Kto nam wmówił, że tu powinno być przyjemnie, rozkosznie, radośnie i lekko?
Kto tak bezmyślnie uładził świat, że jesteśmy ślepi na gehennę dookoła? Czemu nikt nas nie uczy od samego początku o: bylejakości, nędzy, rozpaczy, chłodzie, nienawiści, umieraniu, osamotnieniu, brzydocie...? Czemu, kiedy je dostrzeżemy, ratujemy się nadziejami...?
Kto tak bezmyślnie uładził świat, że jesteśmy ślepi na gehennę dookoła? Czemu nikt nas nie uczy od samego początku o: bylejakości, nędzy, rozpaczy, chłodzie, nienawiści, umieraniu, osamotnieniu, brzydocie...? Czemu, kiedy je dostrzeżemy, ratujemy się nadziejami...?
Lubimy się okłamywać. Zewsząd nadciągają akwizytorzy szczęśliwości, konsultanci ds Dobrych Nadziei, sprzedawcy Lepszego Życia, Pięknego Świata, Dobrej Zabawy, Przyjaznego Państwa, Praw Człowieka i Obywatela...
A może to właśnie depresja jest naturalnym stanem umysłu, może to z jej perspektywy świat wreszcie jest prawdziwy? O ile bardziej człowiek potrafiłby docenić swoją chwiejną radość, ulotne ciepło i bezbronną czułość, gdyby wiedział, że te stany nie są naturalne, nie zostały nam przez nikogo dane w geście wielkiej łaski. O, nie!! - je trzeba wydzierać życiu w nierównej, rozpaczliwej walce. O ile bardziej bylibyśmy odporni na ból, gdyby go ciągle nie uśmierzać, nie redukować, nie spychać na margines świadomości...
O ile łatwiejsze byłoby ludzkie życie, gdyby zaakceptować prostą prawdę: ono jest cierpieniem...?
A może to właśnie depresja jest naturalnym stanem umysłu, może to z jej perspektywy świat wreszcie jest prawdziwy? O ile bardziej człowiek potrafiłby docenić swoją chwiejną radość, ulotne ciepło i bezbronną czułość, gdyby wiedział, że te stany nie są naturalne, nie zostały nam przez nikogo dane w geście wielkiej łaski. O, nie!! - je trzeba wydzierać życiu w nierównej, rozpaczliwej walce. O ile bardziej bylibyśmy odporni na ból, gdyby go ciągle nie uśmierzać, nie redukować, nie spychać na margines świadomości...
O ile łatwiejsze byłoby ludzkie życie, gdyby zaakceptować prostą prawdę: ono jest cierpieniem...?
To już trzy lata odkąd odeszła w taki październikowy poranek...
Wiedziała o tym wszystkim - aż za dobrze.
Nie. Uważam, że jest nieco inaczej. Życie jest wspaniałą przygodą, niepowtarzalną szansą daną człowiekowi.
OdpowiedzUsuńI jest też zbyt abstrakcyjnym konceptem, by je za coś obwiniać. Stąd już prosta droga, by pukać do drzwi Absolutu i mieć do Niego pretensje.
To, co w życiu jest beznadziejne, ale nie jest winą życia samego w sobie, to właśnie ludzie. Działający jak wstęga Moebiusa, dający coraz więcej radości i jednocześnie coraz bardziej krzywdzący. Bezinteresownie podli i bezinteresownie święci. Mogę tym gardzić, ale jestem taka sama. Nie jestem lepsza, nie wylatuje nad poziomy. A ten, w czyjej głowie zrodził się ten koncept, mógł się 200 razy zastanowić, czy począć innych, czy może zacząć od porządkowania własnego poletka (obie wiemy, jak poukładał sobie życie ten właściciel rzędu dusz, który spaczył pojmowanie tego, co nazywamy obowiązkiem).
Mamy wolną wolę i wykorzystujemy ten przywilej na równi z bezrozumnymi stworzeniami.
