19 lutego 2006

komu w drogę...

Ostatnie chwile w domku i szansa napisania tego i owego na szybszym komputerze... Zaraz obiad i pakowanie się, und nach Krakau fahren. Taaa, mam nową współlokatorkę, tym razem Niemkę, więc trzeba zabrać jakieś słowniki i rozmówki, bo inaczej najczęstszym zwrotem będzie "Es tut mir leid, aber... ich verstehe nicht"...O_o... 

W piątek odwiedziłam Żywiec i moje ukochane LO:) Na wejście dostałam opiernicz od pani sprzątaczki sprzątającej właśnie, jak zobaczyła te moje glaniska^^, że nie mam obuwia zmiennego:) Pohamowała, gdy jej uświadomiłam, że jestem już absolwentką, ale i tak mi się zrobiło tak miło gdzieś tam w serduszku:)) Poczułam się, jakbym znów miała 17 lat :-D Piętnaście minutek z Panią S-wą potrafią rozświetlić nawet najbardziej zimowe pochmurne niebo...:) Spotkałam też - co planowałam - Anyę i - co było miłą niespodzianką - Amelkę i Zuzię - moje kochane duszyczki, zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, że tu się właśnie uczycie:) Pogadałyśmy chwilkę, zadzwonił dzwonek i poszłam załatwiać swoje sprawy, tj. cel - biblioteka :-D. Udało mi się wypożyczyć widmo mojej pracy licencjackiej - Pana Tadeusza BN-kę (co ja powiem, gdy mnie pani profesor zapyta we wtorek, jak się daleko posunęły prace nad moim licencjatem...??:-//)  i... ^_^ coby wykorzystać puste konto jeszcze trzy książeczki z poezyją ^^, jakby mi jeszcze było mało. No i wreszcie - spotkanie z Anyą ^_^ Jak zawsze było nam mało, ale to, co mi dała ta zaledwie półtoragodzinna rozmowa przy gorących czekoladach i ptysiach, było i jest niezmierzone i nieocenione. 

Myślałam, że już wiele przeżyłam i nabrałam nieco mądrości dwudziestojednolatka. Myliłam się, sądząc, że z pewne rzeczy można zostawić w spokoju i one sobie pozostaną tam gdzieś w środku... O nie trzeba dbać, pielęgnować je i chronić, pomagać im ze wszystkich sił. Nabrałam paskudnego dystansu do tylu spraw, które kiedyś były moim całym światem. I jak bardzo zmieniłam swój stosunek do pewnych wydarzeń, które mi się przytrafiają w życiu i do ludzi, jakich spotykam. Zdarza mi się tyle niezwykłych rzeczy, a ja je siłą obdzieram z niezwykłości. Skoro tak wiele potrafiłam niegdyś czerpać z Nierealności, dlaczego nie umiem zachwycać się realnością. Nie jest to takie proste, ale dałaś mi, An, tyle siły i tyle energii ( jak to tylko Otaku potrafi;-), że wciąż mam Nadzieję, by  c z e k a ć  i trwać ^_--
I by być Sobą. Tylko Sobą.
 

Dziękuję Ci, An-chan, za te nasze pogawędki. Ja nadal jeszcze z Tobą rozmawiam, wiesz...:*
Wracałam do domu i było mi tak lekko i słodko na duszy, że ani padający deszcz, ani płynące ulicami rzeki nie robiły już na mnie wrażenia. Nic mi na głowę nie spadło i dojechałam cało i zdrowo, a pan kierowca autobusu był miły i mówił ludziom "dzień dobry" i "do widzenia", co jest przecież tak mało spotykane :).


A dziś słoneczko świeci i śnieg szybko się topi, a ptaki dają koncerty iście wiosenne. Już niedługo, miejmy nadzieję... ^^


No i powrót do Krakowa. Żegnajcie, szybkie komputery, dwudaniowe i pełnowartościowe obiady, żegnaj lodówko i ty, cały tygodniu beztroski i sam na sam z tym, co kocham i z tymi, których kocham. Do widzenia, pokoiku z poezją i Muzyką, z widokiem na las i południowe niebo. Witaj, pokoju dzielony na trzech, bez lodówki i z komputerem, który uczy mnie cierpliwości...:) Ech :-)

2 komentarze:

  1. Oleńko moja droga, to ja powinnam Ci podziękować;) wresxie znalazłam chwilę czasu, zeby wpadsc na Twojego bloga i powiem Ci szczerze, że bardzo się wzruszyłam... to, co piszesz, to takie wspaniałe słowa. Kiedy się je czyta, kiedy sie z Tobą rozmawia - to robi się człowiekowi tak ciepło na serduszku, bo wie, że ma taką bratnią duszę, taką wspaniałą osobę, która daje tyle radości:)... dziękuję Ci za to, że ciągle jesteś tą samą "dobra duszą", która kiedyś była mi tak bliska, za to, że nadal pozostajesz w tej bliskości, że nie odchodzisz.
    Że jesteś sobą...
    Czekam z niecierpliwością na następne spotkanie, kochana:* :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.