W końcu (jak mówią wszyscy wkoło)
nadeszła prawdziwa zima. Prawdziwa, to jest taka ze śniegiem i mrozem.
Mnie to obojętne, bo i tak prawie nie wychodzę z domu, ale raczej
wolałam tę bezśnieżną - mniej zużytego opału, zero odśnieżania.
To
nasza pierwsza zima w lawendowym domku. Pierwsze Święta - choć Wigilia u
rodziców. Pierwsza choinka - choć araukaria. Patrzę z okien na bajkowo
tańczące śnieżynki i wzruszam się. To nic, że w większości tych okien
nie ma firanek ani zasłon, a w większości pokoi kurz nie ma gdzie
osiadać poza parapetami - kiedyś się urządzimy, kiedyś nas będzie stać
;)
Wstaję
czasem wcześnie rano (albo po prostu dopiero się kładę o niebieskim
grudniowym brzasku - jak to przy niemowlaku) i podglądam świat z mojego
Domu. Napełniam się jego spokojną przestrzenią, smakuję krajobraz z
polami, pagórkami, lasem, z domami sąsiadów, z domem rodziców, z dymami z
kominów, z gwiazdozbiorami zimowego nieba i... jestem szczęśliwa.
Dobrze
mi z Markiem. Wciąż coraz lepiej. Jest wspaniałym mężem i ojcem. Pomaga
mi w babskich robotach, cierpliwie i troskliwie opiekuje się Hanią.
Macierzyństwo nie jest łatwe - choć z każdym dniem umiemy i wiemy
więcej. Tak, skurczył nam się czas. Tak, czasem jemy obiad w porze
podwieczorku albo jemy na raty. Tak, nie mam już tyle czasu, co
przedtem, ale nie widzę też wielkiej rewolucji w tym temacie. Bo może
teraz po prostu nie mam już czasu na głupoty - na siedzenie przed
komputerem, na bezsensowne dyskusje na forach wszelkiego rodzaju, na
marne książki, na przejmowanie się błahostkami. Trzeba ugotować, ogarnąć
dom, zrobić pranie i prasowanie, zatroszczyć się o papużki. Dzielimy
się obowiązkami, na zmianę doglądamy dziecka - dajemy radę.
*
To
był dobry rok, choć taki trudny. Zbyt długo nie mogłam się otrząsnąć z tego, co się stało rok temu. Zbyt długo byłam innym człowiekiem. Złym i
zgorzkniałym. "Było m i obojętnie i bardzo pusto - tak musi być w oku
cyklonu. Absolutna cisza w samym środku żywiołu" (Sylvia Plath, ze
"Szklanego
klosza"). W owe oko cyklonu jeszcze bardziej wtrąciła mnie
moja praca: z jej przewrotną polityką gminną, ze zmieniającymi się
dyrektorami (trzech!), z fatalną atmosferą, z brakiem zrozumienia dla
ludzkich dramatów, ze zwalaniem obowiązków na innych, z intrygami, z
mobbingiem wreszcie. Mimo to jestem dumna, że poradziłam sobie z
naprawdę dużą imprezą, z którą zostałam praktycznie sama i dałam radę
zarówno jako organizator, jako reżyser, grafik, redaktor, nauczyciel,
dyrektora, D., który w jego przeddzień wspinał się gdzieś po sufitach i
pomagał przy dekoracji, potem przy cateringu... Szkoda, że nasze
zawodowe ścieżki się rozeszły, na szczęście te koleżeńskie pozostały.
W
lutym znów miałam okazję zaśpiewać u boku mojego ukochanego śpiewaka, J.K. i ulubionego księdza :) (on recytuje tylko :)), czyli graliśmy
spektakl "Ponad ciemność" w kościele pw. św. Barbary w Mikuszowicach
Krakowskich.
Fajnie, że dostał drugą szansę na zaistnienie, fajnie, że czasem możemy się dzięki niemu spotkać. To był w sumie ostatni czas, kiedy mogłam zaśpiewać - potem przyszła ciąża, a z nią katar, a z nim chrypa, które uprzykrzały mi życie od poczęcia do rozwiązania...
Fajnie, że dostał drugą szansę na zaistnienie, fajnie, że czasem możemy się dzięki niemu spotkać. To był w sumie ostatni czas, kiedy mogłam zaśpiewać - potem przyszła ciąża, a z nią katar, a z nim chrypa, które uprzykrzały mi życie od poczęcia do rozwiązania...
