24 stycznia 2010

...

Wróciliśmy z Markiem z Krakowa. Zmarznięci, zmęczeni i zirytowani.
Udało się. Pozaliczałam te wszystkie głupoty. Oczywiście nie uniknę fatygowania się na uczelnię specjalnie po wpisy, bo ktoś nie zdążył przeczytać pracy, którą wysłałam odpowiednio wcześnie. Albo kogoś z wykładowców nie było. Nie nawiedzę takich sytuacji. Bałagan, zamieszanie, dezinformacja.
To był męczący dzień. Zajęcia od 8:00 do 18:00 - co prawda z przerwami, ale co ma zrobić ze sobą człowiek w tych przerwach na tej uczelni w zimie - nie wiem. Mają co prawda na Ignatianum kawiarnię-stołówkę studencką, na której podają paskudną kawę, która jest wiecznie zatłoczona, głośna i ZIMNA. Zresztą na tej uczelni wszędzie jest ZIMNO, począwszy od sali wykładowej, w której upychają podyplomowych. W każdym semestrze zmieniali nam salę po naszych nieśmiałych sprzeciwach, ale w każdej marzliśmy jednakowo...
End!!!  Jeszcze tylko napisanie pracy i koniec z moją podyplomówką. Spotkałam się w piątek z panią promotor i mniej więcej już wiem, jak się zabrać za temat. Bardziej mniej niż więcej, ale i tak jestem przez to spokojniejsza...

Co ja bym tam zrobiła bez Ciebie - nie wiem. Nie dotrwałabym do ostatniego wykładu i egzaminu, który po nim zdawałam. Dziękuję. Za cały ten dzień. I za piątek.  Że byłeś i znosiłeś ze mną to wszystko - zimno, korki krakowskie, wstrętną kawę w kawiarni Veni, nudne wykłady, mój stres, moje humory. I że w przerwie wyciągnąłeś mnie w moje ulubione miejsce w Galerii Krakowskiej: do zoologicznego przed klatki z papugami :o)

2 komentarze:

  1. O! Jak dobrze, że jeszcze musisz przyjechać do Krakowa coś pozaliczać. Proszę, daj znać, kiedy to nastąpi. Bardzo chciałabym się z Tobą spotkać.

    OdpowiedzUsuń
  2. To będzie albo 6 albo 13 luty. Albo i to i to - dokładniej dam Ci znać mailem, jak się dogadamy z profesorami.
    Też bym chciała...
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.