taka przytulna, "kuchenna" atmosfera:) No i wreszcie, gwóźdź programu - jako wolontariuszki nie tylko "piękne, ale i utalentowane" :)) - "Pani, Olu, niech pani weźmie gitarę!!" - no i było wielkie kolędowanie, Wawel śpiewający!! Ech!:) Powtórka ma być w któryś styczniowy czwartek w naszej gotyckiej piwnicy. Będzie pięknie. Ci ludzie są niesamowici!! Wydarzenie niesamowite, miejsce niesamowite, może raz w życiu zdarzyło mi się coś takiego... Tak, to było przechwalanie się :-P.

W piątek idę sobie właśnie z naszej piwnicy gotyckiej i nagle ktoś na Rynku mnie zaczepia, że przeprowadzają ankietę, płacą za to 25 złotych i czy mam trochę czasu, ale kluczowe pytanie - czy piję jakąś z danych marek kaw (pokazali mi listę) - no jasne - no i prowadza mnie gdzieś do sali pod restauracją, taka duża sala, trzy stanowiska z komputerami, nie wiem, co się dzieje, prowadzą mnie do jednego przy którym widzę DOROTĘ!!! Już tłumaczę wielkie litery:) Dorota to były mieszkaniec Nawojki, studentka, już teraz absolwentka psychologii UJ, osoba, która była mi bratnią duszą, pomocnikiem, czasami nawet terapią (jak to psycholog...:) przez trzy lata studiów, mieszkania w akademiku [nie żeby mieszkanie w akademiku było jakoś bardzo traumatyczne...:)] Nie widziałyśmy się z dwa lata, kontakt się urwał, a tu - w szary, słotny dzień - Dorota:) Okazało się, że pracuje tam właśnie no i przeprowadziłyśmy tą ankietę, zarobiłam 25 zł w 45 minut, w miłym towarzystwie:) i zaplanowałyśmy spotkanie... O, świecie mały!!:)

Czwartek - koncert Cyrkla i jego zespołu w "Awarii". Muzycy - pierwsza klasa, Lipka - zielona a na niej trzej ptaszkowie śpiewają, Paweł jak zwykle niesamowity kontakt z publiką, publika znajoma - i Krzyś, i Julka, i Kasia, i pan Jurek, i pan Jurek ciągle pisze nowe książki:)) - jakby stare dobre czasy. Nie, nie oszukujmy się - czasy są inne, nie wróci stara dobra speluna Rutyna i nasze koncerty do czwartej nad ranem, nie wróci Jarek wyrzucający nas :), nie zbierze się już to grono ludzi śpiewających, nie ma już nas, nawet nie ma się co starać, po co - jutro do pracy, na zajęcia... I dym papierosowy żre w oczy, że aż łzawią, ale tak naprawdę, to chciałoby się poryczeć z tego wszystkiego, bo tak ciągle nam razem nie wychodziło, i mnie ciągle nie wychodzi i w końcu jest po wszystkim....... Trzeba się było tak męczyć cały ten rok? Czy to wszystko moja wina? ...
Jakoś wróciłyśmy z Renatą, nie zostałyśmy do końca, jak to bywało zwykle. Następnego dnia nie chciało się budzić z sennego nieistnienia.

Dziękuję za dzisiejszy wieczór, kochani jesteście [widzisz, Hania! Miałam rację:)]. Bawiliśmy się śpiewająco i tańcząco i nie zatrzymała nas policja za przechodzenie na czerwonym:)). Hania z Markiem przeszli, my z Mateuszem - "No co za głupole!!" :)) - i przechodzimy dwa metry po nich:)), Mateusz - "A jak to policja?" [o samochodzie zbliżającym się z oddali] - a to właśnie policja, na dodatek zawraca na pierwszym przejeździe... Dobrze, że park ciemny:))

Tydzień pełen wrażeń, tempo zawrotne. Ale tyle Was! Brakowało mi tego w czasie świąt, w mojej wiosce. Wszystko stało w miejscu. W domu jest przemiło i przedobrze, ale w tej wiosce.... Sercem jestem tutaj, czuję, że w Krakowie odnalazłam siebie. Wydeptuję coraz nowsze ścieżki.

We wtorek o 19:30 w kolegiacie św. Anny rusza moja "schola", w cudzysłowie, bo na razie skład stanowią 4, (+ /- 1) osoby. Nie wiem, jak to będzie wyglądać,a raczej jak to będzie słychać. Na razie tylko obmyślam repertuar. I boję się trochę tego własnego kierownictwa... Pożyjemy, usłyszymy.  I tak ma być co wtorek. No i trzeba myśleć nad repertuarem do kolejnego koncertu dla Seniorów, rozpoczynać powoli próby.

Oby zdążyć ze wszystkim, oby się wyrobić, systematycznym być!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.