Drogi Liryku, wszystkie ostatnie zmiany na tym blogu można by wyjaśnić jednym słowem: bezrobocie. Objęta jego znaczeniem czasem radzę sobie nadzwyczaj dobrze, a czasem w ogóle sobie nie radzę. Wtedy życie, a tym bardziej pisanie o nim, staje się dla mnie zbyt trudne. Zmaganie się z tym problemem i beznadzieja, którą we mnie sieje, stają się silniejsze, prowadzą do rozpaczy. I kiedy w takim stanie próbowałam pisać notkę, stało się właśnie to, co widać.
;o)
OdpowiedzUsuńJa tak szybko z serca nie wyrzucam kogoś kogo polubię. Co najwyżej zamykam gębę i zajmuję się wówczas liczeniem ryb w przerębli, albo próbuje zrozumieć mowę świerszcza co za kominem przygrywa na swojej tarce. Jakieś zawirowania tutaj spostrzegłem i nie wiedziałem czy to nie jakiś dołek nakryty trzciną ,pośrodku z kawałkiem koziego sera jako przynęta . Uwielbiam kozi ser z czarną oliwką i odrobinką anchois pod riesling-ale bałam się ewentualnego dołka-tym bardziej że mój kolega właśnie niedawno już na zawsze w takim dołku zamieszkał.
Trochę obowiązków mi przybyło,ale pamietam... ;o))
--bałem-- ! nie zmieniam płci... ;o)
OdpowiedzUsuńCenię Pański upór w tej materii :)
OdpowiedzUsuńGdyby mieli go inni, ważni dla mnie ludzie, miałabym nadal tak wielu dobrych znajomych, jak niegdyś. A może nawet przyjaciół...?
Pozdrawiam!
Mój upór działa w dwie strony, jak nie przymierzając furtka w starym płocie wahająca sie w te i wewte.Czy całkiem od siebie ją w tamtą stronę uchylić, czy całkiem do siebie w drugą stronę pociągnąć-zawsze można rzec że jest otwarta.Dlatego twierdzę, że jestem zawsze uparty,albo zawsze otwarty. Ale jak jest w rzeczywistości ocenia ten kto z furtki korzysta i z której strony i jak się zapatruje na wahanie furtki i wie po co to robi.Dodam i to, że inne furtki zamykające się mi przed nosem na zatrzask - omijam i w zasadzie już nigdy do nich nie wracam. A przez płot nie zwykłem przeskakiwać. Cała tajemnica takiej furtki tkwi w zawiasach zrobionych ze starej opony od Malucha... ;o))
OdpowiedzUsuńNie wierzę w to, że tracisz przyjaciół...