26 maja 2011

Zagubić się, zatracić w takim świecie. Nim zieleń ściemnieje, błękit wyblaknie, ptaki ucichną. W natchnieniu nieustającym spaceruję po ogrodzie. Upajam się wieczorami o zapachu skoszonej trawy, bzu i chmur. Soczyste barwy rozlewają mi się w duszy, gdy słyszę śpiew kosów, konkurujących o najpiękniejszą pieśń dziękczynną o istnieniu. Mam zielone stopy, dłonie i kolana. Słońce przebija się przez parszywą skorupę. Radość małych rzeczy jest większa niż smutek spraw wielkich. Łagodzę smutki miękkością trawnika pod stopami. Jestem jak wrażenia, które odbieram - przelotna i wątpliwa. Spycham siebie na margines. Unieważniam.

Zapomniałam o sobie. 
Tak jest dobrze, tylko ostatnio nie mam o czym pisać.

6 maja 2011

no niee..... . zaraz się popłaczę:
czyżby cały ten rozrodczo-macierzyński cyrk nie ominął mnie w tym roku...? :) Chcę wieść spokojne życie...