25 lipca 2006

zawahania...

Mimo wszystko bałam się tej wizyty. Zbyt długie niewidzenie, inne nasze życia. Oddalenia od wspólnych chwil. Już ja wiem, co czas potrafi robić z Przyjaciółmi... A Ty jesteś jak wtedy. Jakbyśmy dalej były na pierwszym roku polonistyki i parodiowały dra D.:) albo siedziały na pomniku Mickiewicza i snuły zbyszkorojenia :-) (- które się spełniły!!!^^). To niesamowite, jak potrafisz poświęcać uwagę drugiemu człowiekowi. Jak potrafisz słuchać... Nic się nie zmieniło.
Jestem z Ciebie dumna, studentko drugiego roku!! Może właśnie tak miło być - odnalazłaś siebie na tej uczelni. To jest Twój kierunek. Teraz odpoczywaj.

Dziękuję, panno Małgorzato ^_^.


A ja w pustym pokoju. Nie sądziłam, że będzie tak trudno. A może to po prostu wina paskudnego słońca...? Wydawało się, że lżej mi będzie, gdy pokonam te przeszkody licencjatowe. Dlaczego tak mi ciężko, co tam w środku jest...?
Dlaczego się cofam i waham? Zawracam na mecie? Dwa razy byłam dziś u celu. Nie przekroczyłam progu... Pierwszy raz nie był tylko z mojej winy. Po prostu nie zmieściłam się w czasie. Drugi raz miałam go mnóstwo. Przemierzyć pół miasta na mojej bolącej jeszcze z lekka nodze w  temperaturze 35 stopni, by potem stać jak wryta u celu z sercem bijącym w rytm być albo nie być - zaiste, to bardzo powieściowe. Lecz życie powieściowe nie jest i pozostaje tylko mała pustka i piekące bąble na stopach.

Wiele bym dała za filiżankę kawy albo kufel piwska (zimnego) z moimi duszyczkami.......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.