...płaczę:
- z bezsilności,
- z niepewności siebie,
- ze strachu,
- ze stresu,
- ze zmęczenia,
- z niewyspania,
- z przeciążenia zadaniami odpowiedzialnymi i nazbyt terminowymi,
- z niezrozumienia,
- z piętrzenia się obowiązków pozazawodowych, a równie terminowych,
- z braku czasu na to, by porządnie się wypłakać.
A wokół maj, a wokół niedziela i świat tak bardzo przeniknięty Bogiem: "święto bezgranicznego, bezbrzeżnego, rozlewającego się życia. Życia prawdziwego, które nie zna zapór i tam, które nas porywa...". Chciałoby się płakać z radości - jeśli już płakać. A ja płaczę, bo boję się tej pustki, kiedy L. już stąd odejdzie (już tuż tuż, coraz bliżej, kwestia tygodni - myślałam, że się z tym pogodzę, ale jakoś ostatnio nie...). Już mi pusto - gdy słucham jego słów tak pełnych, tak znakomitych, tak trafnych i tych ostatnich tutaj - z trudem tamuję łzy.
jak najwięcej zdarzeń, które te łzy osuszą...
OdpowiedzUsuńwszystkiego uśmiechniętego :)
ściskam serdecznie