Przyjazdy moje i odjazdy... Wróciłam ze swojego magicznego domu. Na tapecie ustawiłam narcystycznie zdjęcie siebie wśród suchych, wysokich traw. Słoneczne i uśmiechnięte. Tradycyjnie odwiedziliśmy z Dominikiem nasze jeziorko, właściwie dół po jeziorku, bo sucho, że ani kropli... Świerszcze umarły, motyle zasnęły, ptaki ucichły. Spokój, cisza, wiatr. Nie umiem opisać zachwytów swoich jesiennych z tych złocistych, błękitnych, czerwonych, zielonych dróg, zagajników, pól, łąk, lasów, zakątków i tego, ile sił przyniosły oddechy tamtejszym powietrzem. Rozliryczniłam się, rozśpiewałam, rozromantyczniłam. Tak przez moment poczułam - jestem... szczęśliwa....
Jak dobrze, ze was mam, moje polne drogi...
Jak dobrze, ze was mam, moje polne drogi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.