24 lutego 2013

Przywędrowała dziś do mojej biblioteczki - zupełnie, zupełnie niespodziewanie. Wobec tego, co się ostatnio ze mną dzieje, co czuję, co myślę, co robię, co czytam, co piszę (zwłaszcza tego, co piszę) - uznałam to za uśmiech losu. I słońce dziś wyjrzało zza chmur - długo go tu nie widziałam. 
*
"Nasze życie ziemskie ma sens, o ile codziennie, po trochu przemieniamy je w coś pozaziemskiego."[ks. L.] Cytat jest niedokładny, z mojej wadliwej pamięci.

22 lutego 2013

"Boli odchodzenie, boli żegnanie, porzucanie swojskiego świata, oswojonego z takim trudem, a dzięki temu bliskiego, naszego. Nic jednak nie możemy zrobić, aby nieuchronną zmienność wszystkiego zatrzymać, unieruchomić, przenieść w bezpieczną, wieczną teraźniejszość. Pragnienie każdego z ludzi, wyrażone przez Fausta: Chwilo trwaj! Jesteś piękna, pozostaje pobożnym i naiwnym, ale jakże ludzkim życzeniem. Jedyne co jest w naszej mocy, to uczyć się z mozołem stawiać czoła ludzkiej kondycji pielgrzyma, uczyć się podołać, sprostać wyzwaniom, jakie wyłaniają się z tej kondycji. Uczyć się odchodzenia, żegnania, porzucania nawet najcudowniejszych skarbów, jakimi obdarza nas życie i świat. Nauka to trudna, bo odchodzić to jakby trochę umierać, to jakby uśmiercać jakąś cząstkę nas samych."
[L.Ł.]

Boli.

Nie wiem, dlaczego nie dopuszczałam do siebie świadomości zmian.
Nie wiem, skąd we mnie to poczucie wiecznej teraźniejszości.
Życie bardzo mnie obdarzyło tym spotkaniem. Trudno się pogodzić z myślą o pożegnaniu.

11 lutego 2013

"muzyka jak woda znajdzie ujście"

To był ciężki tydzień. Bardzo pracowity. Dużo prac kuchennych z okazji imprezy urodzinowej brata. Osiemnastej! :-) Oj, jak ten czas leci... No i przeleciał ten tydzień jakoś tak, że nie zrealizowałam tego, co sobie zaplanowałam. Książki i recenzje zaniedbałam. Tablet zaniedbałam. Pracuję za to dość intensywnie nad wykładami naszego parafialnego Kręgu Dyskusyjnego. I słusznie, bo w tą sobotę W KOŃCU ruszamy - po długiej przerwie.
A najważniejsze: zaśpiewałam! Zrobiłam oprawę muzyczną do mszy osiemnastkowej mojego brata. Bardzo się bałam. Trema mnie zjadała. Już zaczęłam dostawać chrypki emocjonalnej. Tak, naprawdę jest coś takiego jak chrypka z emocji. Najgorzej było psalm zaśpiewać z tej mównicy. Chciałam się ukryć na chórze, ale tam oczywiście żaden mikrofon nie dosięga. No i masz - Oleńka do mównicy (czy jak to się tam nazywa) się dowlokła i próbowała uciszyć swoje serce, żeby się usłyszeć. Zaczęłam wysoko. Za wysoko - a uświadomiłam sobie dopiero w momencie śpiewania pierwszego wersu, którego melodia wędrowała do góry. Uff, dałam radę, mikrofon wzmocnił to, na co nie starczyło mi powietrza. Ale nie zapomnę tego zdziwienia w tej jednej sekundzie, zbliżając się do owego ryzykownego momentu: "kurczę, jak ja to zrobiłam, że tak wysoko zaczęłam, przecież to ćwiczyłam?!?!" :) Potem było już lepiej, bo wiedziałam, gdzie bardziej nacisnąć, gdzie wziąć głębszy oddech... A już w domu doszłam do tego, dlaczego nie mogłam przewidzieć tej wysokiej tonacji: bo Oleńka refren zaśpiewała na inną melodię, a zwrotki na inną :-) Ot, cała Oleńka. Nerwy!

Cieszę się. Lekko mi było, swobodnie. Wybrzmiało, co miało wybrzmieć. Przełamałam się - to najważniejsze. Na nowo poczułam, jak bardzo kocham śpiewać. I jak wielką siłę ma Muzyka. Jaką ja mam siłę - tam w środku, głęboko.

