30 października 2006

wypisy z poezji

Jutro Święto Zmarłych.
Ilu żywych powinno zapalić sobie świeczki

[*Zbyszek Zamachowski*]

29 października 2006

...bo Was mam ^_^

No jakiż piękny weekend, no...! Taki pełny, pełny Waszej obecności, muzyki, planów optymistycznych, złotych liści, pogaduch, tworzenia nowych "będzie co wspominać", nowych haseł międzyprzyjacielskich ("Istnieje potrzeba takiego mie.. miecia" - yyy... właściwie tylko to jedno jest cenzuralne:), no ale Gosia i herb UJ-tu:), metamorfoza Oleńka-John Locke:), ars moriendi, czyli Oleńka kosząca trawę:) i różne takie, wiem, że ogólnie to niezrozumiałe, ale może i lepiej to dla Was, moi drodzy czytelnicy:). 

Sięgam do piątku, pięknego słonecznego piątku i spotkania z Hanią w Gołębniku i planach, planach, planach kawowo-muzycznych, i o ucieczce z czytelni znad tekstu Judith Butler, i o telepatycznej potrzebie spotkania z Gosią wieczorem jesiennym, smętnym, gdy nasze dłonie w tej samej minucie dzierżyły telefon, więc o przegadanej nocy, prześpiewanej nocy....
I spotkanie z Renią, i kolejna kawa, Kaczmarski, złote liście w parku, niebo deszczowe,i  ławeczka, i słowa, słowa bez słów rozumiane, i znowu Hania wzywająca do magicznego domku na Litewskiej, i nasze plany muzyczne znowu i śpiewanie, śmianie, gadanie, rozmawianie i noc o jedna godzinę dłuższa, i wreszcie próba generalna w miejscu przepięknym, choć jeszcze nie napiszę nic a nic o tym miejscu, ani planach tych tak mnie uskrzydlających, nas... Chylę czoła przed Twoimi dłońmi wędrującymi po czarno-białej drodze pianina, i światem malowanym kolorowymi dźwiękami ... No i na dokładkę Michaś, w taki mrok, w taki chłód przedlistopadowej ulewy z piorunami, co mnie przygarnął w ten ciężki czas dezynsekcji w akademiku:) - miło, milutko, bardzo... 

Dziękuję............. :)

26 października 2006

wypisy z poezji

"Dzień jesienny"
Panie: już czas. Tak długo lato trwało. 
Rzuć na zegary słoneczne twój cień 
i rozpuść wiatry na niwę dojrzałą. 

Każ się napełnić ostatnim owocom,
niech je dwa jeszcze ciepłe dni opłyną, 
znaglij je do spełnienia i wpędź z mocą 
ostatnią słodycz w ciężkie wino. 

Kto teraz nie ma domu, nigdy mieć nie będzie. 
Kto teraz sam jest, długo pozostanie sam, 
i będzie czuwał, czytał, długie listy będzie  
pisał i niespokojnie tu i tam 
błądził w alejach, gdy wiatr liście pędzi. 

[R. M. Rilke, kto tłumaczył - nie pamiętam]

Odsłania złudzenia rzeczywistości, jest szczera aż do bólu, jest najprawdziwsza, do tego piękna swym szelestem, barwą i zapachem.
Swą kruchością...
Uwielbiam ją.

25 października 2006

^_^

A odnośnie wczorajszego dnia i bardzo miłego zdarzenia pod naszym wydziałem:), takiej słodkiej sprzeczki - Sawyer jak Sawyer, Lidziu. Ale John Locke...:-D Eeeee... dlaczego nie możemy się częściej kłócić?:)

24 października 2006

wyznanie, że ach!

