5 października 2013

Co będzie kiedy ręce odpadną od wierszy

Tyle miałam do napisania. Tyla do powiedzenia. Odeszło. Zawieruszyło się między dniami i nocami, codziennością tą zwyczajną i tą niesamowitą, między prozą życia i poezją istnienia. Odpłynęło z nazbyt rwącym nurtem czasu. Szkoda.

Trzymam się. Trzymam i nie puszczam. Płaczę. Wznoszę się i opadam jak zawsze, choć ostatnio jakoś ciężej znoszę upadki. Zbyt wiele nerwów, przekleństw, nienawiści. Jestem wyczerpana. Wypalenie po pół roku pracy? Całkiem możliwe.

*
Nie wiem, jak to się stało, ale spełnia się moje marzenie. Śpiewam. I jeszcze mam okazję słuchać wierszy w jego interpretacjach. To niesamowite, że ks. L. zaprosił mnie do swoich projektów. Kiedyś bardzo o tym marzyłam. To dla mnie wielki zaszczyt i nobilitacja. Okazja do przekraczania siebie, strachu, tremy, swych ograniczeń.


[fot. Michał Mazurek - źródło zdjęć]


Dziękuję.

A wczoraj zakończyła się w moim życiu pewna epoka. Cztery lata temu w pierwszy piątek października odwiedziliśmy z Markiem żywiecką kafeterię "Roma", by odwiedzać ją przez wszystkie pozostałe piątki i słuchać muzyki, która stała się tak ważną częścią mnie... Tyle razy odkrywały się tam przede mną wielkie prawdy, tyle razy wychodziłam lżejsza i pełna poezji. To tam poznałam Jarka K., człowieka, który wiele zmienił w moim widzeniu świata i wrażliwości, wiele mi podarował. Tam słuchaliśmy niezliczonych opowieści, anegdot, kawałów, wzruszaliśmy się, kłóciliśmy (też!) i zaśmiewaliśmy do łez. Ile kawy, herbaty i wina. Ile wierszy, wspomnień i zwierzeń. Ile "strun światła", tajemnic, metafizyki, metafor, które rozszyfrowałam... Bywały wieczory lepsze i gorsze. Bywało towarzystwo znośne i nieznośne na tyle, że koncert trzeba było kończyć za szybko. Bywały ciepłe letnie noce z powrotami o trzeciej nad ranem...

Wczoraj spotkaliśmy się tam ostatni raz. Nikt z nas tego nie chciał, nikt się tego nie spodziewał - względy bezwzględnych praw ekonomii i ludzkich nieporozumień. Trudno było się rozejść. Będziemy tęsknić za tym miejscem, które dawało nam tak wspaniałą sposobność spotkań. Ale wiemy, że spotkamy się jeszcze - w innych murach. Tak, to nie będzie już to samo - i to smutne. Ale wiemy też, że stworzyliśmy razem pewną przestrzeń, która nie potrzebuje już murów. I że to wszystko wciąż trwa. I musimy to ocalić. 


 
 *
"Lubię, kiedy na moim niebie są inni ludzie. Dobrze ich znam. Są cenni, nie pozwalam im wymknąć się z rąk. Kiedy latamy razem, nic nie jest w stanie pociągnąć mnie w dół. I to pozwala mi szeroko rozłożyć skrzydła.”**

Jest za co dziękować, Boże. 

**Danuta Awolusi, „Na wysokim niebie”, Wydawnictwo SOL, Warszawa 2013, s. 268. 
Piękną książkę napisała Danusia.   
Trzy ostatnie zdjęcia pochodzą z fanpage`u "Romy"

PS: Przepraszam, że czasami na długo ograniczam dostępność bloga. Niestety pewne osoby nie potrafią zdjąć brudnych buciorów, gdy wchodzą w czyjeś życie.