26 lipca 2008

tak po prostu

Nadeszły pochmurne, deszczowe tygodnie lipcowe o szarym kolorze nieba. Czasem prześwituje słońce i wtedy lśnią diamenty kropelek na listkach, łodygach i kwiatach. Co niektóre gatunki pochyliły się pod ciężarem wody i sterczą tak znudzone, obolałe...
Powtarzalność tutejszych dni, tygodni, poranków, popołudni i wieczorów jest bezpieczna i dobra. Przewidywalna zwyczajność, schematyczność, której ukradkiem się przyglądam i odkrywam coraz więcej wartości. Skłaniają mnie do tego lekturowe zaległości autorstwa Myśliwskiego. Tak, tak - TUTAJ jest środek mojego Widnokręgu... ^_^
Powtarzalność, przewidywalność, podobieństwo - to trwałość, ciągłość...
Wklejam zdjęcia. Wywołałam mnóstwo zdjęć, setki. I teraz układam, oglądam, wklejam, wspominam. To już trzeci album. Łezka w oku. Wspomnienia dobre i złe. Czasem te złe chciałoby się wyrzucić, albo powycinać - te twarze... Ale jakoś trzeba powklejać. Z pamięci i tam nie wymażesz. Jedyne pocieszenie to to, że ja też w ich pamięci będę psocić. Choć czasem mnie korci, żeby te złe uczynki ponaprawiać, odbudować zerwane mosty... To tak wieczorem, przed zaśnięciem, gdy nie mogę zasnąć. Ale już rankiem uważam to za głupi pomysł.
Przed zaśnięciem w ogóle przychodzą głupie pomysły - głupie w swej niemożliwości, złudzenia. Mam wtedy jakąś rozpaloną wyobraźnię, która wiedzie mnie na manowce, uważając rzeczy nierealne za realne...
A teraz chciałam napisać o czymś zupełnie innym i... zapomniałam. Cóż, mi więc pozostaje innego, jak nie zakończyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.