3 lipca 2008

przed obroną

Kropka i to ostatnia.
Praca magisterska i odpowiednie dokumenty już w sekretariacie. Obrona we wtorek. Prawidłowo: za tydzień od momentu złożenia pracy. Pierwsze miało być w piątek, ale okazało się (na szczęście), że pan recenzent nie zdąży  przeczytać mojej do piątku. Boję się
jak cholera - z jednej strony, z drugiej znowu jest mi już wszystko obojętne. Wiem, że niczego nie zmienię, że jak zrobiłam jakieś błędy w analizie, w wywodzie... to recenzent już się w nie uważnie wczytuje...
To moje pisanie na ostatnią chwilę, w pośpiechu, poprawianie, uzupełnianie, drukowanie do czwartej nad ranem w przeddzień oddania - to właśnie cała ja. Cała ja: studentka polonistyki. Przez pięć lat: jakiekolwiek pisanie na ostatnią chwilę,jakiekolwiek prace pisemne z licencjacką na czele - pośpiech, nerwy,syndrom ostatniego dnia (albo raczej nocy). Oleńka zawsze znajdzie czas na wszystko inne, gdy trzeba usiąść i pracować.
To było takie typowe, nie dziwi mnie. Wyrobiłam się, zdążyłam - zobaczymy z jakimi konsekwencjami.
Lubię siebie za to :)
Dzień przed oddaniem: trzeba kupić nowy toner do drukarki, ale wieczorem okazuje się, że nie pomyślałam o papierze (=kurs do wioski obok, dzięki Ci, Boże, że kuzynka ma sklep papierniczy...). Od rana chciałam pisać, ale jak przyszła burza, to nie mogłam włączyć komputera do prądu przez parę godzin. Promotor umówił się ze mną na 10:45 - a chcąc załatwić oprawę, zrobić zdjęcia, wypisać się z bibliotek i wydrukować dowód wpłaty - moimi najwcześniejszymi połączeniami autobusowymi przez kochaną Zakopiankę - nie zdążyłabym. Więc Marek bierze urlop i jedziemy samochodem. I biegamy. Cały dom postawiony na nogi. Paweł z Markiem tłumaczą mi streszczenie pracy na angielski. Gdy trzeba drukować stronę tytułową, nikt nie wie, jak jest po angielsku "metaforyka". Nie metafory, metaforyczny, tylko ta cholerna "metaforyka". Skąd mam wiedzieć, może jest, może nie ma, w końcu to pierwsza strona, głupio by było zrobić byka. Więc od 23:00 do 24:00 dzwonimy i piszemy do wszystkich nam znanych anglistów. Okazuje się, że nie ma takiego słówka v_v... Więc piszemy po prostu:
Metaphors in Halina Poswiatowska`s poetry...

Jeszcze podziękowania, jeszcze przypisy, jeszcze poprawki edytorskie.

Około drugiej w nocy:
-Marek.... ale nie będziesz na mnie zły...?
- No?:)
- Muszę jeszcze zrobić spis treści... _^_``...

...............
Cytując wysoce kunsztowny i oryginalny fragment z tekstu niejakiego Sz. Wydry (z którym na FZP zrobiłam sobie ze snobizmu zdjęcie :D) - "co ma być, to będzie" - a teraz zmykam się uczyć.
Gorąco...

3 komentarze:

  1. Trzymam kciuki:) Wierze że uda się nie wątpię nawet przez chwile:) Zresztą będę tuż obok:) Bardzo Tucnie zreszta:):*

    OdpowiedzUsuń
  2. zielone-kocie-oczy23 marca 2010 17:27

    jej, mam nadzieję, że ci się wszystko uda!
    w tym robieniu wszystkiego na ostatnią chwilę widzę samą siebie ^_^
    jednak, to ci nie zaszkodziło O_o
    polonistyka. szacun.

    gratuluję gustu muzycznego!
    też uwielbiam SDM, M. Bajora, TGD, G. Turnaua, Kaczmarskiego, Akurat, Kazika i Kult, Grechutę, Antoninę Krzysztoń. Myslovitz, WGB, Akurat, Gintrowskiego

    Rubika trochę ^_^
    a reszty nie znam O_o

    haiku też lubię ^_^

    OdpowiedzUsuń
  3. dziękuję Wam za komentarze:) Mareczku - Tobie to za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś w tym nerwowym dniu i nocy przed dniem oddania pracy:*:*
    A zielonym-kocim-oczom (nie wiem, jak inaczej mogę się do Ciebie zwrócić:) - też gratuluję gustu muzycznego:)) Fajnie że wpadłeś/aś, zapraszam ponownie:).

    PS: Pana Rubika nie szanuję już tak bardzo jak kiedyś. Był dobry do "Tu es Petrus", ("Świętokrzyska Golgota" to perełka!!) - a potem to już wg mnie szmira i powtarzalność...

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mogą pojawić się z małym opóźnieniem - są moderowane.