W Światowy Dzień Książki nie kupiłam żadnej książki. Nie wzięłam do ręki rozpoczętej dawno lektury. Nie napisałam recenzji, którą tak bardzo chcę napisać. Nie odwiedziłam blogów, które tak mocno chcę odwiedzić. Przemarzłam, przestraszyłam się, zawiodłam się na ludziach. Wróciłam do domu, zjadłam zapiekankę i poszłam spać. I jeszcze nie wstałam. I nie mam ochoty. Na nic nie mam ochoty, na życie w szczególności. Nie sądziłam, że coś tak bardzo może zachwiać moją równowagą psychiczną - tak w biały dzień, tak po prostu, tak zwyczajnie. Nie żaden wcale wielki dramat, lecz banał, nieporozumienie cholerne, lecz mój perfekcjonizm i nie moja bylejakość.
Usiłuję udawać kompetentną, pomocną i silną, ale nie mam już siły na to udawanie. Tak naprawdę jestem głupia, zdezorientowana, słaba i tchórzliwa. Chciałabym po prostu uciec. A nie mogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.