Za Twoją trudność, niezrozumienie od zaraz, a czasami na zawsze, za ukryte tajemnice-skarby-prawdy - uwielbiam Cię, Poezjo... ^.^

23 października 2006

Znalezione w starym kalendarzu

Młodość jest tak męczącym igrzyskiem rozpaczliwych gonitw ponad siły - za rozkoszą, za cierpieniem, za głębiami znaczeń, wreszcie za pieniędzmi, których zawsze w pewnej chwili mało (...), że chwile bezczynnego relaksu wydają się niemal przestępstwem, chorobą albo kapitulacją. Potem, kiedy człowiek dorasta, patrzy wstecz jakby ze wstydem - ależ szukałem! I wmawia sobie, że to był piękny czas. Nie jest to piękny czas, ale miniony, a to nie to samo. To czas szarpaniny i obijania głów o twarde przedmioty, czas bolesnego rzeźbienia w glinie własnej osoby, bez lustra, bez przestrzeni, w której można się cofnąć i spojrzeć z daleka na efekt. W dodatku ktoś bezustannie przykazuje, żeby i to, i owo przylepić albo obłupić w bezinteresownym natchnieniu kształtowania innych. Na podobieństwo swojej małej, złośliwej, zagubionej duszy.

[Jacek Kaczmarski, Autoportret z kanalią]


Kompletuję kolejne albumy Jacka (dzięki, Reniu:*). Słucham, czy raczej próbuję słuchać, bo sprzęt mam żaden i aż grzech tak słuchać byle jak. Ta twórczość jest niesamowita i chyba żaden poeta nie wniósł w moje życie tyle głębi i prawdy - choć zapewne są lepsi, których po prostu nie znam, i mój wybór jest subiektywny. Prawda, bo liczy się tez sposób w jaki Jacek to robi właśnie - liczy się muzyka, w której wybrzmiewają słowa, choć jest subtelna, skąpa, zredukowana... Liczą się emocje, które nią wyraża, ekspresja tam ukryta.

Kiedy słucham Rozmowy - wzruszam się. Wiem, że Jacek pozostawił nam swoją poezję, ale jakże mi brakuje świadomości, że nie ma go już z nami...... Choć to dwa lata już...

[A ten długi cytat - kiedyś przepisałam, natknęłam się ostatnio i taki prawdziwy się wydał, prawdziwszy z pewnością, niż gdy czytałam Autoportret... kilka lat temu... ]


22 października 2006

Jesiennie...

Przyjazdy moje i odjazdy... Wróciłam ze swojego magicznego domu. Na tapecie ustawiłam narcystycznie zdjęcie siebie wśród suchych, wysokich traw. Słoneczne i uśmiechnięte. Tradycyjnie odwiedziliśmy z Dominikiem nasze jeziorko, właściwie dół po jeziorku, bo sucho, że ani kropli...  Świerszcze umarły, motyle zasnęły, ptaki ucichły. Spokój, cisza, wiatr. Nie umiem opisać zachwytów swoich jesiennych z tych złocistych, błękitnych, czerwonych, zielonych dróg, zagajników, pól, łąk, lasów, zakątków i tego, ile sił przyniosły oddechy tamtejszym powietrzem. Rozliryczniłam się, rozśpiewałam, rozromantyczniłam. Tak przez moment poczułam - jestem... szczęśliwa....
Jak dobrze, ze was mam, moje
polne drogi...

19 października 2006

No jakżesz nie ponarzekać, no!!!

Ogólny bałagan i brak organizacji. Dni nie podpinane na ostatnie guziki, chaotyczne, zabiegane i męczące. Na dodatek chłodne. Chciałoby się je chwytać i być wierną piosence Osińskiej - ...i z każdego dnia wyciskać, co się daaaa, którą tak sobie nuciłam we wrześniowym zapale do studiowania, ale to one dają mi psycho-fizyczny wycisk.
Pokój jest za ciasny, palniki na piecu - powolne, poranki mroźne [pozdrawiam literkę P :)] - na przekór zawartości mojej szafy; komputer też chodzi powoli (nie po mojej woli ;-)), Audytorium Maximum jest na końcu Krupniczej, Aula Duża B (czy jak jej tam) - na końcu Grodzkiej i wcale nie jest taka duża - w każdym razie podłogę ma twardą (doznanie empiryczne), ludzie z filii UJ-tu są dziwni, obcy i jest ich za dużo, pieniędzy - za mało, indeksu jeszcze nie ma wcale (o legitymacji nie mówiąc...-.-) -> nie mogę zapisać się do bibliotek, za to kolejki wszędzie spore, moje gardło - chore, a zdolności menadżerskie - żadne, tzn. sprawa mojego koncertowania na razie zostaje odroczona do czasu wyjaśnienia (mam nadzieję, że takowe nastąpi).............  . .  .  .

Nie zauważyłam krakowskiej jesieni.

