2 marca 2009

[*]

Kiedy w piątek wyjeżdżałam do Krakowa przypuszczałam, że już go nie zobaczę. Stał w jednym miejscu, nieruchomy, drzemiący, ćwierknął mi jeszcze dwa razy jak zwykle, nie próbował uciekać z dłoni. Mały, napuszony, skulony kłębek, w którym dopalały się ostatnie iskierki życia. Dogasały łagodnie.
Wyjechałam i już go nie zobaczyłam.
Jego życie było za krótkie. Przyzwyczaiłam się do jego obecności tak niesamowicie, że sama się sobie dziwię, jak bardzo można się przywiązać do tak małego stworzenia. I jak taki mały ptaszek pozostawia po sobie tak wielka pustkę...?
Jego istotą było śpiewanie. Śpiewanie, które przynosiło mi radość. Bardzo mi go brakuje. I niesamowicie mi żal Klarysy - bo jej też go brakuje. Ona ciągle go woła, szuka. Jest zdezorientowana i nic nie rozumie.
Może człowiekowi jest przez to lepiej - bo rozumie...? A one - nie...
I nawet żadnej duszy ptaki podobno nie mają...
Spłakałam się przy tym wszystkim niesamowicie. Tak mi tu cicho bez niego... 




3 komentarze:

  1. przykro mi :(
    [*]
    pozdrawiam ciepło, trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo smutno nam bez Ćwirka:( Zawsze było słychać radosne wołanie Klarysy i Teofila, teraz tylko rozpaczliwe wołanie Klarysy. Reagował na każdy nasz dźwięk. Nigdy nie zapomnimy Naszego Kochanego Ćwirkadełka [*]

    OdpowiedzUsuń
  3. No pewnie, że nie zapomnimy ...^_^
    A Klarysie trzeba sprawić nowego "kawalera" ...;)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.