30 kwietnia minęło pięć miesięcy, od czasu, gdy położyli mi na brzuszku, na piersi taką malutką kruszynkę, a ja się rozwyłam (nie napiszę, że rozpłakałam, bo rozwyłam) z radości. Choć i 'radość' to zdecydowanie niekompletne słowo. Bo tam była i radość, i błogość, i ulga, i niedowierzanie, i dziękczynienie, i wdzięczność i coś jeszcze, co nienazwane. A wdzięczności chyba najwięcej.
Pamiętam, jak przerażało mnie kompletowanie wyprawki. Finansowo - też, owszem, ale ta wielość, różność, i wymyślność - kto by to objął, spamiętał, kto by się w tym zorientował - w tych ubrankach, rozmiarach, kosmetykach, zabawkach, przyborach, w całej masie niepotrzebnych gadżetów... Długo po narodzinach Hani nie odróżniałam śpioszków od pajacyka i długo bałam się ubrać jej czegokolwiek przez główkę... Ależ szybko nauczyliśmy się wszystkiego, co konieczne! Po miesiącu spokojnie mogłam już dzielić się swoim doświadczeniem z innymi mamami.
Naturalną koleją rzeczy było to, że nocki Hania zaczęła przesypiać w naszym łóżku. Szybko zrezygnowałam z odkładania jej do łóżeczka. Śpi z nami i śpi nam dobrze i długo, coraz dłużej. Nocne karmienia i przytulania są czymś cudnym. Ostatnio i z dniami sytuacja jakby zaczęła się jakby poprawiać - drzemki stopniowo się wydłużają, ale na razie nie chcę zapeszać, więc - sza!
Jesteśmy świetnie zorganizowani. Planujemy dni. Dzielimy się obowiązkami domowymi i opieką. Razem sprzątamy, razem gotujemy, razem będziemy wkrótce kosić trawę (już zaklepałam sobie kosiarkę - muszę jakoś schudnąć...:)). Marek robi zakupy, ja robię mu listy. Choć planujemy w końcu ruszyć się gdzieś we trójkę. I nie będzie to romantyczna wycieczka do restauracji. Ja tam marzę zwyczajnie o wyjściu do Pepco, Biedronki, lokalnych sklepików, nie mówiąc już o galeriach handlowych. Poza lekarzami, nie wychodziłam nigdzie od października 2014. Tak, serio.
*
Co obecnie u Hanuli? (mogę się trochę powtarzać, pokrywać z powyższymi wywodami):
- Ma dwa ząbki!
- W tym tygodniu sama obróciła się na brzuszek i teraz to ulubiona czynność, pierwsza po przebudzeniu (albo jeszcze nawet przed przebudzeniem!). W nocy, gdy szuka cycusia, też nam się turla po łóżku.
- Bawi się nóżkami, że hej!
- Wydobywa z siebie taki rozkoszny, długi gardłowy dźwięk i przeciąga go w różnych nutkach - no śpiewa nam po prostu! :)
- Z zaangażowaniem, pasją i największą przyjemnością produkuje plujki i robi motorki na buzi.
- Jest ogólnie coraz głośniejsza.
- W końcu zaakceptowała smoka uspokajacza.
- W końcu zaakceptowała smoka uspokajacza.
- Są chwile, gdy rozpiera ją energia - kopie nóżkami, śmieje się/marudzi, ciałko napięte, przyspieszony oddech - strasznie trudno ją wyciszyć. Mówimy wtedy, że Hanka dostała szwungu :D.
- Wszystkiego chce dotknąć, wszystkiemu się dziwi, wszystko chce widzieć, świat pożera ciekawskim wzrokiem.
- Wszystko ląduje w buzi!
- Można ją już czymś zająć na krótkie chwile - a to mata edukacyjna, a to biorę ją ze sobą, kładę do gondolki, daję zabawkę i opowiadam jej różności/ śpiewam/ recytuję, a jednocześnie udaje się coś przygotować do obiadu/ posprzątać - ale to jednak krótkie chwile...
- Odkurzacz mam na chodzie niemal codziennie - to najlepszy uspokajacz Hanki. Na topie jest wówczas piosenka "Odkurzaczem, odkurzaczem polecimy dziś na spacer ponad dachy, ponad chmury, by zobaczyć wszystko z góry...". Dom mam poodkurzany wzorcowo.
- Nadal karmię po 12-15 razy dziennie, ale często chodzi tylko o uspokojenie się przy piersi i pociamkanie sobie bez jedzenia. Na razie Hania jest karmiona wyłącznie piersią, nie chce ani herbaty koperkowej, ani wody.
- Sen - jak wyżej, po spacerach jest nieco lepiej, choć zazwyczaj zasypia mi na polku na rękach, a po przyjściu do domu jest pobudka.
- Spacerujemy dużo. Jeśli jest ładna pogoda to wychodzimy nawet po 3 razy. Chodzimy do ogrodu dziadków i koło lasu i koło domku - pchanie wózka po drodze bez chodników i z idiotami na motorach bez tłumików to żadna przyjemność ani dla mnie, ani dla dziecka. Zresztą, czy muszę dodawać, że Hania nie wytrzymuje długo w wózku i spacer kończy się na rękach mamy...?
- Usypianie wyłącznie na rękach (domaga się tego bardzo zdecydowanie...) i - rzadziej już - przy piersi.
- Nadal mam te sytuacje: płacz - przystawiam do piersi, bo myślę, że głodna - SKĄD, ryk jeszcze głośniejszy. Po 5 minutach bezskutecznego uspokajania przystawiam po raz kolejny - i okazuje się, że płakała - a jakże - z głodu. Hmm...
- Nocki wciąż przesypia ładnie i coraz dłużej - przestawiła nam się z 2:00-01:00 na 23:00-24:00, a czasem nawet sprawia nam prezenty w postaci zaśnięcia o 22:00, a raz nawet o 21:00 - SZALEJEMY!!!
- Coraz rzadziej budzi się z płaczem (w pewnym momencie to było regułą...), częściej z uśmiechem od ucha do ucha - do mamy, spod cycusia ;). Poranne przebudzenia, przeciągańce, przytulańce - coś wspaniałego!
- Oczka są biedne - Hania ma zatkane kanaliki łzowe, w oczkach wieczna kałuża, a rano ropka, czasem sklejone powieczki. Krople nie pomogły, zresztą poprawne zakropienie oczu u Hani graniczy z cudem - jak wyczuje sprawę, kręci głową, zaciska powieki no i płacz. Musimy wybrać się z tym do okulisty, oczywiście w Żywcu okulistyka dziecięca nie istnieje, Bielsko to dla nas póki co za daleko (Hania niezbyt lubi podróżować)... Szukamy w Suchej Beskidzkiej, zobaczymy. Zresztą nie wyobrażam sobie, że Hanka pozwoli lekarzowi dotknąć swoich oczu... no ale, musimy się wybrać tak czy tak.
- Coraz rzadziej ulewa, a było to dość uciążliwe w pewnym okresie.
- Wydaje mi się, że z płaczem jest lepiej, choć wciąż zdarzają nam się te chwile rozpaczliwego ryku - to chyba kolejne zęby.W każdym razie minęły już czasy wielkich przebojów jelitowo-kolkowo-zaparciowych.
- Umie przesunąć sobie slajdy na smartfonie :D
- Umie przesunąć sobie slajdy na smartfonie :D
fajną masz tą Hanię :)
OdpowiedzUsuńa zdjęcie Hani z papuzią jest przerozkoszne :)