Ktoś, kto był światełkiem na moim osobistym niebie - stracił swój blask. Zastygł. Nie oświetla mi już moich zagmatwanych ścieżek. Zrobił dla mnie tak wiele - choć nie zrobił prawie nic. Był po prostu życzliwy, otwarty, sympatyczny, dobry, zwyczajny. Znajdował dla mnie czas, choć byłam dla niego osobą zupełnie z innego świata. Wiele razy wyciągał mnie z moich prywatnych chaosów. Był niesamowitym wsparciem tylko przez sam fakt, że BYŁ. Że istniał.
Nigdy nie rozliczałam wielkich ludzi z ich prywatnego życia. Artystów kocham za ich twórczość. Ale on nie był tylko artystą, choć uwielbiałam każdą jego rolę, piosenkę, wiersz... Był przede wszystkim wspaniałym, ciepłym, wrażliwym mężczyzną, ojcem, mężem... po prostu - człowiekiem.
Tak... jesteśmy tylko ludźmi, ale ja nie mogę się z TYM pogodzić...
Nigdy nie rozliczałam wielkich ludzi z ich prywatnego życia. Artystów kocham za ich twórczość. Ale on nie był tylko artystą, choć uwielbiałam każdą jego rolę, piosenkę, wiersz... Był przede wszystkim wspaniałym, ciepłym, wrażliwym mężczyzną, ojcem, mężem... po prostu - człowiekiem.
Tak... jesteśmy tylko ludźmi, ale ja nie mogę się z TYM pogodzić...
wiem, Oluś, kogo masz na myśli, mnie tez było przykro, zwłaszcza, że ostatnio wątpie w mężczyzn:/
OdpowiedzUsuńi po tym właśnie komentarzu dostałam uporczywej tęsknoty za mocną kawą i jakimś gigantycznym ciachem w Twoim towarzystwie...
OdpowiedzUsuńŚciskam, L. :*