6 lipca 2006

Dziękuję... ^_^

Trzeba szukać dobrych stron w każdym wydarzeniu. Gdy Pollyanna była malutka i  z całego serduszka pragnęła dostać lalkę, w paczkach otrzymała (chyba przez pomyłkę) tylko dwie kule. Bardzo się wtedy zmartwiła, ale zmartwienie to zaowocowało stworzeniem jej gry optymistycznej, w myśl której można przecież  i trzeba było się cieszyć, że te kule nie są jej potrzebne, bo ma dwie zdrowe i szybkie nóżki. I w ten oto sposób - nawet trochę resentymentujący, no bo to taka słodka cytryna:), malutka Polly uczyła innych szukania radości.
        Taki to motyw z dziecięcej lektury pojawił się w mojej głowie zupełnie niespodziewanie jak ból, jaki poczułam, gdy w czwartkowe przedpołudnie na mojej drodze w cieniu akademikowego korytarza czaiły się zdradziecko kałuże rozlanej wody. Ponieważ szłam szybko, szybko też podjechałam na tym nietypowym lodowisku, a ponieważ na horyzoncie mej trasy rozciągały się schody - energii mego rozpędu  nie dane było wyczerpać się do końca, ale właśnie z całej siły uderzyć w nie i fizycznymi obliczeniami odbić na mojej nodze skutki tej niewyczerpanej energii czy czegoś tam. W ten sposób na prostej drodze nabawiłam się gipsu i dwóch kul do pomocy. W sumie można się cieszyć. Ty tylko skręcenie kostki... Jeden moment nieuwagi. I co nam z twardego stąpania po ziemi?! Nie lepiej bujać w obłokach??
        Moje życie utrudniłam przez to skutecznie.  Każdy dzień muszę rozpoczynać lewą nogą.  Zostałam unieruchomiona na dobre, bo zbyt słaba jestem na długie trasy. A długie trasy są teraz koniecznością. Taksówki są koniecznością. Bardzo drogą :-/.  Koniec wędrówek ciepłym krajem. Przymusowy bezruch pokoju.
Ale w tych wszystkich trudnych chwilach nie trzeba gry Pollyanny, żeby zobaczyć, jak wiele szczęścia otrzymałam od losu. Mianowicie od krytycznego czwartku mieszkam w innym pokoju (to był właśnie dzień przekwaterowania).  Są obok mnie ludzie serdeczni, troskliwi i pomocni, bez których nie wiem, jak by się to wszystko skończyło.  Gdyby nie Ania i jej porady, gdyby nie Gosia i jej koleżanka - Ania i jej kolega, Marek, którzy obwieźli mnie wtedy po pogotowiach i ciągle ze mną w tym wszystkim byli... Gdyby nie Magda i Ola, która jeszcze w ten sam dzień wieczorem  załatwiły mi kule... Gdyby nie te cudowne zbiegi okoliczności, te pomocne serdeczne dłonie innych.  W ten dzień wieczorem byłam mimo wszystko bardzo szczęśliwym człowiekiem. Nie wiem, jak się Wam za to wszystko odwdzięczę.
Jak tutaj w tym pokoju bywa wesoło, oj, jak bywa:))) Mam świetne współlokatorki:) Odlotowe!:) I do rany przyłóż ;-). [Ania studiuje pielęgniarstwo i gania za mną z zastrzykami:))] A mogłam przecież trafić na jakieś zołzy, które miałyby mnie gdzieś:)
         No i Wy wszyscy, Wy kochani, chorego nawiedzający!!:) Ratujący i pomagający w tych wszystkich prozaicznych załatwieniach licencjatowo-egzaminacyjnych i przynoszący pachnące truskawki:))) Wspierający i pamiętający!! :) To bardzo mi pomaga, bardzo, bardzo, bardzo... 
Jeżeli uda mi się osiągnąć te swoje cele, to w dużej mierze dzięki Wam. Po prostu nie wygrałabym sama tego wyścigu z czasem, ani nie pokonała oporu przestrzeni. 
- Dziękuję!!! -
 serce  serce  serce

3 komentarze:

  1. biedactwo ty moje:( wiem, co czujesz - miałam kiedys unieruchomioną nogę w gipsie (lewą) na 3 miesiące_^_ to było straszne:/ w każdym bądź razie mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie - jestes silną osóbką, dasz sobie radę:D
    pozdrawiam i do (mam nadzieję) zobaczenia wkrótce, kochana:* :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziekuję, An. Też myślę, że już niedługo. W końcu to tylko kostka. I siem spotkamy w Alicji na kremówach i czekoladami obżremy:) Jak ja Ci znowu opowiem te całe pół roku...!!!:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Koniecznie wracaj szybko do zdrowia!!!! Zyczę ci tego bardzo bardzo mocno!!!

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.