7 lutego 2013

minitraktat o smażeniu pączków

Ktoś nas dzisiaj zapytał: "opłaca się Wam to piec? [znaczy: mnie i mamie]". W sklepach można kupić za 0,45 zł." Cóż - nie wszystko da się przeliczyć na grosze - na szczęście. Bo jak przeliczyć taki zapach smażonych pączków? Emocje: wyjdą czy nie wyjdą? Wykipi dżem, nie wykipi? Płomień mniejszy czy większy? Ciasto dobrze wyruszane czy jeszcze nie? Ten kształt taki, a ten taki? I to ciepło w kuchni, i to jasne światło wobec rażącej bieli za oknem? I polewa czekoladowa na pączku - a to jest smak z mojego dzieciństwa: kiedyś takie właśnie pączki były w sklepie, takie przynosiła mi babcia (oczywiście moja polewa jest lepsza, z mlekiem w proszku). I ten czas spędzony z mamą, przeplatany rozmowami o wszystkim? Czy taki czas magiczny naprawdę można kalkulować? W sumie to żal mi tego, kto sądzi, że tak. Cudów nie trzeba szukać daleko - cudem jest to, że ciasto drożdżowe rośnie. Naprawdę cudnie to Ktoś wymyślił: takie zwykłe ciasto, a takie niezwykłe!

6 lutego 2013

już luty


Pięknie zaczął mi się luty. W sobotę wybrałam się na wystawę prac Przemysława Kołpaka (podobało mi się: chłopak ma pomysł, poczucie humoru, fajną kreskę - lekką i prostą - a wszystko to na tablecie. A rysować na tablecie wcale nie jest tak łatwo!), dla zabawy wzięłam udział w konkursie rysowania i... zajęłam pierwsze miejsce! :-) I wygrałam tablet! I mimo że nie było tam dużej konkurencji, to i tak się niesamowicie cieszę: nie rysowałam tak na poważnie od... dwóch lat? Samo w sobie doświadczenie było wspaniałe. Cóż, tak  więc moje postanowienie, że w nowym roku muszę "odkurzyć tablet" zaczęłam realizować. Nowy tablet, Bambo, jest maleńki, ale za to jaki czuły! Na razie go jeszcze obczajam, na razie rodzą się pomysły! 

Na blogu recenzyjnym ruszyłam w końcu w pierwszym cyklem: Interpretacje. Myślałam, że nigdy nie skończę tego tekstu. Pisanie idzie opornie, powoli. Chyba (wreszcie!) skończyłam redagować jeden wykład ks. Ł., teraz pracuję nad drugim i wciąż jest niejasny, wciąż nie pojmuję, czemu niektóre wątki pojawiły się tam, gdzie się pojawiły, co je łączy, co dzieli, jak mam sprawić, żeby były spójne. Dodatkową trudność sprawiają mi odwołania do filozofii, choć miałam z nią kiedyś do czynienia - ale jakże ogólnie, jakże fragmentarycznie, jakże to niewiele w porównaniu z precyzją myślenia doktora filozofii... Jestem za głupia. Ale dobrze, że chociaż ruszyłam z miejsca.  

Cieszą książki, które znalazłam w bibliotekach: "Zaświat przedstawiony. Szkice o poezji Bolesława Leśmiana" Głowińskiego - chorowałam na nią od dawna i "Dzienniki" Anne Frank. I zakładki indeksujące, które znalazłam w Aldiku - bardzo tanie: 5 zł (normalnie 7 lub 8 zł i o połowę mniej ich jest!). Trudno mi czytać i recenzować bez nich. Zapas mam duży! :) Od jutra rozpoczynam jednak intensywne wypieki: pączuszki muszą być, a potem babeczki. Przygotowujemy z mamą imprezę urodzinową dla brata, więc oczekujcie apetycznych zdjęć. A wczoraj przywędrowała do nas paczka z Krakowa, która niesamowicie mnie ucieszyła. H. przysłała nam prześliczne muzyczne foremki ♥. Sami zobaczcie, jakie cudne:
Nie mogę się doczekać ciasteczek! 
Ach, i mam nowy plan. Zdradzę, jak się uda, jak zdążę, jak dam radę.