16 października 2006

yes, yes, yes...!! :)

No i wreszcie mam Internet. Tradycyjnie z moim staruszkiem-komputerem były problemy i angażowałam w nie zastępy informatyków, którzy rozkładali zrezygnowane dłonie. Jak zwykle problem tkwił u administratora sieci _^_... Cóż, przy takich okazjach można się przynajmniej nauczyć czegoś o sieci,  adresów IP, DNS-ów, masek podsieci, bramek i takich różnych dziwności z którymi na co dzień nie obcuje mój humanistycznie wypaczony umysł.

Mam  przeto nadzieję bywać tu częściej i systematyczniej.
Dziękuję czytelnikom wiernym i komentatorom zwłaszcza za zaglądanie na moją błękitną stronę. Pozdrawiam!! :)

14 października 2006

z wizytą...

Renata K. robi wyśmienite placki ziemniaczane ^_^... Pozdrowienia z Bydgoskiej, pięknego pokoju XXX zazdrośnie zachwycającego przestrzenią w porównaniu do mojego miejsca zamieszkania... Na szczęście chociaż tutaj: Renia i kawa, i pogaduchy takie różne... :)

[Notkę sponsoruje Hania, która mnie opierdala, że robię za długie notki :))]

5 października 2006

Co u mnie

Mieszkam...
w Nawojce, w trzyosobowym pokoju na xxx ;) z bardzo sympatycznym Tygrysem [ten sam, który figuruje w moich linkach:)]. Trzecia współlokatorka przybędzie w listopadzie, teraz zmaga się z praktykami z języka polskiego. Nasz pokój jest w składzie z dwójką równie polonistyczną, więc za jakiś czas zwariujemy:)). Pokój nie jest zbyt ...ekchemm, duży, ale urządziłam już swój mały kącik prywatnej przestrzeni w rolach głównych z moim mruczącym staruszkiem komputerem, stolikiem zrobionym przez tatę, rysunkami na ścianie i tradycyjnym plakatem Turnaua, który już trzy lata zakrywa plamy na ścianach i osiołkiem - filozofem Kłapouchym, zastępami książek, apaszek i kosmetyków i kubkiem z kawą/ na kawę/ po kawie. Przestawiam się na wczesne wstawanie, na sen w rytmie samochodów mknących głośno po ulicy Reymonta i pieców na prąd, których palniki rozgrzewają się pół godziny. Ale... ileż można składać swoją dysgastronomię na piec... -_-... Tak, musi z pewnością istnieć coś takiego jak brak pamięci kulinarnej, umiejętności gastronomicznych, skoro istnieje dyskalkulia, dysortografia, dysleksja i dysgrafia. --_--. .. . . .. . Wstyd i hańba.
Studiuję...
na wydziale polonistyki UJ w naszym starym dobrym Gołębniku. Zapisałam się gdzie chciałam, no, tylko u dra Juszczyka zabrakło miejsca, ale nie ma tego złego... Wskoczyłam za to na wykład do dra G. Poezja i filozofia - jestem zachwycona, jestem oczarowana, jestem szczęśliwa - bo to i poezja i filozofia i dr Gr-ski. Uskrzydla. Poza tem zadowolonam, teoria literatury i języka nie będą łatwe, ale miłe panie prowadzące łagodzą strachy i obawy. Jeszcze tylko dostać się gdzieś na opcje i plan zajęć wygląda całkiem przyzwoicie.
Seminarium magisterskie...
to ważna sprawa. Oleńka bardzo się waha między literaturą i językoznawstwem. Odwiecznym marzeniem jest napisać coś o ukochanym Jacku K. No właśnie - coś. No właśnie - ukochanym. Oleńce u pani dr Sz. w zeszłym roku było dobrze, ale kiedy w pięknym zielonym maju musiała siedzieć w dusznej czytelni nad n-tomowymi słownikami - z całego serca i naczyń wieńcowych (jak mawiał pan prof. Kulawik:) zazdrościła ludności, która sobie pisała o poezji i interpretowała wierszyki. Postanowiła - koniec z językoznawstwem.
Więc Pan S. - poezja współczesna. Lubię jego wiersze. Znał Jacka Kaczmarskiego osobiście. Nie lubi tej całej solidarnościowej gęby jaką mu narzucono i tych głupków, którzy śpiewają "Mury" jako tekst o rewolucji, nie rozumiejąc, że jest to tekst o samotności człowieka (cytat w przybliżeniu).
-Ja też. (uśmiech). Nitka zrozumienia, miła nitka. Zobaczę jeszcze, nie jestem zdecydowana do końca.
Pani L. - miła kobieta, duża dowolność tematów. Jestem wstępnie zapisana.
A w sali 28a siedzi sobie prof. C. ze swoją propozycją Metafory w tekście poetyckim. Językoznawstwo. Przecież Kaczmarski, przecież jego teksty są takie bogate w style, w słowa. Potocyzmy, kolokwializmy, wulgaryzmy, ale i przecież piękny, metaforyczny, pełen porównań Zodiak, Dwie skały, Mimochodem... Teksty rubaszne, soczyste, poezja tak mocno narracyjna, słowa tak miło brzmiące, że chce się śpiewać i słuchać. Pan prof. C. uważa, że jego poezja jest pod tym względem trochę jak Barańczaka. No przecież. Lingwistyka. No przecież - to w językoznawstwie da się zrobić coś odtąd dotąd. To ono jest konkretne i ścisłe. Nie jestem dobrą literaturoznawczynią. Nie rozumiem Jacka K. do samego końca. Nie będę wodolejować i wkładać mu czegoś w usta, nie jestem do tego kompetentna.
Pani C.-K. i Językowy obraz świata. Przekonałam się i zdecydowałam, ale Tarnów zrobił listę kolejkową już wczoraj, ponoć siedzieli pod wydziałem nocke całą i dla nikogo z UJ-tu już nie wystarczyło miejsca [zapisy były dziś o ósmej rano]. Pani C. co prawda chciała jakoś doprowadzić do kompromisu, ale głosowanie - czy lista, czy losowanie nie było najmądrzejszym posunięciem, bo 15 osób z listy przegłosowało listę...
Pobiegnę dziś na seminarium do Pana S. i powiem mu, że rezygnuję. Językoznawczy zew zwyciężył, a jeżeli już tak na pograniczu, to Metafora w tekście poetyckim  jest optymalnym połączeniem językoznawstwa i literatury. Dzięki, Czyżyku,  za rozmowy proseminaryjne:). Do prac literaturoznawczych trzeba mieć dystans. To prace naukowe. Nie mam dystansu do Jacka Kaczmarskiego. Za bardzo kocham jego twórczość. Bez aktów strzelistych byłoby trudno. Pozostanę przy śpiewaniu;).
Cieszę się, że mogę włóczyć się po księgarniach i zaglądać do książek z myślą, że kiedyś je kupię. Cieszę się, że tyle ich na mnie czeka. Że na zajęciach siedzę obok Gosiaka, Agaty, Magdy, Hani.....  Że studiuję.  Że tutaj.
Pozdrowienia Krakowskie - jeszcze wciąż z kafejki na ulicy Brackiej :)

