Wiele osób pyta mnie, po cóż mi ten blog? Sama też usilnie się nad tym zastanawiam, no bo jakaś założeniowość egzystencji musi być :).
Dzisiejszą nockę spędziłam z poezją.
Znalazłam taki oto wiersz Julii Hartwig:
Znalazłam taki oto wiersz Julii Hartwig:
Porządek rzeczy
Chciałby zapłakać zawyć
Uderzyć w lament nad własnym losem
iść z tym lamentem przez ulice
ręce wyrzucać w niebo
wygrażać niebu i chmurom
Ale się wstydzi
Chciałby wykrzyczeć swoją miłość
chciałby się nad nią użalić
Ale się wstydzi
To zadanie dal poetów - myśli
To zadanie dla sztuki - myśli
(...)
Uderzyć w lament nad własnym losem
iść z tym lamentem przez ulice
ręce wyrzucać w niebo
wygrażać niebu i chmurom
Ale się wstydzi
Chciałby wykrzyczeć swoją miłość
chciałby się nad nią użalić
Ale się wstydzi
To zadanie dal poetów - myśli
To zadanie dla sztuki - myśli
(...)
Są przecież takie rzeczy, które chciałoby się wykrzyczeć światu - swój żal i smutek, swoją radość i miłość. To chyba naturalna potrzeba człowieka - wypowiedzieć siebie i być usłyszanym. Oczekuje on aprobaty, pociechy, nade wszystko - zrozumienia. Liczy, że odnajdzie Bratnie Dusze do siebie podobne. Choć zapewne liczy się z wszelkim krytycyzmem i otwarty jest jak najbardziej na dekonstrukcję:)) [Nie czynię tu interpretacji powyższego wiersza, bo traktuje on o czymś innym - jest dla mnie tylko pewną ilustracją.] Dużo w tym wszystkim pierwiastka terapeutycznego, co w prostej linii prowadzi do Freuda:). Już ten to by uzasadnił moje potrzeby...:-D
Jest też chyba pewna niewytyczona granica pisania na blogu. Nazywa się to to "pamiętnik", dziennik sieciowy, ale w tym wszystkim jest dla mnie sprzeczność. Pamiętnik to coś prywatnego, co pisałam do szuflady, a czytałam tylko bardzo zaufanym osobom. Nie tworze też żadnych fikcji (?), ale opisuję to, co mi w duszy gra lub smęci (ponoć częściej smęci:) albo co tam się dzieje dookoła mnie. Naturalnie, że tworzę sobie jakąś gębę lub też raczej ładną twarzyczkę, jaka się śmieje z moich mangowych podobizn. Nie muszę nawet robić tego celowo - mimochodem kreuję swój wizerunek, choćby poprzez fragmentaryzm, jaki uzyskuję z wyborów tego, o czym napisać zechcę.
Pisząc - chcąc nie chcąc - staję się trochę bohaterką swojej opowieści.
Jest też chyba pewna niewytyczona granica pisania na blogu. Nazywa się to to "pamiętnik", dziennik sieciowy, ale w tym wszystkim jest dla mnie sprzeczność. Pamiętnik to coś prywatnego, co pisałam do szuflady, a czytałam tylko bardzo zaufanym osobom. Nie tworze też żadnych fikcji (?), ale opisuję to, co mi w duszy gra lub smęci (ponoć częściej smęci:) albo co tam się dzieje dookoła mnie. Naturalnie, że tworzę sobie jakąś gębę lub też raczej ładną twarzyczkę, jaka się śmieje z moich mangowych podobizn. Nie muszę nawet robić tego celowo - mimochodem kreuję swój wizerunek, choćby poprzez fragmentaryzm, jaki uzyskuję z wyborów tego, o czym napisać zechcę.
Pisząc - chcąc nie chcąc - staję się trochę bohaterką swojej opowieści.
Z zaciekawieniem przeczytałem Twoje uzasadnienie swego pisania do tego bolga.Fajne.Podoba mi sie.No ale nie byłbym sobą gdybym nie wtrącił też swojej refleksji...Jakieś dziesięć lat temu, kiedy zaczynałem swoje sercowe przygody, kończące się zwykle rozczarowaniami, dostałem rade od kogoś bardzo życzliwego...,,Pamiętaj, że kobiety kochają słówka,, - usłyszałem. Szybko się, w dumie, przekonałem ile w tym racji... No cóż Oleńko, jestes bardzo kobieca...:). Jak wiesz takie słowa w moich ustach są komplementem.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńha ha ha!!
OdpowiedzUsuń