22 lutego 2006

Dziś raczej poniżej poziomu morza...

Nie można przeczytać tomu poezji. Tak po prostu przeczytać od początku do końca jakiś tomik i oddać do biblioteki. Przecież liryka nie odsłania się nam od razu w pełni. Chyba że już potrafimy z nią rozmawiać. Ja jeszcze tego nie umiem, chociaż niby powinnam, no bo w końcu polonistka, bla, bla, bla. Bzdura. Wiem jedynie, że tomu poezji nie można ot tak zwyczajnie przeczytać. To tak, jakby się Jej nie widziało na oczy. Po Nią trzeba często sięgać, bo nie wiadomo kiedy odsłoni nam swoje Tajemnice. Trzeba się nad Nią pochylić, zatrzymać, czasem wyśpiewać. Kiedyś nie lubiłam Jej za skomplikowany język. A teraz jest główną Bohaterką mojego Świata i czasem próbuję oswajać świat dla Niej.  I nie denerwuje mnie już, że jest niezrozumiała. Nawet nie niepokoi. Bo zrozumienie przychodzi niespodziewanie i jest jak odnalezienie skarbu. I wiele to daje radości.
A świat widzialny otuliły dziś ciężkie, deszczowe chmury. Lubię niżowe pogody,  kiedy barwa nieba jest taka... groźna, a na Ziemi jakoś przytulnie - te chmury są jak kołdra, którą można się otulić i zasnąć. Co też zrobiłam i dlatego teraz nie chce mi się spać. Miałam się tylko zdrzemnąć na pół godziny, lecz obudziłam się w złym nastroju i postanowiłam jeszcze na chwilkę uciec... Jeszcze na chwilkę, jeszcze i jeszcze...
Straszna jakaś we mnie huśtawka i chyba za dużo się tam w środku dzieje.  Czasami najzwyczajniej upadam i właśnie miałam taki dzień czy dobę. Brakuje sił, żeby trwać i jestem wtedy na siebie bardzo zła. Nie dlatego, że mi brakuje sił, ale właśnie dlatego, że postanowiłam trwać w tych swoich postanowieniach....  Nadzieja boli.

Pani M. Sz. jest niezwykła!!!  To już starsza kobieta, babcia, a tyle w niej energii i pasji w stosunku do tego, co robi. Gdy tak dziś na nią patrzyłam, jak z uśmiechem i podnieceniem mówiła nam o czymś tak mało jednak dla nas podniecającym _-_, jak istota dialektu północnokresowego - ona tam wręcz tańczyła^^. My - siedem uczestniczek seminarium - wyglądałyśmy jak zmęczone starsze panie i szpetni czterdziestoletni ( i to moje paskudne ziewanie -_-`` - kryzys), a ona była piękną dwudziestoletnią, co opromieniała świat gromem głosu (to z Majakowskiego ta parafraza :))... ( no bo ma taki donośny, głęboki głos - wprost z przepony...;)
Drugi zapalony językoznawca, jakiego miałam dziś okazję poznać, to Pan Z. od historii języka. Jest nieco szalonym i radykalnym idealistą i lubię ludzi o takim podejściu do rzeczy, tylko że ta jego miłość do cyrylicy dla nas może się okazać nienawiścią. Nie potrafię też mu powiedzieć, jakie końcówki miał w staro-cerkiewno-słowiańskim miejscownik rodzaju męskiego i jaki był ich historyczny rozwój, albo odmienić w tym języku rzeczownik , jaki się panu profesorowi nagle zamarzy. Ale był w Ślemieniu :-)) cóż za zaszczyt mnie spotkał ^_^.  Mam nadzieję, że będą te zajęcia w porządku. Podobało mi się, jak nam mówił, że w tej sali, w jakiej mieliśmy ćwiczenia, unosi się jeszcze duch Taszyckiego :). I też był wtedy młodszy o pięćdziesiąt lat...^_--
Wniosek z tego taki, że należy się zająć językoznawstwem, co też czynię od dzisiaj, zabierając się za licencjat.
Cóż, kończę powoli... Trochę poczytam poezyje ^^ Może mi jeszcze odsłoni  iskierkę Tajemnicy. Może mnie zrozumie. Dziękuję, Reniu - za czekoladę w CM i Tobie, Aniu, za opowieści podbudowujące ;-). Tobie, Michaś - za cierpliwość. I Tobie, Jacku, za Ambasadorów, Konfesjonał i Zmartwychwstanie Mandelsztama. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, gdy nie potrafię wybijać Twoich doskonałych rytmów...

2 komentarze:

  1. 4 nad ranem dochodzi... a ja siedzę i czytam i czytam.. cieszę się że mogłam Ci poopowiadać moje opowieści, zwłaszcza że one takie życiowe ;) pewne rzeczy bywają czasem niezrozumiałe dla nas, kobiet......

    OdpowiedzUsuń
  2. ... jak miło ... Też sobie czytałam do czwartej...;-) Dzięki za Twój szepcik tutaj tuż przed czwartą nad ranem... "Może sen przyjdzie...?" ;-)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.