2 października 2006

=_=

Noc z 1 na 2 października: koczujemy na ulicy Gołębiej, w oczekiwaniu na zapisy na zajęcia. Przybyłam z Gosiakiem około 23:00 i jestem 63 na pięknej liście kolejkowej. Organizacja z roku na rok coraz lepsza, bo ktoś wydrukował owe listy z ładnymi ponumerowanymi rubryczkami i wywiesił na drzwiach. Polonistki z Koziej Górki, okupujące drzwi nakrzyczały na mnie brutalnie, kiedy uświadomiłam im, że ludzie, którzy przyjdą tu o 7 rano i tak zbojkotują tę listę... Cóż teoria i praktyka to co innego. Włóczymy się po zaspanym Krakowie popijając kawą, wracać i spać tak się nie opłaca. Nie wierzymy za bardzo w listy kolejkowe, warto po prostu zająć miejsce w sposób fizyczny...=_=.... Wiem, że to wszystko brzmi absurdalnie i pewnie trudno sobie to wyobrazić, jak realność potrafi być nierealna i nieprawdopodobna. Wierzymy, że jutrzejszego wykładu z teorii literatury nie będzie i odeśpimy tę noc....

Jak miło Was spotkać...^^

Z kafejki całodobowej na ulicy Brackiej - pozdrawiam czytelników :)