15 września 2008

"nic może zdarzyć się zawsze"...

Są takie dni, kiedy znikam. Przestaję być. Przyklejona do monitora komputera przeglądam jedne i te same strony, na których nic się nie zmienia. Odwiedzam skrzynki pocztowe bez spodziewanych wiadomości, blogi bez nowych notek, martwe wątki na forach. Słucham jednej i tej samej muzyki, czytam od miesiąca wciąż tę samą książkę, robię te same rzeczy, nie czekam na zaskakujące wiadomości, godzę się z monotonią, bezruchem, beznadziejnością. Dziś, wczoraj, jutro, wczoraj, dziś, jutro, pojutrze. Nic się nie zmieni. Czasem jakiś wyjazd, spotkanie, rozmowa, po której zostaje tęsknota, niedosyt i świadomość, że takich spotkań będzie coraz mniej. I że mało kto potrafi to zrozumieć. Skończyły mi się marzenia, skończyło mi się coś.... czego nie umiem określić. Uciekam i rezygnuję. Bo tutejszości nie da się przezwyciężyć... Choć skądinąd jest piękna.
Przybył chłód. Upijam się gorącą herbatą. Czekam na jesień. Słoneczną, suchą, barwną.

7 września 2008

aktualności, takie tam... ;)

W tym roku wrzesień zaczął się upalnie. Mam nadzieje, że cała jesień będzie piękna i ciepła. Dziś pierwszy odpust na Jasnej Górce:) Mam piernikowe serduszko od M.:* ^_^... Tłumy ludzi dziś tu zjechały...
Czas upływa. Na poszukiwaniu pracy, studiów, na codziennych zajęciach, pracy, rozrywkach, przemierzaniu Krakowa i Żywca. Studia już wybrałam. Pracy wciąż poszukuję. Wytrwale, oj, oj... Póki co nie narzekam - mam dach nad głową, z głodu nie umieram, za czynsz płacić nie muszę, na bruk nie wylecę:P.
Ostatnio w Żywcu odwiedziłam K. w jej saloniku, gdzie trudni się pięknem paznokci. Wstyd mi się zrobiło z powodu moich, których wciąż nie mogę przestać jeść!! W ogóle nie umiem dbać o paznokcie. A teraz mam motywację - że w końcu je zapuszczę i kiedyś wybiorę się do K., żeby mi je ładnie wystylizowała:)). A co!!:)
Spotkanie klasowe - się odbyło. I byłam, na chwilkę, bo w piątek M. wrócił z Białorusi i chcieliśmy spędzić razem jego urodzinowy wieczorek:) Ale byłam, zobaczyłam, posiedziałam... Czy pogadałam? Nie wiem, rozmowy było w tym  mało - w moim rozumieniu rozmowy. Gdy tyle ludzi się zejdzie i jeszcze bab, to nie ma za bardzo jak rozmawiać - każdy każdego zagłusza, nie można wygadać się do końca. Więc takie skrawki rozmowy: zdania przerwane wpół, niedokończone wątki, niewypowiedzenie ogólne, jednym słowem - niedosyt. I nie wiem, czy jest sens starać się o sytość.

3 września 2008

szarość [zainspirowane notką A. N.]

Wiem, co masz na myśli, A. Chyba rozumiem, być może... - sama wiesz, że zrozumienie drugiego człowieka to najtrudniejsza sprawa świata.
Życie jednak jest szare (tak, banałek, że hej) i ludzie też szarzeją. Nie dziwię się im, bo sama ostatnio poszarzałam z tego wszystkiego. Wtedy zaczęłam powoli rozumieć (być może) szarość i jej bohaterów. Zawsze uważałam się za kogoś wyjątkowego i innego od innych pod tym względem właśnie. Pomijając wyjątkowość każdego istnienia i każdej osobowości, niewiadomą mieszaninę cech, talentów, podobieństw i różnic - ja widziałam zazwyczaj kolorową siebie na szarym tle. Może w pewnych środowiskach i miejscach nadal tak jest/ nadal tak uważam, choć najczęściej to reakcja obronna i ucieczka w swoje widzimisię.
Jestem teraz gdzieś pośrodku. Niech tak zostanie. Obym całkiem nie poszarzała. Nie zrozum  mnie źle - jestem szczęśliwym, kochanym, spełnionym ludziem w samym sercu szarego świata.  Ostatnio przekonałam się po prostu, że w życiu są takie sytuacje, którym nie możesz stawić czoła, które odzierają Cię z Twoich barw, zdepczą kolorowe ideały. Że nie ma innej rady - bo żyjemy tu, teraz, w takich i takich systemach polityczno-ekonomiczno-gospodarczych, wedle takich i takich praw, wśród takich i takich trudności, pośród takich i takich ludzi.
Stawienie czoła tym najbardziej szarym codziennym trudom jest czymś... niezwykle barwnym i zasługuje na uznanie.
Chroń mnie, Mój Tęczowy Świecie, przed szarością codzienności. I nie pozwól mi zginąć w Tobie.