Ciąża
- piękny czas. Tak - były: nudności, senność i bezsenność, brak apetytu
i obżarstwo, ciężkość, bóle kręgosłupa, zmęczenie, skurcze łydek,
infekcje nerek,
opuchnięte nogi, zatwardzenia, sikanie po 20 razy na dobę, no i ten katar, chrypa, wszystko pozatykane... - ha! zgagi prawie nie miałam! Tak, było to uciążliwe, ale - było, minęło - a teraz jest HANIA :-)
opuchnięte nogi, zatwardzenia, sikanie po 20 razy na dobę, no i ten katar, chrypa, wszystko pozatykane... - ha! zgagi prawie nie miałam! Tak, było to uciążliwe, ale - było, minęło - a teraz jest HANIA :-)
No
i wrzesień 2014 - przeprowadzka do lawendowego domku. Wiele ciężkie
pracy z tym związanej. Wiemy, że wiele jej wciąż przed nami. To było
wyzwanie - zważywszy na mój stan błogosławiony. Daliśmy radę.
Znów chce mi się pisać, choć pisanie pozostaje gdzieś na końcu listy rzeczy, które trzeba zrobić w tym ograniczonym czasie. Ale może jakoś się uda. Zapraszam na swój drugi blog, recenzyjny. Nie wiem, jak to jest, że tyle przyjemności czerpię z pisania opinii na temat książek. Chciałabym, żeby pojawiało się tam jak najwięcej postów.
Jednocześnie coraz częściej myślę, żeby zakończyć pisanie tutaj. 9 lat - to wystarczy. Zasiedziałam się. Popadłam w rutynę. Chyba za bardzo już nudzę - i siebie, i Was. Moje życie jest mimo wszystko monotonne, zbyt spokojne, zbyt poukładane, zbyt zwyczajne nawet wśród tych moich cudów i wzruszeń. Czuję, że za dużo już o nim napisałam. Niewielu z Was ma jeszcze cierpliwość o tym czytać.
*
...Jak na jedno moje małe istnienie świata wciąż jest za dużo. Wciąż przeraża mnie swoim ogromem, budzi lęk jego wielkość, wielość, różnorodność i moja małość, moja kropelka czasu w jego oceanie, wybór jednej możliwości wśród tysięcy. Nie mogę także pomieścić w sobie zachwytu dla jego piękna i niezwykłości. Wtedy się wzruszam. Życzę sobie i Wam jak najwięcej takich chwil. Oby za dużo było tylko tej dobrej obfitości: Radosnego, Pięknego, Przejmującego Dobrocią Świata. A gdy przytłoczy Was swym ciężarem - idźcie dalej wyprostowani, wierni sobie. Nie pozwólcie, aby Was zmienił. To Wy go zmieniajcie - na lepszy!
Z Tobą Oluś wszystko damy radę:*:) Tyle szczęścia przy Was ( Tobie i Hani ):) Damy radę powoli ze wszystkim :*:) Kochane :)
OdpowiedzUsuń:*
UsuńPewnie, że damy :-)
Nie przestawaj pisać!! Tak lubię Cię czytać. :))
OdpowiedzUsuńdzięki :)
UsuńZobaczę jeszcze..
szczęśliwego nowego roku zapraszam http://poeta112.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWzajemnie, dziękuję.
UsuńDzidziuś wymaga dużo troski, ale z czasem da Ci więcej swobody i częściej będziesz tutaj powracać:) Pozdrawiam i życzę powodzenia:)
OdpowiedzUsuńZ tą swobodą jest różnie ;) A jak już jest, to sto pilniejszych spraw niż blogowanie. No cóż - tak chyba być musi ;)
UsuńNie przestawaj pisać.... pisz choć od czasu do czasu, w wolnej chwili.... przyznaję, ze nie zaglądam regularnie, zwłaszcza od jakiegoś czasu, ale wiedz, że lubię czytać Twoje wpisy... tak miło w Twoim blogowym zakątku :)
OdpowiedzUsuńNie przestaję ;)
UsuńA nawet kiełkuje mi w głowie pomysł na kolejny blog! :)
Dziękuję :*
Dobrze, że jesteś!!!!