Chłód, ignorancja, lekceważenie, dystans. Zamiast rozmowy - monolog. Sucha analiza. Podsumowanie mego obecnego stanu istnienia. Moje życie streszczone w oziębłym wykładzie, uczucia, starania, moje rozpacz i nadzieja moja - pominięte, zagubione na liście dobrych rad i powinności. Ja - zdiagnozowana, zdefiniowana, określona - więc chyba już niepotrzebna. Z premedytacją przemilczana moja obecność. Zredukowana do bilansu zysków i strat. (Same straty przynoszę.) Jakbym rozmawiała z doradcą finansowym, który wylicza moją (nie)zdolność kredytową, podpowiada najkorzystniejsze oprocentowanie na dalszą drogę życia, które ma mnie wyciągnąć z tego potężnego debetu.
***
Ilekroć przychodzę na jej grób, powtarzam to samo: Ty byś mnie zrozumiała, mamo.
...
OdpowiedzUsuńuśmiechnij się do siebie na moment, a nawet najsurowsza ocena własna lekko się osłodzi... spróbuj :)
moc dobrych życzeń śle!
Nie martw się damy sobie radę :) a mama zawsze by Cię zrozumiała:)dziękuje, że jesteś dajesz mi tyle radości Oluniu:*:)
OdpowiedzUsuńDzięki, granato. Własnej oceny osładzać nie potrzebuję. Staram się iść z uśmiechem przez te wszystkie przeszkody, które wypiętrzają się na moim horyzoncie. Uśmiecham się, raduję. KOCHAM!!!
OdpowiedzUsuńW notce mówię raczej o tym, jak jest widziane moje życie przez kogoś. Kogoś, kto powinien je wspierać. Chociaż troszkę. Albo chociaż udawać, że wspiera.
Pozdrawiam :)
Kocham ;***** :)
OdpowiedzUsuń