12 czerwca 2009

co u Oleńki

Za miesiąc - mój ślub*. Chociaż czasem wydaje mi się, że przeżyłam już kilkanaście swoich ślubów (i to z jednym mężczyzną...:)). Chcąc nie chcąc żyjemy tu tym wydarzeniem już od jakichś trzech miesięcy, choć to przecież jeden tylko dzień, jedna noc i po płaczu xD, ale ileż z tym zachodu... Istna nerwówka! Najgorsze jest to, że zamiast chudnąć z tego stresu, jem znacznie więcej, więc nie wiem, co będzie na przymiarce w poniedziałek ^^. Z kolei wydaje mi się, iż chudnę, siedząc za kierownicą i to jest genialne - siedzę i chudnę, jakbym to ja ten samochód ciągnęła, a nie on mnie wiózł... Stres, stresss, straszny stres to dla Olerka. I w ogóle, kto by za tym wszystkim nadążył: nauka jazdy, nauka tańca, nauki przedmałżeńskie, nauka do sesji (oj, boli, boli ta tegoroczna sesja, praktycznie jeszcze nie rozpoczęta...).
Dlatego jutro uciekamy od tych wszystkich nauk i z tego co wiem - bardzo skuteczne to antidotum ;) Od kilku lat w pewien czerwcowy weekend Olerek sprytnie wymykał się spod presji sesji, bądź konania nad magisterką - i zawsze wychodziło mu to na dobre. Domyślacie się, o co mi chodzi...? ^_^... Ciii...! Niebawem się dowiecie ;)

Zmruż oczy! - wówczas dostrzeżesz przed sobą tylko te naprawdę ważne rzeczy. 
*ślub = ślub kościelny tym razem :) Jak to ostatnio stwierdziła Beata S.: "No to fajnie u Ciebie - wyszłaś za mąż, wychodzisz za mąż..." xD...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.