L.I.
Ale...
OdpowiedzUsuńTen blog nie zawiera uczciwych słów.
OdpowiedzUsuńL.I. - myślę, że moje przemyślenia i Twoje wcale się nie wykluczają. Nie wykluczam, że życie jest "wspaniałą przygodą, niepowtarzalną szansą daną człowiekowi", oj nie - jest łaską, tajemnicą, cudem niepojętym!! :)
OdpowiedzUsuńW tej notce chodziło o coś innego. Poczułam się okłamana. Uważam, że cierpienie jest tak nieodłączną częścią życia, że nie można o nim nie pamiętać. A dzisiejszy świat tak wydaje się funkcjonować.
Żeby było jasne - nie mam do nikogo pretensji.
Masz wiele racji.
Dziękuję Ci za komentarz ;*
Czy Anonimowy czytelnik mógłby się przedstawić...?
OdpowiedzUsuńskoro zostałem anonimem w wirtualnym świecie słów to jakże mam się teraz przedstawiać? Nie miałem złych zamiarów. Chodzi mi o to, że mówienie o cierpieniu tak lekko i tak dużo zamienia się w jeszcze większą pustkę."Kto prawdziwie cierpi ten milczy" tak mówiło wiele osób. Między innymi Goethe.
OdpowiedzUsuńWiem, co ma Pan na myśli.
OdpowiedzUsuńWiem, że ten tekst jest niespójny i chciałam w nim za dużo powiedzieć, i że napisałam go za szybko. Dopiero teraz widzę swoje błędy.
Przede wszystkim bardzo mocno wszystko uogólniłam. Są różne rodzaje cierpienia i bólu.
W tej notce chodziło mi głównie o to, że współczesna kultura stara się to cierpienie ukrywać. Kulturę rozumiem najszerzej, jak można: jako wszelkie działania człowieka.
Wiem, że moje mądralińskie rozprawiania na tak wielkie tematy brzmią dość sucho i, w Pańskim odczuciu, nieszczerze. Nie chodzi o to, że ja w tym momencie bardzo mocno cierpię i robię sobie taki wywód.
Opisałam swoje przemyślenia, nie uczucia, nie emocje dotyczące mnie (choć brzmi to bardzo emocjonalnie).
W końcu to blog, a nie rozprawa naukowa.
Ano wiem, L. - jak najbardziej miałaś prawo wywnioskować to, co wywnioskowałaś. To po prostu wynika z tekstu, ze stwierdzenia "coś jest czymś", które wyklucza inne definicje. Pisałam trochę w buntowniczym nastroju, szybko, pod wpływem chwili. Wybacz.
OdpowiedzUsuńTeraz dodałabym do tego "życie jest W DUŻEJ MIERZE cierpieniem". Przecież nie tylko nim samym.
Mogę napisać, że na "mądralińską" Pani nie wygląda, tylko na wrażliwą duszę i bystry umysł tonący w potoku słów,ale mogę się mylić, bo nie znam Pani czynów.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy jestem przemądrzała, wrażliwa, czy nadwrażliwa. Różni ludzie różnie to odbierają o oceniają.
OdpowiedzUsuńWiem na pewno, że stanowczo za dużo mówię i zbyt często działam pod wpływem emocji. W tym drugim przypadku często się zdarza, że wyrządzam komuś krzywdę.
...O ile do tego posta jestem w stanie się ustosunkować, to ciężko mi odeprzeć zarzuty do nieuczciwości całego bloga...
OdpowiedzUsuń:|
Olu, każdy ma prawo do chwil słabości. Tak też przypuszczałam, że Twój wpis zrodził sie pod wpływem impulsu - i za to Ci dziękuję. Bo to oznacza, że jesteś człowiekiem, a nie maszyną, że czujesz, że żyjesz.
OdpowiedzUsuńA moja odpowiedź miała na celu skłonić Twoje myśli w jaśniejsze rejony:)
Ściskam gorąco:)
L.