30 czerwca 2012

na ziemi jest o niebo lepiej

Nieskazitelny turkus nieba o zmierzchu. Bezruch doskonały czerwcowych wieczorów. Chłonę ich spokój, ciepło i muzykę. Świerszcze grzechoczące ze wszystkich stron. Śpiew słowika i kosów. Kumkanie kumaków. Roje świetlików. Zapach trawy. Srebro księżyca za koronami drzew... 

Niczego więcej nie pragnę. Żadnych wyjazdów. Żadnych zmian położenia. Żadnych innych wrażeń.

Zaliczyłam semestr, skończyłam szkołę (z wyróżnieniem!^^). Podeszłam do egzaminu państwowego. Część teoretyczną miałam okazję sprawdzić - zdałam, a ostateczne wyniki w sierpniu. Jestem dobrej myśli, choć etap praktyczny zawsze bywa nieprzewidywalny. Jestem z siebie dumna, bo nie była to dla mnie łatwa szkoła. Myślałam, że po studiach szkoła policealna to będzie łatwizna, ale bardzo się pomyliłam. Nie było tam żadnej taryfy ulgowej. 

A teraz na całego cieszę się życiem. Cieszę się pracą. Daję tam z siebie 150%, czuję się potrzebna i doceniana. I choć wcale nie jest mi łatwo, a współpraca nie zawsze układa się pomyślnie, choć stres towarzyszy mi każdego dnia - dopiero teraz widzę, jaka jest różnica pomiędzy teraźniejszością a moim dawnym życiem bez etatu. I nie zrozumie tego nikt, kto takiej nocy w swym życiu nie miał. Teraz widzę to bardzo wyraźnie: nikt, kto nie doświadczył bezrobocia nie ma i nigdy nie miał jakiegokolwiek prawa dawać mi rad i szukać za mnie plusów w tej beznadziei, o jakiej nie ma pojęcia. 

Moje życie nabrało rytmu, smaku i sensu. Trawniki do skoszenia, książki do przeczytania i zrecenzowania, teksty do napisania, dom do posprzątania, sukienki do przymierzenia, zakupy do zrobienia, kwiaty do sfotografowania, szczyty do zdobycia, przepisy do wypróbowania - czekają! :-)

A w naszym domku są już okna! :-)

*
"To czego pragnę jest w zasięgu ręki
To, czego nie mam - nie istnieje"
- chce mi się śpiewać za Basią Stępniak-Wilk. 

I śpiewam.

3 czerwca 2012

...rozkwitanie jest trudne, w każdym razie - ryzykowne. Narażasz się na kaprysy pogody, wiatry, deszcze, tradycyjne majowe  przymrozki, o szkodnikach nie wspominając. I ta rozpaczliwa walka o dostęp do słońca wśród tych, co już wysocy i rozrośnięci, stabilni. 
Czasem po powrocie do domu mam tylko jedną potrzebę: zasnąć. Nadal "rosnąć w ciemności, jak korzeń niegotowa". Odpocząć. 

Moje życie traci smak i kolory. Nie odczuwam głodu, nie czuję smaku tego, co jem. Ciałem jestem w domu, myślami i emocjami w pracy. Nie słyszę, co mówi do mnie mąż. Denerwuje mnie śpiew moich papug, wyciszam muzykę, akceptuje tylko ciszę. Nawet nie umiem porządnie się wyspać.

Jak radzicie sobie ze stresem?