"Objęty tajemniczym pięknem wieczności!
Trwać i trwać. Nie przerywać odlotów cieniom
tylko trwać coraz jaśniej i prościej."
Trwać i trwać. Nie przerywać odlotów cieniom
tylko trwać coraz jaśniej i prościej."
[K. Wojtyła, ***(Dalekie wybrzeża ciszy zaczynają się tuż za progiem)]
Nie chcę już swoim życiem wznosić grobowca. Nie chcę otaczać się ciasnym murem obojętności, murem, który oddziela mnie od źródła. Od życia.
z łac. gratia). Wierzyć - wznieść się na wyższy poziom istnienia. "Zwrócić się ku owemu Inaczej, mądrzej, piękniej, pełniej."
Wiele mogłabym pisać - i pisać zapewne będę. Chyba jeszcze nigdy nie miałam tak silnej świadomości swojej wiary. Nikt mi jej takiej nigdy nie pokazał: tak niesamowitej, tak pociągającej, tak inspirującej, tak fascynującej. Pierwszy raz w życiu poczułam, jak to jest - nie bać się, pokładając nadzieję w Panu. Pierwszy raz w życiu dotarło do mnie, jak błahe są pewne aspekty życia, do których przywiązywałam tak wielką wagę. Pierwszy raz uświadomiłam sobie, jak wielki skarb w sobie kryję - duszę! Pierwszy raz w życiu mam ochotę krzyczeć wszem i wobec, że moja wiara jest piękna! Nie były to chwilowe emocje, wzruszenie, które mija. Nie był to patos skrzydlatych słów, które się rozwiały po wyjściu z Kościoła. To jakby fundament, który się wznosił od dawna, a teraz dotknął serca. To ziarno, które kiełkowało powoli, a teraz rozkwita. Olśnienie! Jak w tym wierszu:
Denise Levertov
Przepaska na oczy
W tej ciemności odpoczywam,
niegotowa na światło, które wschodzi
dzień po dniu
i wzywa do współudziału.
Czarny jedwabiu, chroń mnie.
Potrzeba mi więcej nocy, nim otworzę
oczy i serce
na olśnienie. Muszę jeszcze
rosnąć w ciemności jak korzeń,
niegotowy, niegotowy na pewno.
[przekład: Czesław Miłosz]
Gdy już się ujrzy siebie i swoje życie oświetlone blaskiem tego światła, gdy zobaczy się świat pełen cieni - chce się wracać do tego obrazu. Pewnie będę błądzić, upadać, zapominać o nim. Promień wieczności rozproszy się wśród pragmatyzmu życia, wśród smutku, szarości, bylejakości, ale i przyjemności, jakie świat mi oferuje. Ale będę za nim tęsknić. Będę go szukać.
Byłam tak daleko. A jaka krytyczna. Ile buntu i niezrozumienia. Msza: rutyna. Modlitwa: brak. Kościół: opór. Ale wolałam także być daleko z czystej wygody: wolałam od siebie nie wymagać za wiele. Czułam się niegotowa na przyjęcie takiego światła. Za mała, za głupia, za słaba, za grzeszna.
I wtedy usłyszałam że prawdziwa wiara ma odwagę wątpić. Że mam prawo pytać - nawet najbardziej rozpaczliwie i oskarżycielsko. Że jestem bliżej niż inni. Że brak mi tylko cierpliwości. Kryzys jest czymś dobrym, potrzebnym, autentycznym. Kryzys to walka, niespokojne poszukiwanie. Ateizm jest oczyszczeniem wiary pojmowanej błędnie (oczywiście nie każdy ateizm - ten wojujący i cyniczny, ten, który wypowiada się o rzeczach, o jakich nie ma pojęcia, żeby je ośmieszyć z ateizmem Tomasza Halika nie ma nic wspólnego). A ja pojmowałam ją błędnie. Nazbyt abstrakcyjnie, nazbyt rutynowo, nazbyt nijako, mgliście albo też infantylnie.
Wiary trzeba się nauczyć. Nauczyć: to nie znaczy opanować katechizm - w każdym razie nie tylko. Wiarę trzeba pojąć, to znaczy spróbować objąć rozumem coś, co rozumem absolutnie nieobjęte. Objąć, ale do tego stopnia, do jakiego to możliwe. Nauczyć się właściwie o niej myśleć, właściwie ją postrzegać, właściwie - wyobrażać (tak, może wyobraźnia to tutaj najlepsze słowo). Zaakceptować swoje miejsce wobec niej. Nie przedzierać się przez Tajemnicę, lecz zatrzymać się przed nią i pozwolić, aby nas objęła. Schylić głowę przed niepoznawalnym i zaufać.
Chyba właśnie chodzi o ten moment, w którym trzeba się zatrzymać, szukając odpowiedzi. Moment, gdzie rozum jest za mały i bezsilny. Moment, gdzie kończy się wiedza, a zaczyna niewiadoma. Gdzie kończy się pewność, a zaczyna zaufanie. Gdzie kończą się słowa, zaczyna milczenie. Moment, gdzie kończy się pewny grunt pod stopami, a zaczyna przepaść. Gdzie kończę się ja i moje pragnienia/ roszczenia/ prośby, a zaczyna łaska. Gdzie kończy się mówienie o wierze, a zaczyna "mówienie z głębi wiary, żyjąc nią, wierząc po prostu"*. Gdzie przestaję ogarniać, a Coś zaczyna ogarniać mnie. Budujemy na tym, co jasne i odkryte, co poznane - ku temu, co ukryte, niewiadome.
Chyba właśnie chodzi o ten moment, w którym trzeba się zatrzymać, szukając odpowiedzi. Moment, gdzie rozum jest za mały i bezsilny. Moment, gdzie kończy się wiedza, a zaczyna niewiadoma. Gdzie kończy się pewność, a zaczyna zaufanie. Gdzie kończą się słowa, zaczyna milczenie. Moment, gdzie kończy się pewny grunt pod stopami, a zaczyna przepaść. Gdzie kończę się ja i moje pragnienia/ roszczenia/ prośby, a zaczyna łaska. Gdzie kończy się mówienie o wierze, a zaczyna "mówienie z głębi wiary, żyjąc nią, wierząc po prostu"*. Gdzie przestaję ogarniać, a Coś zaczyna ogarniać mnie. Budujemy na tym, co jasne i odkryte, co poznane - ku temu, co ukryte, niewiadome.
Wiara nie polega na wyobcowaniu z życia doczesnego, ale na zakochaniu się w nim. W końcu to poprzez nie wędrujemy dalej. To tutaj przemieniamy siebie.
Pierwszy raz w życiu uczestniczyłam w całym tridum paschalnym. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu dostrzegam sens w modlitwie. Pragnę się zmieniać. Słucham, czytam i myślę sobie - jakie piękne jest moje życie. I ile w nim jeszcze do odkrycia, do przeczytania, do przemyślenia. Czuję, jak zmartwychwstaję.
Nie wiem, jak za to wszystko dziękować.
*parafraza: "Są dwa sposoby dotykania problematyki miłości: można mówić o miłości i można mówić z głębi miłości, kochając po prostu, żyjąc miłością" - ks. L. Łysień. Właściwie cały powyższy tekst jest przesiąknięty jego dosłowną (cudzysłów oraz tekst pogrubiony) lub mniej dosłowną myślą. Na każdym jego kazaniu mam ochotę wyciągnąć zeszyt, długopis i notować. Ale co by sobie ludzie pomyśleli...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.